12
Najnowsza aktywność

3

Najnowsza aktywność

Publikacje

W dziale publikacje odnajdziecie Państwo materiały poświęcone różnym aspektom działań o charakterze propagandowym i dezinformacyjnym Federacji Rosyjskiej, Białorusi i Chin. W opracowaniach odnajdziecie Państwo między innymi:

  • Raport
  • Analiza
  • Komentarz
  • Komentarz Analityczny
  • Wydawnictwo seryjne
  • Publicystyka okolicznościowa
  • Publikacja naukowo-badawcza

Dla sprawnego wyszukiwania polecamy zastosować tagi wpisów.

  • Wszystko
  • białoruś
  • Białoruska propaganda
  • chiny
  • kampania propagandowa
  • komentarz analityczny
  • modus operandi
  • nauka
  • osoby
  • publicystyka
  • raport
  • Reżim Łukaszenki
  • rosja
2025-12-19
Rewizja granic jako narracja. Przekaz dr. Rafała Brzeskiego w Radiu Wnet i reprodukcja rosyjskich linii przekazu

W jednej z ostatnich audycji Radia Wnet gościem był dr Rafał Brzeski, publicysta i politolog, który w trakcie rozmowy przedstawił rozbudowaną wizję przyszłości wojny w Ukrainie oraz bezpieczeństwa Polski. W swoich wypowiedziach snuł scenariusze zakładające między innymi możliwość rewizji granic Rzeczypospolitej, istnienie zakulisowego porozumienia pomiędzy Berlinem, Kijowem i Moskwą oraz dążenie Ukrainy do uzyskania terytorialnej „rekompensaty” kosztem Polski. Tezy te zostały zaprezentowane bez dowodów, lecz w formie logicznie domkniętej narracji,...

2025-12-18
Wypowiedź Władimira Putina wygłoszona na posiedzeniu kolegium Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej nie była rutynowym bilansem działań ani technicznym omówieniem stanu sił zbrojnych. Została zbudowana jako narzędzie zarządzania znaczeniem wojny, które ma jednocześnie uporządkować interpretację wydarzeń w kraju i oddziaływać na kalkulacje odbiorców zewnętrznych. W tym wystąpieniu Kreml nie tylko opisuje rzeczywistość, lecz ją przepisuje, ponieważ definiuje, kto ma uchodzić za agresora, kto za ofiarę, gdzie leży odpowiedzialność i dlaczego koszty konfliktu powinny być uznane za konieczne. Analiza treści i układu argumentów pokazuje spójny schemat: najpierw pojawia się obraz nieodwracalnego postępu i „inicjatywy”, następnie moralne domknięcie ofiary, potem przerzucenie sprawczości na Zachód i technokratyczne uzasadnienie militaryzacji, a całość domyka sygnalizacja determinacji oraz próba osłabiania jedności euroatlantyckiej. To wystąpienie nie jest więc przemówieniem o armii, lecz przemówieniem o utrzymaniu kontroli nad społecznym znaczeniem wojny, tak aby konflikt mógł trwać bez otwierania przestrzeni na pytanie, czy powinien trwać. Zamknięcie debaty W warstwie wewnętrznej przemówienie służy domknięciu dyskusji o sensie wojny. Putin buduje obraz sytuacji jako w pełni kontrolowanej i nieodwracalnej. Narracja o zwycięskim marszu, inicjatywie strategicznej oraz rosnących możliwościach armii ma wytworzyć przekonanie, że obrany kierunek działań jest przesądzony. W tak skonstruowanym przekazie nie ma przestrzeni na pytanie o sens dalszych działań, ponieważ sens zostaje wytworzony przez samą dynamikę opowieści. Skoro państwo „idzie po swoje”, debata jawi się jako przeszkoda, a nie jako element procesu politycznego. Równolegle uruchamiana jest warstwa zastraszania. Akcentowanie systemów strategicznych, język odstraszania oraz sugestie nieporównywalnych zdolności militarnych nie służą wyłącznie budowaniu wizerunku siły. Ich celem jest wywołanie określonego efektu psychologicznego po drugiej stronie, polegającego na podniesieniu poczucia ryzyka i kosztu dalszej presji na Rosję. Jest to komunikat dotyczący intencji, a nie konkretnych parametrów wojskowych. Moskwa sygnalizuje gotowość do eskalacji po to, aby wymusić ostrożność, spowolnić proces decyzyjny i wzmocnić u odbiorców zewnętrznych mechanizm samoograniczenia, oparty na przekonaniu, że nie warto testować granic. W praktyce mamy do czynienia z formą strategicznego straszenia. Polega ono na budowaniu wrażenia, że dalsze wsparcie dla Ukrainy może prowadzić do niekontrolowanej konfrontacji, a w konsekwencji powinno zostać ograniczone, opóźnione lub obwarowane dodatkowymi warunkami. Przerzucenie odpowiedzialności na Zachód Drugą osią przekazu jest przesunięcie odpowiedzialności za wojnę na Zachód. W tej konstrukcji Ukraina zostaje sprowadzona do roli wykonawcy, określanego jako „reżim” zależny od doradców, wsparcia wywiadowczego oraz uzbrojenia państw NATO. Taka rama interpretacyjna odbiera Kijowowi podmiotowość polityczną i redukuje konflikt do konfrontacji z blokiem wojskowo politycznym. Zabieg ten służy nie tylko usprawiedliwieniu przedłużania działań zbrojnych, lecz także rozszerzeniu pola interpretacji samego konfliktu. W tej narracji Rosja nie występuje jako strona agresywna, lecz jako państwo, które rzekomo reaguje na zewnętrzną presję i zagrożenie. Odpowiedzialność za eskalację zostaje w ten sposób przeniesiona poza Moskwę, a wojna przedstawiona jest jako wymuszona odpowiedź na działania innych aktorów, a nie rezultat własnych decyzji politycznych i militarnych. Uodpornienie społeczeństwa na koszty Kolejnym elementem jest podnoszenie tolerancji społecznej na koszty wojny. Przekaz zawiera elementy o charakterze rytualnym, które zostają symbolicznie domknięte minutą ciszy oraz językiem długu wobec poległych. Zabieg ten przesuwa punkt ciężkości z kalkulacji politycznej na sferę moralnego obowiązku. Ofiara zyskuje sens dlatego, że została już poniesiona, a społeczeństwo zostaje wezwane do jej „uniesienia” poprzez lojalność wobec państwa i wytrwałość w obliczu długotrwałych obciążeń. Równolegle w narracji pojawia się wątek gwarancji socjalnych, który nie funkcjonuje jako marginalny element administracyjny, lecz jako fundament nieformalnego kontraktu między władzą a obywatelami. Państwo oczekuje wyrzeczeń i akceptacji kosztów konfliktu, a w zamian obiecuje opiekę, świadczenia oraz bezpieczeństwo rodzin osób zaangażowanych w wojnę. W ten sposób ciężar wojny zostaje osadzony w logice wzajemnych zobowiązań, które mają stabilizować nastroje społeczne i ograniczać potencjał sprzeciwu. Sygnalizacja determinacji i gotowości eskalacyjnej W wymiarze zewnętrznym przemówienie sygnalizuje determinację oraz gotowość do podnoszenia stawki. Akcentowanie systemów strategicznych, odwołania do logiki odstraszania oraz obraz rzekomo nieporównywalnych zdolności militarnych mają oddziaływać przede wszystkim na poziomie psychologicznym. Ich celem jest przekonanie zachodnich decydentów, że dalsza presja na Rosję wiąże się z realnymi kosztami oraz podwyższonym ryzykiem eskalacyjnym. Jest to komunikat odnoszący się nie tyle do konkretnych parametrów uzbrojenia czy zdolności operacyjnych, ile do postawy polityczno strategicznej. Moskwa dąży do tego, aby być postrzegana jako aktor odporny na długotrwałą konfrontację, zdolny do absorbowania presji oraz gotowy do eskalacji w sytuacji, gdy uzna to za konieczne. Taki przekaz ma kształtować kalkulacje po drugiej stronie, wzmacniając ostrożność i skłonność do samoograniczenia. Wbijanie klina w spójność Zachodu Ostatnim istotnym wątkiem jest próba podważenia jedności Zachodu poprzez selektywne różnicowanie jego aktorów. W przemówieniu pojawia się kontrast, w którym potencjalny dialog ze Stanami Zjednoczonymi zostaje zestawiony z wizerunkiem Europy przedstawianej jako aktor irracjonalny i kierujący się partykularnym interesem elit politycznych. Zabieg ten wpisuje się w technikę osłabiania koalicji, polegającą na rozbijaniu wspólnego frontu poprzez sugestię istnienia zasadniczych różnic w racjonalności, intencjach i zdolności do prowadzenia realnej polityki. Celem tej narracji nie jest przekonanie wszystkich odbiorców ani faktyczne otwarcie przestrzeni dialogu, lecz zasianie wątpliwości, które utrudniają wypracowanie spójnego stanowiska. Wystarczy stworzyć wrażenie, że po jednej stronie Atlantyku możliwy jest pragmatyczny kompromis, podczas gdy po drugiej dominuje emocja i propaganda. Tego rodzaju sygnały mają wzmacniać istniejące napięcia wewnątrz zachodniej wspólnoty i osłabiać jej zdolność do konsekwentnego działania. Schemat komunikacyjny Kremla Całość wystąpienia wpisuje się w wielokrotnie stosowany przez Kreml model komunikacyjny. Najpierw pojawia się ogłoszenie rozpędu rzekomego „zwycięstwa”, które ma budować wrażenie nieodwracalnej dynamiki wydarzeń. Następnie następuje sakralizacja ofiary oraz moralne domknięcie ponoszonych kosztów, dzięki czemu ciężar wojny zostaje przeniesiony z poziomu decyzji politycznych na sferę obowiązku i lojalności. Kolejnym etapem jest demonizacja przeciwnika oraz przesunięcie sprawczości na Zachód, co pozwala zredukować odpowiedzialność Rosji i przedstawić konflikt jako reakcję na cudze działania. W dalszej kolejności pojawia się technokratyczne uzasadnienie militaryzacji, przedstawianej jako racjonalna modernizacja państwa, po czym wprowadzany jest element kontraktu socjalnego skierowanego do uczestników wojny i ich rodzin. Całość zamyka finał mobilizacyjny, który ma pozostawić odbiorcę z poczuciem jedynej dopuszczalnej konkluzji, zgodnie z którą działania muszą być kontynuowane. Nie jest to zatem przemówienie poświęcone wyłącznie armii. Jest to wypowiedź dotycząca utrzymania kontroli nad społecznym znaczeniem wojny w taki sposób, aby konflikt mógł trwać, a jednocześnie nie otwierał przestrzeni na pytanie o jego zasadność. W tej konstrukcji wojna zostaje oswojona jako stan trwały i niepodlegający dyskusji. W wystąpieniach Władimira Putina wojna nie funkcjonuje wyłącznie jako działanie militarne, lecz także jako przedsięwzięcie komunikacyjne wymagające stałego zarządzania znaczeniem. Najnowsza narracja Kremla działa jak sprawny mechanizm, który z jednej strony podtrzymuje mobilizację wewnętrzną, a z drugiej próbuje osłabić spójność Zachodu oraz podważyć legitymację wsparcia dla Ukrainy. Istotne jest to, że cele te realizowane są równolegle. Jedno przemówienie ma jednocześnie uspokajać społeczeństwo, mobilizować je, odczłowieczać przeciwnika, uzasadniać koszty konfliktu oraz sygnalizować gotowość do eskalacji. Mobilizacja bez końca: cele wewnętrzne Kremla Pierwszym zadaniem tego przekazu jest utrzymanie społecznej akceptacji dla konfliktu w warunkach jego długotrwałości. W tym celu Władimir Putin konsekwentnie buduje obraz „inicjatywy strategicznej” oraz „wyzwolenia”, czyli pojęć mających wytworzyć psychologię nieodwracalności. Jeżeli postęp zostaje przedstawiony jako ciągły i systemowy, wojna zaczyna funkcjonować w świadomości społecznej jako stan normalny, a nie jako sytuacja nadzwyczajna. Jest to mechanizm normalizacji, w którym odbiorca ma uznać, że skoro państwo „idzie do przodu”, kwestionowanie sensu działań staje się czymś niestosownym lub wręcz nielojalnym. Drugim filarem tej narracji jest budowanie odporności na zmęczenie i dysonans poznawczy. W tym miejscu pojawia się warstwa rytualna, obejmująca minutę ciszy, odwołania do długu wobec poległych oraz formuły „wiecznej pamięci”. Koszt wojny, który mógłby prowokować pytania o racjonalność decyzji, zostaje przekształcony w obowiązek moralny. Logika tego mechanizmu jest prosta: skoro ofiara została już poniesiona, wycofanie się z działań zaczyna być przedstawiane jako zdrada sensu tej ofiary. W ten sposób emocje zastępują debatę, a przestrzeń do krytycznego namysłu zostaje zamknięta. Trzeci cel ma charakter polityczno-gospodarczy i dotyczy legitymizacji wydatków oraz głębokiej przebudowy państwa. Rozbudowane fragmenty poświęcone modernizacji armii, sprawności przemysłu zbrojeniowego oraz planom wieloletnim nie pełnią wyłącznie funkcji sprawozdawczej. Stanowią one sankcjonowanie trwałej gospodarki wojennej. Jeżeli militaryzacja jest opisywana językiem postępu, profesjonalizacji i racjonalnego zarządzania, a nie językiem obciążenia i wyrzeczeń, społeczeństwo łatwiej akceptuje trwałe przesunięcie zasobów w stronę sektora bezpieczeństwa. Czwarta funkcja dotyczy utrzymania lojalności środowisk wojskowych oraz aparatu państwowego. Wzmacnianie etosu poprzez odwołania do heroizmu, profesjonalizmu i wdzięczności działa jak spoiwo instytucjonalne, które stabilizuje system w warunkach presji. Równocześnie obietnice świadczeń i opieki nad rodzinami pełnią rolę elementu kontraktu, w którym państwo oczekuje poświęcenia, ale deklaruje rekompensatę i ochronę. W długotrwałym konflikcie morale przestaje być kwestią wtórną i staje się zasobem strategicznym, o który władza musi aktywnie zabiegać. Wojna „z NATO”, nie z Ukrainą: cele zewnętrzne W wymiarze zewnętrznym Kreml realizuje trzy zasadnicze operacje perswazyjne. Pierwszą z nich jest delegitymizacja wsparcia Zachodu dla Ukrainy. Ramowanie konfliktu poprzez pojęcia takie jak doradcy, instruktorzy, najemnicy czy wsparcie wywiadowcze ma przesunąć odpowiedzialność za dynamikę wojny z Rosji na państwa zachodnie. W tej narracji Ukraina traci podmiotowość polityczną i zostaje sprowadzona do roli wykonawcy cudzej strategii, natomiast Zachód obsadzany jest w roli faktycznego reżysera eskalacji. Taka konstrukcja pozwala Moskwie jednocześnie twierdzić, że działa w obronie własnej, oraz że prowadzi konflikt z najsilniejszym blokiem wojskowo-politycznym, co ma uzasadniać przedłużanie działań zbrojnych. Drugą operacją jest odstraszanie połączone z presją eskalacyjną. Eksponowanie systemów strategicznych oraz odwoływanie się do języka parytetu i równowagi sił pełni funkcję sygnalizacyjną. Rosja chce być postrzegana jako państwo gotowe na długotrwałą konfrontację, odporne na presję i zdolne do podnoszenia stawki w odpowiedzi na działania przeciwnika. Przekaz ten ma oddziaływać psychologicznie zarówno na decydentów, jak i na opinię publiczną w państwach zachodnich, wzmacniając przekonanie, że dalsze wsparcie dla Ukrainy wiąże się z narastającym ryzykiem i potencjalnymi kosztami eskalacyjnymi. Trzecim celem jest osłabianie spójności euroatlantyckiej poprzez różnicowanie poszczególnych aktorów Zachodu. Kontrastowanie rzekomej perspektywy dialogu ze Stanami Zjednoczonymi z obrazem europejskich przywódców przedstawianych jako irracjonalni i kierujący się emocjami ma sprzyjać rozchodzeniu się polityk po obu stronach Atlantyku. Kreml nie musi przekonać wszystkich partnerów Ukrainy. Wystarczy pogłębić istniejące napięcia oraz wzmocnić pokusę rozwiązań narodowych realizowanych kosztem solidarności i wspólnego stanowiska. Ramy interpretacyjne: jak Kreml przepisuje rzeczywistość Cele te są osadzone w powtarzalnych ramach interpretacyjnych, które porządkują sposób postrzegania konfliktu przez odbiorców. Jedną z nich jest narracja „wyzwolenia” oraz odwołanie do „ziem historycznych”. Zastępuje ona język agresji językiem odzyskiwania i rzekomej sprawiedliwości dziejowej, co pozwala neutralizować normy prawa międzynarodowego poprzez odwołanie do wyższej racji, stojącej ponad obowiązującymi regułami. W takim ujęciu działania zbrojne nie są naruszeniem porządku, lecz korektą historii. Drugą ramą jest przedstawianie wojny jako obrony suwerenności i bezpieczeństwa obywateli. Konflikt zostaje wpisany w logikę działań defensywnych, co obniża barierę moralną dla eskalacji. Obrona kojarzy się bowiem z koniecznością, a konieczność łatwo usprawiedliwia stosowanie twardych środków. Dzięki temu eskalacja nie jawi się jako wybór polityczny, lecz jako wymuszona reakcja na zagrożenie. Kolejna rama polega na przedstawianiu NATO jako realnego przeciwnika, a Ukrainy jako narzędzia w cudzych rękach. Taki zabieg przenosi sprawczość na Zachód, uzasadnia długotrwałość konfliktu oraz normalizuje jego koszty. Skoro Rosja ma walczyć nie z jednym państwem, lecz z całym blokiem wojskowo-politycznym, wojna musi trwać długo, a ponoszone straty zostają wpisane w logikę starcia o skali systemowej. Istotnym elementem tej konstrukcji jest również narracja o Europie rzekomo oszukanej przez własne elity. Podkopuje ona zaufanie do instytucji i przywódców europejskich, delegitymizując politykę odstraszania jako efekt manipulacji i wzniecania emocji, a nie jako odpowiedź na realne zagrożenie. W ten sposób Kreml próbuje rozbić jedność percepcyjną Zachodu i osłabić społeczne poparcie dla wspólnej polityki bezpieczeństwa. Całość dopełnia moralne odwrócenie ról, w którym Rosja przedstawiana jest jako strona racjonalna i pokojowa, a Zachód jako cyniczny i posługujący się językiem siły. Taka narracja działa jak alibi. Moskwa nie występuje w niej jako inicjator wojny, lecz jako aktor zmuszony do działania przez tych, którzy rzekomo rozumieją wyłącznie presję i przemoc. Jeżeli spojrzeć na to przemówienie jako na narzędzie wpływu, widać wyraźnie, że Kreml nie ogranicza się do komunikowania bieżącej sytuacji. Jego celem jest wytwarzanie warunków politycznej trwałości wojny. W kraju przekaz ten utrzymuje mobilizację i akceptację kosztów, natomiast za granicą pracuje nad zmęczeniem opinii publicznej oraz nad pęknięciami w sojuszach. W tym sensie kluczowy nie jest pojedynczy zwrot retoryczny, lecz powtarzalny schemat, który obejmuje normalizację konfliktu, moralizację kosztów, przerzucanie winy, menedżerskie uzasadnianie militaryzacji oraz stałe testowanie odporności Zachodu na presję. Ramy narracyjne i techniki manipulacji Wystąpienia Władimira Putina nie są jedynie komunikatami politycznymi. Stanowią narzędzia operacji wpływu, których celem nie jest opisanie konfliktu, lecz narzucenie jego interpretacji. Kreml dąży do zdefiniowania ról stron, wskazania sprawcy i ofiary, rozróżnienia między tym, co ma uchodzić za „obronę”, a tym, co zostaje nazwane „agresją”, oraz do uzasadnienia, dlaczego koszty wojny powinny zostać uznane za konieczne i niepodlegające dyskusji. W praktyce oznacza to posługiwanie się stałym zestawem ram interpretacyjnych i technik manipulacyjnych, które tworzą spójny system znaczeń. System ten jest w dużej mierze odporny na fakty, ale skuteczny psychologicznie, ponieważ operuje na emocjach, tożsamości i poczuciu obowiązku. Jednym z podstawowych narzędzi jest eufemizacja oraz tak zwany język czystości. Zastępowanie pojęcia wojny określeniem „specjalna operacja wojskowa” oraz mówienie o „wyzwoleniu” zamiast o zajęciu lub okupacji obniża próg emocjonalny i prawny w odbiorze konfliktu. Działania zbrojne mają nie wyglądać jak pełnoskalowa wojna, lecz jak ograniczona, techniczna operacja, która rzekomo pozostaje pod pełną kontrolą państwa. Taki język redukuje poczucie zagrożenia i odpowiedzialności, a jednocześnie utrudnia nazwanie rzeczywistości po imieniu. Kolejną techniką jest delegitymizacja przeciwnika poprzez etykietowanie. Używanie określeń takich jak „reżim w Kijowie” zamiast „rząd Ukrainy” nie ma charakteru neutralnego opisu, lecz służy przeniesieniu sporu z pola faktów na pole stygmatyzacji. W ten sposób strona ukraińska traci status legalnego podmiotu politycznego, a empatia wobec niej zostaje systematycznie osłabiana. Konflikt przestaje być sporem między państwami, a zaczyna być przedstawiany jako walka z tworem pozbawionym legitymacji. Istotnym elementem narracji jest również pozór dowodowości, oparty na liczbach i technicznych szczegółach. Wystąpienia obfitują w wskaźniki skuteczności, zestawienia produkcji zbrojeniowej, listy systemów uzbrojenia czy podsumowania operacyjne. Ich funkcją nie jest rzetelne informowanie, lecz wytworzenie wrażenia niepodważalności przekazu. Ma to sugerować, że spór interpretacyjny został już rozstrzygnięty, ponieważ „przemawiają dane”, a dane, w tym ujęciu, nie podlegają dyskusji. Często stosowaną konstrukcją retoryczną jest także fałszywy wybór połączony z przerzuceniem winy. Przekaz budowany jest wokół schematu, w którym Rosja rzekomo preferuje dyplomację, lecz zostaje zmuszona do użycia siły z powodu odmowy lub presji ze strony przeciwnika i jego patronów. Retorycznie wygląda to jak postawa umiarkowana i odpowiedzialna, operacyjnie natomiast stanowi usprawiedliwienie eskalacji oraz przesunięcie odpowiedzialności na Zachód, który ma ponosić winę za dalszy bieg wydarzeń. Silnym narzędziem emocjonalnym pozostaje sakralizacja ofiary. Minuta ciszy, formuły „wiecznej pamięci” oraz odwołania do długu wobec poległych kotwiczą przekaz w sferze moralnego obowiązku. Żałoba nie ma prowadzić do refleksji nad sensem wojny, lecz do jej moralnego domknięcia. Wycofanie się lub zakwestionowanie działań zostaje w tej logice przedstawione jako zdrada pamięci poległych, co skutecznie blokuje przestrzeń debaty. Kreml konsekwentnie stosuje także technokratyczne odpolitycznienie przekazu, które rozbraja krytykę na poziomie poznawczym. Rozbudowane fragmenty poświęcone programom zbrojeniowym, przestrzeni kosmicznej, sztucznej inteligencji czy modernizacji planowanej na odległe horyzonty czasowe przesuwają konflikt z pola moralno-politycznego na pole zarządcze. Wojna zaczyna funkcjonować jako kwestia ekspercka, techniczna i planistyczna, a nie jako problem etyczny i polityczny. Propaganda staje się mniej krzykliwa i bardziej „ekspercka”, choć jej cel pozostaje niezmienny. Uzupełnieniem tego obrazu jest normalizacja kontrowersyjnych sojuszy. Partnerstwa obciążone reputacyjnie są oswajane poprzez język dumy, wspólnej walki i braterstwa broni. Odwołania do męstwa, trudnej misji i solidarności mają wzmacniać obraz szerokiej koalicji w logice wewnętrznej, a jednocześnie sygnalizować na zewnątrz, że Rosja nie jest państwem izolowanym. W ten sposób nawet problematyczne relacje zostają wpisane w narrację normalności i konieczności. Całość tych zabiegów tworzy spójny mechanizm, w którym rzeczywistość nie jest opisywana, lecz systematycznie przepisywana. Nie chodzi o przekonanie odbiorców do pojedynczej tezy, lecz o trwałe ukształtowanie ram, w których inne interpretacje stają się coraz trudniejsze do sformułowania i zakomunikowania. Z perspektywy analizy propagandy kluczowe znaczenie ma fakt, że Kreml nie operuje jedną, liniową narracją, lecz konsekwentnie buduje złożony system komunikacyjny. Ramy interpretacyjne nadają wydarzeniom sens i porządkują sposób ich rozumienia, techniki manipulacyjne stabilizują przekaz i czynią go odpornym na fakty oraz sprzeczne informacje, natomiast rytuały pełnią funkcję zarządzania emocjami społecznymi, w szczególności lękiem, poczuciem straty i zmęczeniem konfliktem. W efekcie wojna zostaje osadzona w spójnym porządku znaczeń, który minimalizuje ryzyko erozji poparcia i ogranicza przestrzeń dla alternatywnych interpretacji. Taki układ komunikacyjny pozwala jednocześnie realizować kilka celów strategicznych. Na poziomie wewnętrznym umożliwia utrzymanie społecznej akceptacji dla długotrwałego konfliktu, oswajanie jego kosztów oraz stabilizowanie lojalności aparatu państwowego i środowisk siłowych. Na poziomie zewnętrznym służy systematycznemu przerzucaniu odpowiedzialności na Zachód, delegitymizowaniu wsparcia dla Ukrainy oraz podnoszeniu psychologicznej ceny dalszej presji na Rosję. Równolegle narracja ta działa jak narzędzie testowania spójności euroatlantyckiej, wzmacniając istniejące napięcia, różnice interesów i pokusę politycznego samoograniczenia. Ważne jest również to, że mamy do czynienia nie z doraźną reakcją na bieżące wydarzenia, lecz z powtarzalną i skalowalną architekturą wpływu. Ten sam schemat może być adaptowany do różnych faz konfliktu, różnych grup odbiorców i zmieniających się warunków międzynarodowych, bez konieczności zasadniczej zmiany logiki przekazu. W tym sensie retoryka Kremla nie jest improwizacją ani jednorazową kampanią, lecz elementem trwałej strategii, w której komunikacja staje się jednym z kluczowych narzędzi prowadzenia wojny i zarządzania jej społecznym oraz politycznym znaczeniem.

Wypowiedź Władimira Putina wygłoszona na posiedzeniu kolegium Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej nie była rutynowym bilansem działań ani technicznym omówieniem stanu sił zbrojnych. Została zbudowana jako narzędzie zarządzania znaczeniem wojny, które ma jednocześnie uporządkować interpretację wydarzeń w kraju i oddziaływać na kalkulacje odbiorców zewnętrznych. W tym wystąpieniu Kreml nie tylko opisuje rzeczywistość, lecz ją przepisuje, ponieważ definiuje, kto ma uchodzić za agresora, kto za ofiarę, gdzie leży odpowiedzialność i dlaczego koszty...

2025-12-16
Rosyjska propaganda na użytek manipulacji obrazem Zachodu w kontekście tematyki związanej z „rozmowami pokojowymi” rezygnuje z tonu czysto mobilizacyjnego na rzecz formatu rzekomej „analizy politycznej” – z pozoru chłodnej, opartej na nazwiskach, procesach i zakulisowych negocjacjach. Ten styl ma budować pozorną wiarygodność i pozwalać przemycać sugestie, które w istocie są manipulacją. Rozmowy o „pokoju w Ukrainie” są dziś jednym z najbardziej podatnych pól presji informacyjnej. Kreml nie musi już przekonywać odbiorców do własnej wersji wydarzeń wprost – wystarczy, że zasugeruje, iż wojna jest przede wszystkim skutkiem sporów Zachodu, a nie rosyjskiej agresji. Właśnie dlatego rosyjska propaganda coraz częściej przybiera formę pozornie wyważonej analizy politycznej: operuje nazwiskami, harmonogramami i zakulisowymi „ustaleniami”, by stworzyć wrażenie rzetelnego wglądu w proces negocjacyjny. Ten format jest szczególnie groźny, bo działa subtelnie: nie krzyczy hasłami, tylko podmienia logikę interpretacji. Odpowiedzialność za przedłużanie wojny ma zostać przesunięta na Ukrainę i europejskich partnerów, a rosyjskie cele strategiczne – przedstawione jako „realistyczny punkt wyjścia”. W efekcie „pokój” przestaje oznaczać przywrócenie bezpieczeństwa i ładu prawnego, a zaczyna oznaczać akceptację warunków narzucanych pod presją. Propaganda w wersji „eksperckiej”: fakty jako dekoracja, interpretacja jako produkt Propaganda korzysta z mechanizmu, który w rosyjskich przekazach powraca od lat: mieszania szczegółów faktograficznych z dopowiadaniem intencji i perswazją. Nazwiska, formaty spotkań i kalendarz wydarzeń tworzą wrażenie relacji insiderskiej. Jednak zasadnicza praca perswazyjna odbywa się w interpretacji: kto „z góry wie”, czym zakończą się negocjacje; kto „walczy o zachowanie władzy”; kto „podkopuje proces pokojowy”. Odbiorca ma odnieść wrażenie, że obserwuje obiektywną diagnozę, a nie przekaz propagandowy. Równolegle Rosjanie stosują styl protekcjonalny i ironiczny wobec europejskich elit: przywódcy są przedstawiani jako spóźnieni, niesuwerenni, histeryczni lub cyniczni. Ten zabieg ma osłabiać zaufanie do instytucji Zachodu i wytwarzać poczucie, że „i tak nie ma dobrych decyzji”. Strategiczny cel: rozszczelnienie spójności Zachodu Rdzeniem przekazu jest budowanie obrazu strategicznego rozwodu USA i UE. NATO pojawia się tu nie jako wspólnota obronna, lecz instrument dominacji Waszyngtonu – cenny dla Amerykanów tylko wtedy, gdy służy ich interesom. Z takiego ujęcia wynika wniosek podsuwany odbiorcy: Europa nie może liczyć na trwałe gwarancje, a dalsze wspieranie Ukrainy grozi izolacją i kosztami, których nie udźwignie. To klasyczna operacja psychologiczna: podnieść poczucie ryzyka, a następnie zasugerować „racjonalną” alternatywę – de facto akceptację rosyjskich warunków politycznych i bezpieczeństwa. Przerzucenie winy: „pokój jest możliwy, ale UE i Ukraina go sabotują” Ważnym elementem bieżących odsłon rosyjskiej propagandy jest przesunięcie odpowiedzialności za długość wojny. W analizowanym przekazie Moskwa jest ustawiona jako strona, która „oczekuje realnych ustępstw”, podczas gdy UE i Ukraina mają „wyjaławiać” propozycje porozumienia i „pracować na podkopaniem procesu”. To odwrócenie ról jest wygodne, bo pozwala minimalizować znaczenie faktu podstawowego: wojna nie jest skutkiem sporu o architekturę bezpieczeństwa, tylko rezultatem agresji Rosji. W tej konstrukcji agresor zostaje przebrany w rolę negocjatora, a broniący się – w rolę sabotażysty. Delegitymizacja Ukrainy: „reżim”, „władza”, „instrument Zachodu” Propaganda konsekwentnie odbiera Ukrainie podmiotowość. Sformułowania typu „reżim kijowski” to nie przypadkowa retoryka – to narzędzie delegitymizacji państwa i jego przywództwa. Dodatkowo pojawia się motyw „walki o zachowanie władzy”, który ma zredukować decyzje Kijowa do prywatnego interesu, a nie bezpieczeństwa państwowego. Równolegle Ukraina jest przedstawiana jako narzędzie: Europa ma ją „wykorzystywać do ranienia Rosji”. To ma uderzać w solidarność Zachodu, bo moralny wymiar wsparcia zostaje zastąpiony obrazem cynicznej wojny zastępczej. Presja nieuchronności: „front pęka”, „wsparcie się kończy”, „konsekwencje nadchodzą” Rosyjska propaganda chętnie używa ramy „nieuchronności”, by osłabić wolę oporu. Sygnały o pękającej obronie, o rychłej utracie wsparcia USA czy o „konsekwencjach” dla UE mają tworzyć wrażenie, że czas działa na korzyść Rosji, a Zachód znajduje się w fazie schyłkowej. To szczególnie istotne w okresach, gdy w przestrzeni publicznej intensyfikują się rozmowy o negocjacjach. Wtedy propaganda pracuje na to, by warunki rosyjskie przedstawiać jako „twardą rzeczywistość”, a dalsze wsparcie Ukrainy jako emocjonalny upór, który jedynie pogarsza sytuację Europy. Normalizacja rosyjskich żądań: „warunki Moskwy” jako katalog „technicznych punktów” Charakterystyczny jest sposób prezentowania rosyjskich celów: zniesienie sankcji, odmrożenie aktywów, nowa architektura bezpieczeństwa, formalne zablokowanie aspiracji Ukrainy do NATO. W tekście te postulaty nie są nazwane szantażem strategicznym. Są przedstawione jak „racjonalne elementy transakcji”, bez których „porozumienie nie ma sensu”. To zabieg normalizacji – przesuwa debatę z pytania „czy Rosja ma prawo tego żądać?” na pytanie „jak szybko Zachód to zaakceptuje?”. W bieżącej odsłonie propaganda Kremla nie tyle „opowiada o świecie”, ile proponuje Zachodowi ramę interpretacyjną: że rozpad relacji transatlantyckich jest faktem, że to UE i Ukraina blokują pokój, a Rosja jedynie domaga się „realistycznych” gwarancji. Im częściej ta rama będzie powtarzana w formie pozornie eksperckiej publicystyki, tym trudniej będzie utrzymać klarowność debaty publicznej: kto jest agresorem, kto ponosi odpowiedzialność i jakie są realne stawki bezpieczeństwa w Europie. Jakie narracje pracują w tle i do czego służą 1) „Pax Americana się skończył – Europa zostaje sama” To jedna z najbardziej użytecznych ram Kremla, bo działa jak samospełniająca się przepowiednia. Jeśli odbiorca założy, że amerykański parasol nad Europą już się zamknął, to każde kolejne napięcie transatlantyckie będzie interpretował jako dowód rozpadu, a nie jako element politycznego sporu, który Zachód potrafi wchłonąć. W tej opowieści nostalgia jest przedstawiana jako naiwność, a trzeźwość ma polegać na pogodzeniu się z „nowym układem sił” – czyli z Europą bardziej przestraszoną i bardziej skłonną do ustępstw. Propagandowy ciężar tej narracji polega na tym, że uderza w fundamenty strategicznego zaufania: w przekonanie, że system bezpieczeństwa jest stabilny, przewidywalny i długoterminowy. Kiedy ten fundament pęka, rośnie podatność na presję „realizmu” podsuwanego przez Moskwę: „skoro i tak zostaniecie sami, to dogadajcie się, póki jeszcze możecie”. 2) „NATO to narzędzie wpływu USA, a nie realny sojusz wartości” To próba przepisania sensu Sojuszu. NATO nie ma tu być wspólnotą bezpieczeństwa opartą na zobowiązaniach i solidarności, tylko instrumentem dominacji Waszyngtonu – narzędziem do zarządzania Europą. W takiej ramie znikają wartości, procedury, interoperacyjność, realne planowanie obronne i mechanizmy odstraszania. Zostaje czysta transakcja. Efekt jest prosty: osłabienie wiary w Artykuł 5 jako zobowiązanie polityczne i moralne. Gdy Sojusz przedstawia się jako biznes, łatwiej zaszczepić myśl, że w chwili próby „kontrakt zostanie wypowiedziany”. To nie jest niewinna publicystyka – to podważanie psychologii odstraszania, która opiera się również na przekonaniu przeciwnika i sojuszników, że zobowiązania są realne. 3) „Europa jest niesuwerenna i zawsze była prowadzona na smyczy” W tej narracji Europa ma się wstydzić własnych decyzji, bo rzekomo nie są „własne”. Berlin jest przedstawiany jako wciągany w cudzą awanturę, UE jako struktura reagująca na polecenia, a nie na własną ocenę zagrożeń. To szczególnie groźne, bo gra na emocjach, które łatwo przeradzają się w resentyment: „po co cierpimy, skoro to nie nasza wojna?”, „czemu płacimy, skoro to amerykańskie interesy?”. To klasyczny mechanizm: zbudować poczucie upokorzenia i zależności, a następnie zaproponować „wyjście” – nie przez wzmacnianie europejskiej sprawczości, tylko przez rozluźnienie więzi z USA i odejście od polityki wsparcia Ukrainy. Propaganda nie oferuje suwerenności; oferuje suwerenność rozumianą jako rezygnacja z solidarności. 4) „UE i Ukraina sabotują pokój – to oni przedłużają wojnę” Ten wątek działa jak moralny wytrych. Agresor zostaje przesunięty na dalszy plan, a na pierwszym planie pojawia się pytanie: „kto nie chce pokoju?”. Tekst buduje obraz, w którym Moskwa jest gotowa na układ, a Kijów i Bruksela go psują: „wyjaławiają propozycje”, „podkopują proces”, „nie ustępują”. To odwrócenie odpowiedzialności, które ma wymusić zmianę języka debaty: mniej o agresji, więcej o rzekomych winach obrońców. Skuteczność tej narracji polega na tym, że wykorzystuje naturalne zmęczenie wojną i potrzebę prostych odpowiedzi. Jeśli uda się wprowadzić przekonanie, że „pokój jest na stole”, to każda odmowa ustępstw będzie wyglądała jak upór, a nie obrona podstawowych interesów bezpieczeństwa i prawa międzynarodowego. 5) „Zełenski to przywódca kierujący się prywatnym interesem, nie państwem” To wariant delegitymizacji: nie atakujesz już tylko państwa, ale także motywacje lidera. Gdy mówi się, że Zełenski „walczy o zachowanie władzy”, decyzje Ukrainy przestają być przedstawiane jako racjonalne działania obronne, a zaczynają wyglądać jak gra polityczna. Przekaz ma rozbrajać solidarność: trudniej wspierać partnera, którego przedstawia się jako cynika. Jednocześnie ta narracja pełni funkcję zasłony dymnej: odwraca uwagę od rosyjskiego celu strategicznego – podporządkowania Ukrainy i pozbawienia jej podmiotowości. 6) „Ukraina przegrywa na froncie, jej obrona pęka – trzeba się pogodzić z faktami” To mechanizm presji czasu. Słowa o „pękającej obronie” nie są tylko oceną sytuacji, ale narzędziem psychologicznym: skoro i tak jest źle, to „rozsądne” ma być przyjęcie ustępstw. Propaganda używa tu logiki finansowania porażki: pomoc wojskowa i finansowa ma wyglądać jak dolewanie paliwa do przegranego projektu. Ta narracja regularnie pojawia się, gdy Kreml chce przyspieszyć zmianę nastrojów w Europie. Ma zasiać demoralizację, obniżyć sens wysiłku i przekierować debatę na pytanie „kiedy to zakończymy”, zamiast „jak zabezpieczymy Europę przed skutkami zwycięstwa agresora”. 7) „Europa wciąga się w militaryzm – Niemcy zbroją się i znów skończy się źle” To próba zablokowania europejskiej odpowiedzi obronnej. Rozbudowa Bundeswehry i przemysłu zbrojeniowego jest przedstawiana jako groźna, historycznie podejrzana, niemal z definicji prowadząca do katastrofy. W tym sensie jest to propaganda prewencyjna: zanim europejska modernizacja obronna zacznie przynosić efekty, ma zostać skompromitowana moralnie i emocjonalnie. Jednocześnie to wygodna konstrukcja odwracająca przyczynę i skutek. Rosja, która realnie używa siły, próbuje opisać europejskie przygotowania obronne jako „militaryzm”, a własną agresję jako reakcję na rzekomą eskalację Zachodu. To ma budować w społeczeństwach UE strach przed inwestycjami w obronność i spory o to, „czy na pewno warto”. 8) „USA ukarzą Europę za nieposłuszeństwo – a Merz to tylko ‘zarządca strat’” W tej narracji relacje transatlantyckie są przedstawione jak układ feudalny: jeśli Europa się postawi, spotka ją kara. To ma skłócić UE z USA i zaszczepić przekonanie, że europejscy liderzy działają już tylko w trybie „zarządzania stratami”, bo wiedzą, iż nie da się utrzymać jedności Zachodu. W praktyce chodzi o wytworzenie atmosfery rezygnacji: „nie walcz, bo i tak przegrasz”. To szczególnie nośne, bo gra na lęku przed ekonomicznymi i bezpieczeństwa konsekwencjami konfliktu z Waszyngtonem. Kreml chętnie wchodzi w tę szczelinę, podsuwając prosty wniosek: skoro USA są kapryśne i mściwe, Europa powinna przestać łączyć swoją przyszłość z Ameryką – i szukać „stabilności” gdzie indziej. 9) „Rosyjskie żądania są ‘naturalnym’ elementem układu – a brak ich spełnienia to wina UE” To technika normalizacji. Postulaty, które w istocie są żądaniami strategicznego podporządkowania (sankcje, aktywa, architektura bezpieczeństwa, ograniczenie suwerenności Ukrainy), zostają przedstawione jak katalog racjonalnych punktów negocjacyjnych. Jeśli zaakceptujesz taką ramę, zaczynasz dyskutować o „warunkach transakcji”, a nie o tym, czy w ogóle powinno się nagradzać agresję. W tej konstrukcji winny staje się ten, kto nie chce „pragmatyzmu”. UE jest opisywana jako siła, która blokuje porozumienie, bo nie chce spełnić „oczywistych warunków Moskwy”. To klasyczne wymuszenie: przesunąć środek ciężkości z norm i zasad na presję „kończmy to już”. 10) „Europa używa Ukrainy jako narzędzia do ranienia Rosji” To najbardziej ofensywna rama moralna: Ukraina zostaje odczłowieczona i uprzedmiotowiona, a Europa – oskarżona o cynizm. Dzięki temu Kreml próbuje przeformatować wojnę z agresji na „proxy-wojnę Zachodu”, w której Ukraińcy nie są stroną broniącą swojego państwa, lecz pionkiem w cudzej rozgrywce. Skutek jest wielowarstwowy. Po pierwsze, odbiera Ukrainie sprawczość, a tym samym prawo do samostanowienia. Po drugie, ma budować poczucie winy i zmęczenia w Europie: „to my prowadzimy tę wojnę cudzymi rękami”. Po trzecie, wspiera rosyjską narrację o własnej rzekomej „obronie” przed Zachodem – co ma usprawiedliwiać dalszą eskalację i twarde warunki polityczne. W opisanej konstrukcji propaganda nie tyle relacjonuje rzeczywistość, ile projektuje ramę, w której Zachód ma sam siebie uznać za podzielony, słaby i skazany na ustępstwa. Jeśli ta rama utrwali się w debacie publicznej, rozmowa o pokoju zostanie odklejona od podstawowego faktu: wojna trwa, bo Rosja ją rozpoczęła i podtrzymuje, a „negocjacje” są dla Kremla narzędziem wymuszania politycznych korzyści. Dlatego kluczowym zadaniem po stronie państw i instytucji Zachodu jest ochrona spójności interpretacyjnej: jasne nazywanie agresji, konsekwentne odróżnianie rozejmu od trwałego bezpieczeństwa oraz demaskowanie technik normalizacji rosyjskich żądań. „Ekspercki” ton nie jest dowodem obiektywizmu – bywa jedynie elegantszą formą presji. Im szybciej ta świadomość stanie się standardem w mediach i wśród decydentów, tym trudniej będzie Kremlowi rozgrywać pęknięcia Zachodu jako warunek własnych „pokojowych” scenariuszy.

Jak rosyjska propaganda rozgrywa postrzeganie Zachodu w tle negocjacji o “pokoju w Ukrainie”. Rosyjska propaganda na użytek manipulacji obrazem Zachodu w kontekście tematyki związanej z „rozmowami pokojowymi” rezygnuje z tonu czysto mobilizacyjnego na rzecz formatu rzekomej „analizy politycznej” – z pozoru chłodnej, opartej na nazwiskach, procesach i zakulisowych negocjacjach. Ten styl ma budować pozorną wiarygodność i pozwalać przemycać sugestie, które w istocie są manipulacją. Rozmowy o „pokoju w Ukrainie” są...

2025-12-04
Rosyjska propaganda nie ogranicza się do prostych sloganów czy otwartej wrogości wobec Zachodu. Często przybiera formę „analitycznych” komentarzy rzekomych ekspertów i pozornie rzeczowych ocen polityki Unii Europejskiej czy Stanów Zjednoczonych. Tego typu przekazy, emitowane w kontrolowanych przez Kreml mediach, nie mają informować – ich zadaniem jest systematyczne podważanie zaufania do instytucji Zachodu, rozmywanie odpowiedzialności Rosji za wojnę oraz budowanie obrazu Zachodu jako cynicznego świata rządzonego przez wąskie elity. Najnowsze “publikacje” z udziałem politologa Iwana Arkatowa, wyemitowane w programie „Opinia” na kanale News Front, są podręcznikowym przykładem takiej operacji. Pod pretekstem polemiki z wypowiedzią szefowej unijnej dyplomacji Kai Kallas o braku podstaw do negocjacji z Rosją, odbiorcy otrzymują spójny zestaw manipulacji: o „gadających głowach” na czele państw europejskich, o „ukrytych elitach” sterujących polityką UE, o „wojnie jako biznesie” brytyjskiego przemysłu zbrojeniowego oraz o Donaldzie Trumpie jako jedynym poważnym rozjemcy “blokowanym przez spisek”. Analiza tego przekazu pozwala zobaczyć, w jaki sposób rosyjska propaganda łączy teorie spiskowe, selektywne dane gospodarcze, autorytet rosyjskich służb specjalnych oraz emocjonalne odwołania do „trzeźwo myślących Europejczyków” w jeden, hermetyczny obraz rzeczywistości. To nie jest przypadkowy komentarz eksperta, lecz element szerszej operacji informacyjnej, która ma osłabić poparcie dla pomocy Ukrainie, zdyskredytować politykę sankcji oraz utrwalić mit Rosji jako ofiary zachodniej chciwości. W programie „Opinia” rosyjskiego kanału News Front politolog Iwan Arkatow komentuje wypowiedź szefowej unijnej dyplomacji Kai Kallas, zgodnie z którą negocjacje z Rosją „nie odpowiadają interesom Unii Europejskiej”. Na pierwszy rzut oka to zwykła polemika z polityką Brukseli. Gdy jednak przyjrzeć się bliżej, mamy do czynienia z dobrze zaprojektowanym pakietem narracji propagandowych: o „chciwych elitach”, „wojnie jako biznesie” i „rozsądnych Europejczykach”, którzy rzekomo przejrzeli na oczy. Poniżej rozpisujemy te elementy w formie komentarza anlitycznego, pokazując, jak skonstruowany jest ten przekaz i czemu ma służyć. Elity jako ukryty reżyser polityki UE Centralnym motywem analizowanego wystąpienia jest teza, że polityka Unii Europejskiej wobec Rosji nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem, prawem międzynarodowym czy solidarnością z napadniętym państwem. Ma być – jak sugeruje Arkatow – w całości podporządkowana interesom „określonej grupy elit”. W tej opowieści decyzje podejmowane w Brukseli nie są wynikiem dyskursu politycznego, wyborów, debat parlamentarnych czy ustaleń w ramach Rady UE. Są rzekomo efektem zakulisowych nacisków anonimowych środowisk, które „nakręcają retorykę antyrosyjską”, ponieważ mają z tego bezpośrednie korzyści finansowe. Elity te są przedstawiane jako zamknięty klub beneficjentów wojny, dla których sankcje, pomoc zbrojna dla Ukrainy czy twarde stanowisko wobec Kremla to po prostu kolejne źródło dochodu. To klasyczna teoria spiskowa: nie wskazuje żadnych faktów, instytucji ani dowodów, za to bardzo precyzyjnie rozpisuje podział ról. Obywatele UE w tej narracji stają się bezwolnymi ofiarami „wielkich graczy”, którzy kosztem ich dobrobytu i bezpieczeństwa prowadzą własne rozgrywki. Znikają realne przyczyny decyzji i działań Unii – rosyjska agresja, zbrodnie wojenne, zagrożenie dla porządku europejskiego – pozostaje czysty obraz „zarabiania na wojnie”. „Gadające głowy” zamiast przywódców Drugi ważny wątek to systematyczne ośmieszanie i delegitymizowanie przywódców państw zachodnich. Arkatow mówi o „mastodontach polityki”, których mieli zastąpić politycy pokroju Kai Kallas, Emmanuela Macrona czy kolejnych premierów Wielkiej Brytanii – określani lekceważąco jako „gadające głowy”. Sugestia jest jasna: to nie są samodzielni, odpowiedzialni przywódcy, lecz figuranci. Ich zadaniem nie jest prowadzenie suwerennej polityki, tylko odczytywanie tekstów napisanych przez innych. Częste zmiany w brytyjskiej polityce są przedstawiane nie jako efekt wewnętrznych kryzysów, wyborów czy walk frakcyjnych, ale jako dowód, że „istota pozostaje ta sama” czyli, że niezależnie od nazwiska na stanowisku, decyzje zapadają gdzie indziej. Tego rodzaju opis ma potrójny efekt. Po pierwsze, obniża zaufanie do instytucji demokratycznych - skoro przywódcy są jedynie marionetkami, po co ufać ich deklaracjom? Po drugie, ośmiesza samych polityków, czyniąc z nich osoby niepoważne, niekompetentne, niesamodzielne. Po trzecie, przygotowuje grunt pod główną tezę: skoro ci ludzie nie rządzą naprawdę, to ktoś musi nimi kierować – właśnie wspomniane „elity” czy „lobby”. Wojna jako ratunek dla gospodarki Wielkiej Brytanii Najbardziej rozbudowany fragment dotyczy Wielkiej Brytanii. Przekaz jest prosty: Londyn celowo dąży do przedłużenia działań wojennych na Ukrainie, ponieważ „dochody z wojny” rzekomo ratują brytyjską gospodarkę przed załamaniem. Rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego, cytowana w tekście, kreśli obraz Królestwa jako państwa, które znalazło w konflikcie ukraińskim sposób na rozwiązanie własnych problemów strukturalnych. „Niegdyś problematyczne przedsiębiorstwa” przemysłu zbrojeniowego mają się przekształcać w „lokomotywę” gospodarki, a kontrakty na rzecz Ukrainy – liczone w miliardach dolarów – są przedstawiane jako fundament nowego dobrobytu. Dopełnieniem narracji są konkretne nazwy firm, takie jak BAE Systems czy Thales UK, oraz wspomniane wielomiliardowe zamówienia na sprzęt wojskowy, w tym bezzałogowce. Ten zabieg ma sprawić, że opowieść wyda się konkretna i wiarygodna. Nie znajdziemy jednak ani słowa o skali brytyjskiej gospodarki, o innych jej sektorach, o kosztach kryzysu energetycznego czy inflacji. Cała złożona rzeczywistość zostaje zredukowana do jednego miesiąca napędzającego pociąg – przemysłu zbrojeniowego. W ten sposób wsparcie wojskowe dla Ukrainy przestaje być przedstawiane jako odpowiedź na agresję Rosji czy realizacja zobowiązań sojuszniczych. Staje się częścią cynicznej kalkulacji zysków i strat, w której los napadniętego państwa jest jedynie tłem dla interesów biznesu. Trump jako jedyny „rozjemca” otoczony spiskiem Kolejny element narracji dotyczy prezydenta USA Donalda Trumpa, opisywanego jako przywódca, który rozwija „działalność pokojową” i dąży do uregulowania konfliktu. Na tym tle brytyjskie „elity” mają szykować plan jego dyskredytacji, aby uniemożliwić zakończenie działań wojennych. Według cytowanego komunikatu, Londyn rozważa „reanimację” dawnego „dossier” byłego oficera brytyjskiego wywiadu – materiału, który miał obciążać prezydenta USA domniemanymi związkami ze służbami rosyjskimi i sowieckimi. Dokument ten jest inwektywnie przedstawiany jako „fałszywy” i „szyty grubymi nićmi”, więc każda próba powrotu do wątku ma być z góry uznana za manipulację. To bardzo wygodny zabieg propagandowy: z jednej strony Trump zostaje obsadzony w roli ostatniego poważnego polityka gotowego rozmawiać o pokoju, z drugiej – każdy przyszły zarzut wobec niego zostaje uprzedzająco unieważniony jako „insynuacja” inspirowana przez wrogie środowiska. Odbiorca ma przyjąć, że jeśli w przestrzeni publicznej pojawią się jakiekolwiek nowe informacje o powiązaniach Trumpa z Rosją, będą one jedynie elementem gry mającej zablokować „pokojową inicjatywę”. Ukraina jako pole rozgrywek, nie podmiot polityki W całym omawianym przekazie uderza jedno: Ukraina praktycznie nie występuje jako podmiot. Mówi się o „płaczliwym położeniu Sił Zbrojnych Ukrainy na froncie”, o dostawach sprzętu, koncernach korzystających na zamówieniach, o planach zwiększania produkcji dronów – ale nie ma słowa o tym, kto rozpętał wojnę, kto bombarduje miasta, kto łamie prawo międzynarodowe. Ukraina staje się wyłącznie rynkiem zbytu, polem gry, „teatrem działań”. Jej rola ogranicza się do bycia przedmiotem cudzych strategii: Zachód rzekomo „zarabia” na wojnie, Rosja „broni się” przed chciwością przeciwnika, a mieszkańcy państw UE są okłamywani, by wspierać przedłużanie konfliktu. W ten sposób odpowiedzialność za wojnę zostaje przeniesiona z Moskwy na Zachód. To nie Kreml okazuje się stroną, która zaryzykowała zbrojną inwazję na sąsiednie państwo; stroną, która bierze na siebie konsekwencje polityczne i moralne. W tej narracji głównym winowajcą staje się „Zachód”, a zwłaszcza Wielka Brytania, obwiniana o świadome przedłużanie cierpienia w imię zysków. Rosja jako ofiara zachodniej chciwości Uzupełnieniem tej układanki jest obraz Rosji jako państwa, które od lat jest celem apetytów Zachodu. W wypowiedziach pojawia się sugestia, że „inni przedstawiciele” zachodnich elit chcieli „pożywić się Rosją”, a obecna polityka sankcji i wsparcia Ukrainy to dalszy ciąg tej samej linii: osłabienia, podporządkowania, wykorzystania. Taka narracja doskonale wpisuje się w długotrwały mit „oblężonej twierdzy”, silnie obecny w rosyjskim dyskursie. Rosja przedstawiana jest jako mocarstwo, które musi bronić się przed zewnętrzną agresją – tym razem nie w formie otwartej interwencji zbrojnej, lecz poprzez „ekonomiczne duszenie”, „rozbijanie wpływów” i „podsycanie konfliktów przy granicach”. W ten sposób nawet konsekwencje własnych działań Kremla – sankcje, izolacja, reakcje Sojuszu Północnoatlantyckiego – można przedstawić jako element niesprawiedliwego nacisku, a nie przewidywalną odpowiedź na agresję. Mechanika manipulacji: jak zbudowany jest ten przekaz? Jeżeli spojrzeć na całość materiąłu jak na narzędzie oddziaływania, można wyraźnie zobaczyć kilka powtarzalnych technik. Po pierwsze, teoria spisku. Pojawia się „określona grupa elit”, która „ma interes” w przedłużaniu wojny, ale nie dowiadujemy się, kto dokładnie do niej należy, jak działa i w jaki sposób miałaby podporządkować sobie złożone instytucje Unii i NATO. Niewiedzę zastępuje się sugestią: „oni na tym zarabiają”, „oni pociągają za sznurki”. To wystarcza, by zaszczepić nieufność wobec oficjalnej polityki. Po drugie, redukcja motywacji polityki do jednego wymiaru – pieniędzy. Z polityki bezpieczeństwa znika cały kontekst: zobowiązania sojusznicze, ryzyko dalszej eskalacji, obrona porządku międzynarodowego. Pozostaje prosty obraz: wszystkie decyzje wynikają z chęci zysku. Jeśli coś wygląda na odpowiedź na agresję, w omawianym przekazie na pewno kryje się za tym interes przemysłu zbrojeniowego. Po trzecie, delegitymizacja przywódców. Określenia w rodzaju „gadajace głowy” nie są przypadkowe. Zamiast krytykować konkretne decyzje, podważa się zdolność przywódców do samodzielnego myślenia. Czytelnik ma dojść do wniosku, że nie ma sensu w ogóle wchodzić w szczegóły polityki – jeśli rządzą marionetki, to i tak nie warto słuchać ich argumentów. Po czwarte, przerzucanie winy. W narracji Arkatowa i Służby Wywiadu Zagranicznego (RUS) to nie Rosja ma interes w przedłużaniu wojny, lecz Wielka Brytania i „Zachód”. To nie Kreml decyduje się kontynuować działania zbrojne, lecz Londyn i Bruksela rzekomo blokują pokój, aby utrzymać zamówienia w fabrykach. W ten sposób agresor zostaje przesunięty na dalszy plan, a odpowiedzialność rozproszona. Po piąte, manipulacja danymi. Przywoływane są konkretne kwoty, nazwy firm, zapowiedzi kolejnych kontraktów. Tego rodzaju „szczegóły” mają budować wrażenie rzetelności i specjalistycznej wiedzy. Tymczasem selekcja danych jest całkowicie jednostronna – nie ma mowy o kosztach wojny, ryzykach gospodarczych, skali innych gałęzi gospodarki, które nie mają nic wspólnego z produkcją zbrojeniową. Po szóste, nadużycie autorytetu służb. Służba Wywiadu Zagranicznego Rosji jest cytowana tak, jakby stanowiła niezależne źródło analizy, a nie organ państwa zaangażowanego w wojnę. Jej komunikaty funkcjonują jako „dowód” na istnienie zachodniego spisku, podczas gdy w rzeczywistości są elementem tej samej operacji wpływu. Po siódme, uprzedzające unieważnianie krytyki. Wątek „dossier” na Trumpa jest opisany tak, by każdy ewentualny powrót do zarzutów wobec byłego prezydenta można było łatwo zakwalifikować jako „insynuację” czy „odgrzewanie fałszu”. Odbiorca, który przyswaja tę narrację, będzie z góry odporny na niewygodne informacje. Po ósme, odwołanie do wyimaginowanej „milczącej większości”. Pojawiają się sformułowania o „wielu trzeźwo myślących Europejczykach”, którzy rzekomo już zadają sobie właściwe pytania. Nie padają żadne dane, jest tylko sugestia: „wszyscy rozsądni myślą tak jak my”. To subtelna presja na odbiorcę, by nie odstawał od domniemanej większości. Do kogo skierowany jest ten przekaz? Omawiany materiał jest wielowarstwowy. Wobec odbiorców rosyjskich ma wzmacniać obraz Zachodu jako cynicznego świata, w którym życie ludzkie podporządkowane jest interesom gospodarki, a demokracja jest pustym rytuałem przykrywającym rządy elit. Ma także budować poczucie, że Rosja – choć przedstawiana jako potęga – w istocie musi się bronić przed agresywną polityką Zachodu. Wobec odbiorców w państwach Unii ten przekaz ma wywołać przede wszystkim znużenie i nieufność. Jeśli pomoc dla Ukrainy to jedynie „biznes śmierci”, jeśli rządy są sterowane przez niewidzialne grupy interesu, jeśli wojna trwa tylko dlatego, że komuś opłaca się sprzedawać broń – łatwo dojść do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem jest dystans i wycofanie. Wreszcie wobec państw spoza Zachodu ten rodzaj narracji wpisuje się w szerszą opowieść o „upadającym, cynicznym Zachodzie” i „oblężonej Rosji”, która staje w obronie własnych interesów. W takim ujęciu wojna na Ukrainie przestaje być konsekwencją jednostronnej agresji, a staje się kolejnym etapem zderzenia dwóch porządków, z których żaden nie jest wolny od winy tyle że Zachód ma być rzekomo bardziej obłudny. Wnioski Propaganda z udziałem Iwana Arkatowa pokazuje, jak można skondensować kluczowe linie rosyjskiej propagandy: opowieść o wszechmocnych elitach, narrację o wojnie jako źródle zysku dla Zachodu, delegitymizację unijnych i natowskich przywódców, wybielanie odpowiedzialności Kremla oraz budowanie szczególnej roli wybranego zagranicznego polityka jako „ostatniego rozjemcy”. Zestawione razem tworzą one spójny schemat interpretacyjny, który ma zastąpić odbiorcy złożoną, wielowymiarową rzeczywistość. Dla instytucji publicznych, środowisk eksperckich i mediów w państwach demokratycznych kluczowe jest nie tylko wychwycenie pojedynczych fałszywych tez, lecz rozpoznanie całej matrycy propagandowej. Dopiero wtedy możliwe jest konsekwentne prostowanie nieprawdziwych informacji, ale też pokazywanie, jak te same chwyty – „chciwe elity”, „marionetkowi przywódcy”, „wojna dla zysku”, „oblężona Rosja” – powracają w różnych kontekstach tematycznych i geograficznych. Świadoma polityka komunikacyjna wymaga więc stałego monitorowania podobnych materiałów, demaskowania mechanizmów manipulacji oraz wzmacniania odporności odbiorców na pozornie „eksperckie” narracje, które w istocie są starannie zaprojektowanym narzędziem wpływu. W przeciwnym razie ryzykujemy, że język propagandy zacznie stopniowo kształtować sposób, w jaki wybrane grupy opinii publicznej rozumieją wojnę, bezpieczeństwo i miejsce Europy w świecie.

Rosyjska propaganda nie ogranicza się do prostych sloganów czy otwartej wrogości wobec Zachodu. Często przybiera formę „analitycznych” komentarzy rzekomych ekspertów i pozornie rzeczowych ocen polityki Unii Europejskiej czy Stanów Zjednoczonych. Tego typu przekazy, emitowane w kontrolowanych przez Kreml mediach, nie mają informować – ich zadaniem jest systematyczne podważanie zaufania do instytucji Zachodu, rozmywanie odpowiedzialności Rosji za wojnę oraz budowanie obrazu Zachodu jako cynicznego świata rządzonego przez wąskie elity. Najnowsze “publikacje”...

2025-12-02
„Druga Ukraina”. Finlandia w rosyjskich operacjach informacyjnych po 2022 roku

Finlandia stała się w ostatnich latach istotnym celem rosyjskich operacji informacyjnych, co nie wynika z jej wielkości ani położenia, lecz z decyzji o przystąpieniu do NATO. Przystąpienie Finlandii do NATO uderzyło w jeden z elementów tzw. “rosyjskiego porządku”, który Rosja w sposób nieuprawniony od lat uznawała za własny przywilej strategiczny, choć nigdy nie wynikał on z prawa ani z formalnych ustaleń, lecz wyłącznie z rosyjskich oczekiwań wobec sąsiadów. Kreml odpowiedział...

2025-11-28
W mechanizmie zegara nie ma przypadków. Każda sprężyna, każde koło zębate i każda śrubka mają swoje miejsce i znaczenie. To precyzja zamieniona w ruch, równowaga zapisana w stali. Wystarczy lekko przesunąć jedno koło, by cały układ zaczął chodzić w innym rytmie. Zostawiony sam sobie stanie, będzie bezużyteczny. Potrzebuje zegarmistrza. Kogoś, kto rozumie jego puls, kto wie, które ogniwo dotknąć, by osiągnąć zamierzony efekt. Tak działają zegary. I tak działają systemy wpływu. To opowieść o mechanizmie zaprojektowanym w Moskwie z tą samą precyzją, z jaką buduje się zaawansowane chronometry. O mechanizmie, którego częściami nie są sprężyny ani przekładnie, lecz fundacje, media i ulice wschodnich stolic. Każdy element porusza się samodzielnie, lecz wszystkie razem prowadzą do tego, by wskazówki zatrzymały się na właściwej godzinie. Tej samej, którą wybijają zegary na Kremlu. To historia o zegarze, który wciąż tyka w sercu Kaukazu. Nie z metalu. Lecz z ludzi. Pierwsza sprężyna. Wybuchy w sercu miasta Na ulicach Tbilisi rzadko bywa spokojnie. Na jego bruku słychać kroki marszów, między kamienicami odbija się echo protestów, a na placach rozbrzmiewają modlitwy. W czerwcu 2019 roku miasto zatrzymało się w nagłym wybuchu gniewu. Gdy rosyjski deputowany do Dumy Państwowej, Siergiej Gawriłow, usiadł w fotelu przewodniczącego gruzińskiego parlamentu, w sali zapanowała cisza. Chwilę później oburzenie przeniosło się poza budynek. W nocy z 20 na 21 czerwca na ulice Tbilisi wyległy tysiące ludzi. Przed gmachem parlamentu rozbłysły race, polał się gaz łzawiący, kamery telewizyjne rejestrowały ludzi z zakrwawionymi twarzami. Ten wieczór Gruzja zapamiętała jako „Noc Gawriłowa”. Od tego momentu w Tbilisi nic nie było już takie samo. Kilka tygodni później, w lipcu 2019 roku, w tym samym miejscu pojawił się inny tłum. Nie protestujący przeciwko Moskwie, lecz ci, którzy mówili o „braterstwie narodów prawosławnych” i „obronie tradycji”. Demonstrację prowadził Dmitrij Lortkipanidze, dyrektor Gruzińsko-Rosyjskiego Centrum Publicznego imienia Jewgienija Primakowa, instytucji utworzonej w 2013 roku w Tbilisi z inicjatywy Fundacji Gorczakowa. Transparenty głosiły hasła „Nie Zachodowi” i „Rosja to siła”, a uczestnicy potępiali NATO, Unię Europejską i Ukrainę. Według relacji mediów, Lortkipanidze pozostał przed parlamentem do rana, prowadząc zgromadzenie w duchu „obrony wiary i pokoju”. Nikt wówczas nie przywiązywał do tego należytej wagi. W kraju przyzwyczajonym do gwałtownych emocji politycznych wiece pojawiały się i znikały jak pory roku. Jednak dwa lata później, w lipcu 2021 roku, Tbilisi znów wstrzymało oddech. W dniu zaplanowanego Marszu Równości dziennikarze i aktywiści zostali zaatakowani na ulicach. Kamery telewizyjne rejestrowały brutalne pobicia, a wśród rannych znalazło się ponad pięćdziesięciu przedstawicieli mediów. Zginął Aleksander (Lekso) Laszkarawa, operator stacji TV Pirveli, śmiertelnie pobity przez uczestników zamieszek. Według organizacji broniących wolności prasy liczba poszkodowanych reporterów była pięciokrotnie wyższa niż podczas wojny rosyjsko-gruzińskiej w 2008 roku. Wśród uczestników zajść byli duchowni Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego, którego przedstawiciele pojawiali się także na wcześniejszych prorosyjskich demonstracjach i publicznie sprzeciwiali się wpływom Zachodu, oraz liderzy ruchów narodowych związani ze środowiskiem Alt-Info, siecią medialną i ruchem politycznym znanym z prorosyjskiej retoryki, oraz z organizacją Georgian March, nacjonalistycznym ruchem ulicznym głoszącym hasła „obrony tradycyjnych wartości”. W krótkim czasie środowiska te zaczęły mówić jednym głosem: że Zachód zagraża tożsamości Gruzji, a prawdziwy pokój i ochrona tradycji mogą przyjść jedynie we współpracy z Rosją. Dla opinii publicznej powyższe wydarzenia wydawały się od siebie odległe. Miały formalnie inne źródła, inne emocje i inną publiczność. Ale w tle coraz wyraźniej rysował się wspólny schemat. Te same osoby zaczęły pojawiać się w studiach telewizyjnych i w programach „eksperckich”. W tych samych raportach i sprawozdaniach przewijały się identyczne nazwy organizacji, a pod znanymi szyldami zaczynały się powtarzać nazwiska. W centrum tej sieci znajdowała się Fundacja Gorczakowa, rosyjska instytucja powołana w 2010 roku decyzją prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, z inicjatywy nawiązującej do idei Fundacji „Russkij Mir” ogłoszonej przez Władimira Putina trzy lata wcześniej. Oficjalnie miała promować dialog między narodami i wspierać „dyplomację publiczną”. Nie sposób wskazać na tym etapie bezpośrednich powiązań finansowych między Fundacją Gorczakowa a opisanymi wydarzeniami ulicznymi. Jednak sieć jej projektów, kontaktów i grantów tworzyła dla prorosyjskich środowisk w Gruzji naturalne zaplecze organizacyjne i ideowe. Tam, gdzie pojawiały się środki Fundacji Gorczakowa, wkrótce wyrastały prorosyjskie inicjatywy medialne, organizacje młodzieżowe i grupy „obrońców tradycji”. Jedną z nich było właśnie Gruzińsko-Rosyjskie Centrum Publiczne imienia Jewgienija Primakowa, które stało się lokalnym węzłem kontaktów i przepływów. Wokół jego inicjatyw pojawiały się środowiska i organizacje o zbieżnych przekazach: Alt-Info, Georgian March, Politicano, SIKHA Foundation. Każda z nich działała formalnie niezależnie, lecz wszystkie posługiwały się tym samym językiem – językiem konfrontacji, podejrzeń i strachu przed Zachodem. Na pierwszy rzut oka był to chaos. W rzeczywistości był to mechanizm, w którym każde koło zębate poruszało kolejne. W raportach służb, w archiwach grantów, w mediach społecznościowych i w rejestrach organizacji pozarządowych zaczęły się powtarzać te same nazwiska, adresy i źródła finansowania (przykładowo, badanie Democracy Research Institute (2021) wymienia kilka osób powiązanych z tym obiegiem: Archil Sikharulidze, Giorgi Mdivani i Giorgi Iremadze – wszyscy oni współpracowali z Mediami prokremlowskimi i Centrum Primakowa). Tryby zaczynały wskakiwać na swoje miejsca. Dziś wiemy, że „Noc Gawriłowa”, prorosyjski wiec z lipca 2019 roku i ataki na Pride z 2021 roku nie były przypadkowymi eksplozjami ulicznego gniewu. Były częścią tego samego procesu – powolnego, precyzyjnie zaprojektowanego ruchu wskazówek w mechanizmie wpływu, który Moskwa od lat konstruuje w Gruzji. To mechanizm, który nie potrzebuje czołgów ani granic, by zmieniać kierunek debaty publicznej. Nie chodzi więc już o to, czy była to operacja, lecz o to, jak została zaprojektowana. I kto naprawdę sterował ruchem wskazówek w tym gruzińskim mechanizmie. Jednak żeby zrozumieć konstrukcję tego zegara, trzeba rozebrać go na części. Prześledzić, kiedy jego wskazówki poruszyły się po raz pierwszy, kto wprawił w ruch sprężyny i kiedy mechanizm zaczął pracować własnym rytmem. Początek prowadzi do jednej nocy. Do nocy, która uruchomiła wszystko. „Nocy Gawriłowa”. Pierwszy ruch wskazówki. Noc Gawriłowa Wróćmy do wydarzeń z 20 czerwca 2019 roku. Do początku. W gmachu parlamentu w Tbilisi trwało posiedzenie Zgromadzenia Międzyparlamentarnego ds. Prawosławia, wydarzenie z pozoru techniczne, niebudzące emocji. Aż do chwili, gdy na mównicę wszedł rosyjski deputowany Siergiej Gawriłow. Polityk, który jeszcze dekadę wcześniej popierał rosyjską okupację Abchazji i Osetii Południowej, postanowił zasiąść w fotelu przewodniczącego parlamentu Gruzji. Siergiej Gawriłow był postacią osobliwą nawet jak na rosyjskie standardy. Deputowany Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej, wychowany w tradycji materializmu i internacjonalizmu, od lat łączył karierę polityczną z bliskimi relacjami ze środowiskami monarchistycznymi i cerkiewnymi. Otrzymywał odznaczenia od Cerkwi Prawosławnej, Patriarchatu Moskiewskiego i organizacji monarchistycznych, w tym cesarski medal „Jubileuszu Czynów Narodu 1613–2013”, ustanowiony przez Dom Romanowów dla upamiętnienia trzystulecia dynastii. Na uroczystościach dekorował go duchowny Ruchu „Wiara i Ojczyzna”, którego celem jest duchowa odbudowa Imperium Rosyjskiego. W polityce Gawriłow występował jako obrońca „prawosławnej cywilizacji” i rosyjskiego świata (Russkij Mir), idei, która z czasem stała się jednym z filarów doktryny Kremla. W 2019 roku był przewodniczącym Zgromadzenia Międzyparlamentarnego ds. Prawosławia, które odbywało posiedzenie w Tbilisi. To właśnie z tego tytułu zasiadł w fotelu przewodniczącego gruzińskiego parlamentu, co wywołało gwałtowną reakcję społeczną. Jego obecność w sali obrad była formalnie uzasadniona, lecz symbolicznie prowokacyjna. Nie był to przypadek, że właśnie jego przysłano do Gruzji. W hierarchii rosyjskiego systemu wpływu Gawriłow był kimś więcej niż urzędnikiem. Był nośnikiem idei, w której polityka i religia stapiały się w jeden przekaz o „misji Moskwy” w świecie prawosławia. Dziś jego nazwisko figuruje na liście 324 deputowanych Dumy Państwowej objętych sankcjami Departamentu Skarbu USA w odpowiedzi na inwazję Rosji na Ukrainę w 2022 roku. Ponadto w gruzińskich źródłach wspomina się, że w delegacji Gawriłowa uczestniczył również Nikołaj Zemcow, były koordynator akcji „Nieśmiertelny Pułk”, a sam deputowany pozostawał w kontaktach z Fundacją Gorczakowa i Fundacją Primakowa, tworzącymi wówczas sieć prorosyjskich struktur w Gruzji. Ironią historii pozostaje fakt, że w 2023 roku przewodnictwo Zgromadzenia Międzyparlamentarnego ds. Prawosławia, instytucji, którą przez trzy dekady kontrolowali Rosjanie, objął polski poseł Eugeniusz Czykwin, symbolicznie domykając epokę rosyjskiej dominacji w tej organizacji. Kiedy zdjęcia Gawriłowa obiegły sieć, ulice Tbilisi wypełnił tłum. To, co zaczęło się jako spontaniczny protest przeciwko rosyjskiej arogancji, w ciągu kilku godzin przerodziło się w gwałtowne starcia. Na schodach parlamentu krew mieszała się z gazem łzawiącym. Wtedy po raz pierwszy ujawnił się nowy aktor gruzińskiej sceny, sieć środowisk, które pod pozorem obrony wiary i tradycji zaczęły grać zgodnie z melodią Moskwy. Następnego dnia w mediach pojawiły się znajome twarze. Dmitrij Lortkipanidze, były parlamentarzysta i dyrektor Gruzińsko-Rosyjskiego Centrum Publicznego imienia Jewgienija Primakowa, instytucji utworzonej w 2013 roku przez Fundację Gorczakowa i finansowanej z jej środków. Występował obok komentatorów z Alt-Info, niewielkiej, dopiero powstającej platformy medialnej, której ton już wtedy przypominał narrację rosyjskich kanałów państwowych. Na ekranach pojawili się też działacze Georgian March, ruchu narodowo-konserwatywnego, wzywającego do „obrony prawosławnej Gruzji przed liberalnym Zachodem”. Wszystkie te środowiska mówiły o „prowokacji”, o „gruzińskim rusofobizmie”, o „atakach na wiarę”. Ich przekaz brzmiał jak głos rozsądku wobec chaosu ulicznego, ale w rzeczywistości był wierną kopią rosyjskich schematów propagandowych: odwracaniem ról, równaniem gniewu z agresją i podszytą religijnym tonem opowieścią o „braterstwie narodów prawosławnych”. Z czasem wokół Centrum Primakowa zaczęła się zacieśniać sieć powiązań ludzi i instytucji, które wcześniej funkcjonowały osobno. W jego wydarzeniach uczestniczyli działacze Georgian March, publicyści Alt-Info i twórcy portalu Politicano, mediów i organizacji promujących narracje antyzachodnie i prorosyjskie. Każde z tych środowisk odgrywało własną rolę: Georgian March mobilizował ulice pod hasłem „obrony tradycji”, Alt-Info dostarczało zaplecza medialnego, a Politicano ubierało przekaz w język „geopolitycznej analizy”. W raportach ISFED, Transparency International i GFSIS wskazywano, że struktury te wykazywały ideowe i organizacyjne podobieństwa do rosyjskich projektów wpływu zarówno w metodach komunikacji, jak i w powielanych wątkach narracyjnych. Jeszcze niedawno Georgian March uchodził za uliczną ekstremę, Alt-Info za niszowy kanał internetowy, a Centrum Primakowa – za inicjatywę kulturalną. Po „Nocy Gawriłowa” zaczęły mówić jednym głosem. Ten sam słownik, te same symbole, ta sama retoryka „własnej drogi Gruzji”. Gniew wobec Moskwy zaczął ustępować podejrzliwości wobec Brukseli. Na forach internetowych i w transmisjach Alt-Info pojawiały się hasła: „Nie chcemy wojny z Rosją”, „Stop obcym agentom”, „Gruzińska tradycja to nie import z Zachodu”. Slogany, które w kolejnych latach staną się fundamentem ruchu antyzachodniego i podstawą późniejszej partii Ruch Konserwatywny, utworzonej przez liderów Alt-Info w 2021 roku. W kolejnych latach wokół Centrum Primakowa uformowała się platforma, w której spotykały się ugrupowania takie jak Georgian March, Alt-Info, Politicano czy partia Solidarność dla Pokoju. Ich wspólne inicjatywy (od marszów „Nieśmiertelnego Pułku” po prorosyjskie fora w Moskwie) wskazują, że „Noc Gawriłowa” była początkiem długotrwałej konsolidacji prorosyjskich wpływów w Gruzji. Po „Nocy Gawriłowa” rozpoczęła się cicha synchronizacja. Ludzie z różnych środowisk, dotąd sobie obcy, zaczęli pojawiać się razem na konferencjach, w programach publicystycznych i marszach ulicznych. Nikt jeszcze nie mówił o Fundacji Gorczakowa, ale w tle zaczęły się pojawiać powtarzające nazwiska, te same, które później pojawią się w rosyjskich raportach dyplomatycznych i w dokumentach grantowych dotyczących „dialogu między narodami”. „Noc Gawriłowa” była gniewem spontanicznym. To, co przyszło po niej, już nie było. W nowej, uformowanej z chaosu narracji Rosja przestawała być wrogiem, a stawała się strażnikiem wartości. Wtedy po raz pierwszy wskazówki w moskiewskim zegarze zaczęły poruszać się równym rytmem. Druga przekładnia. Proputinowska retoryka Latem 2019 roku, zaledwie kilka tygodni po „Nocy Gawriłowa”, wskazówki gruzińskiego zegara poruszyły się dalej. Na Alei Rustawelego znów zgromadził się tłum. Tym razem nie z hasłami sprzeciwu wobec Moskwy, lecz z portretami Władimira Putina i okrzykami o „braterstwie narodów prawosławnych”. Wiec prowadził Dmitrij Lortkipanidze, były działacz prorosyjskiego Ruchu Demokratycznego, wcześniej związany ze służbami wywiadu, obecnie dyrektor Gruzińsko-Rosyjskiego Centrum im. Jewgienija Primakowa. Według relacji mediów pozostał przed parlamentem do rana, przemawiając o „obronie wiary” i „pokoju między narodami”. Wkrótce jego słowa powtórzyły rosyjskie agencje informacyjne, cytując je jako głos rozsądku z „przyjaznej Gruzji”. W tym samym czasie prorosyjskie grupy zaczęły zajmować teren wokół parlamentu, uniemożliwiając organizację protestów antyokupacyjnych. Transparency International Georgia zauważa, że aktywność środowisk skupionych wokół Centrum Primakowa, w tym Alt-Info i Georgian March, nasiliła się właśnie w tym okresie. Z czasem te ugrupowania zaczęły powtarzać podobny zestaw narracji: Zachód jako źródło moralnego rozkładu, Rosja jako bastion wiary i tradycji. Alt-Info, początkowo niewielka platforma medialna, stała się głównym kanałem ich przekazu. Jej programy komentowali duchowni, działacze narodowi i byli wojskowi, a przekaz coraz częściej nawiązywał do linii rosyjskich mediów państwowych. W raporcie GFSIS z 2020 roku odnotowano, że przedstawiciele Georgian March i Centrum Primakowa pojawiali się wspólnie podczas manifestacji w Marneuli, gdzie protestowano przeciwko pomnikowi azerskiego bolszewika Narimana Narimanowa. Uczestniczyli w niej również duchowni Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego, a wydarzenie miało wyraźnie konfrontacyjny charakter. Z czasem stało się jasne, że ruchy uliczne, media i instytucje kulturalne zaczynają działać w tym samym rytmie. Każde z nich pełniło inną rolę, lecz wszystkie mówiły jednym językiem. Językiem strachu przed Zachodem i lojalności wobec Rosji. Ten etap był momentem zestrojenia mechanizmu: sprężyny, przekładnie i tryby zaczynały pracować razem. Wkrótce miało się okazać, jaką siłę potrafi wygenerować ten układ, gdy przekaz z ekranów Alt-Info brutalnie przeniesie się na ulice Tbilisi. Trzecia przekładnia. Mechanizm przemocy Lipiec 2021 roku. Tbilisi jest w napięciu przed zapowiadanym Marszem Równości. W kanałach społecznościowych i live’ach Alt-Info pojawiają się apele o „obronę Gruzji”. Kolportowane są instrukcje blokowania wydarzenia. W centrum miasta gromadzą się grupy kontrdemonstrantów, część z ikonami i krzyżami. Gdy reporterzy zaczynają relacje na żywo, dochodzi do ataków na dziennikarzy i uczestników. W nagraniach z dnia widać brutalne pobicia i wulgarne okrzyki pod adresem „agentów Zachodu”. Tego dnia rannych zostaje ponad pięćdziesięciu przedstawicieli mediów; kilka dni później umiera operator TV Pirveli, Lekso Laszkarawa. Wśród napastników rozpoznano aktywnych działaczy środowisk skrajnie prawicowych, m.in. Georgian March i nowo powstałego skrzydła politycznego Alt-Info (Partia Konserwatywna). Te same osoby, które na antenie mówiły o „rodzinie” i „pokoju”, na ulicy pełnią rolę fizycznej mobilizacji. Niezależne analizy opisują model Alt-Info jako hybrydę medium i ruchu ulicznego: przekaz medialny służy do szybkiego przełożenia słów na działanie w terenie. To praktyczna „mechanika przemocy informacyjnej”: słowo staje się rozkazem, transmisja staje się koordynacją. Po lipcu 2021 roku Alt-Info zaczęło rozwijać swoją działalność programową i organizacyjną. W rejestrach spółek powiązanych z tym środowiskiem widnieją nazwiska Szoty Martynenki oraz Konstantina i Ciali Morgosiów. Te same osoby wcześniej pojawiały się przy inicjatywach związanych z partią Sojusz Patriotów. Zgodnie z danymi Krajowej Agencji Rejestru Publicznego, Martynenko i Morgoszia byli również związani z organizacją „Alternatywa dla Gruzji”, która deklarowała finansowanie ze środków Konstantina Morgosii, kandydata Sojuszu Patriotów w wyborach parlamentarnych w 2016 roku. Krąg ten był aktywny zarówno w mobilizacjach ulicznych, jak i w mediach, które konsekwentnie powielały antyzachodnie i prorosyjskie narracje. Równolegle, jeszcze przed lipcem 2021 r., Georgian March testował tę samą logikę „media - ulica”: antyazerbejdżańskie demonstracje w Marneuli (sprawa pomnika Narimanowa) czy akcje przy kompleksie Dawid Garedża łączyły duchownych, skrajnych aktywistów i osoby związane z Centrum Primakowa. Ten wzorzec opisują opracowania think tanków jako część szerszego ekosystemu prorosyjnych wpływów, w którym nacjonalistyczne slogany i „obrona tradycji” sprzęgają się z antyzachodnią agendą. Z analizy wynika, że między czerwcem a lipcem 2019 roku nastąpił proces stopniowego zazębiania się poszczególnych elementów prorosyjskiego systemu wpływu. Jak wskazuje Democracy Research Institute, w wydarzeniach takich jak protest przeciw filmowi And Then We Danced oraz demonstracje przy klasztorze Dawid Garedża uczestniczyli jednocześnie działacze Georgian March i osoby związane z Centrum im. Primakowa, w tym jego dyrektor Dmitrij Lortkipanidze. W analizach think tanków uznaje się to za dowód łączenia przez Moskwę struktur kulturalnych i ideologicznych z nacjonalistycznymi ruchami ulicznymi. Od pierwszego impulsu, którym była „Noc Gawriłowa”, przez prorosyjski wiec z lipca tego samego roku, mechanizm ten zaczął działać coraz płynniej. Media skrajne, ugrupowania uliczne i instytucje przedstawiane jako ośrodki „dialogu” zaczęły funkcjonować w jednym rytmie, wzajemnie wzmacniając swoje przekazy. Rezultatem tego procesu było przeniesienie propagandy z ekranów i sieci na realne działania, które przybrały formę otwartej przemocy na ulicach Tbilisi. Ustawianie wskazówek. Edukacja, kultura, młodzież Po krwi zawsze przychodzi uspokojenie. Po brutalnych obrazach z Tbilisi z 2021 roku mechanizm wpływu nie zatrzymał się, a jedynie zmienił rytm. Zegar nie przestał tykać, lecz jego wskazówki zaczęły przesuwać się powoli, w ciszy. Zamiast okrzyków i kamer Alt-Info, pojawiły się zaproszenia na „projekty edukacyjne”, „dialog cywilizacyjny” i „rosyjsko-gruzińskie inicjatywy kulturalne”. W tle znów to samo logo – Fundacja Gorczakowa. Pod szyldem pojednania i kultury rozpoczęła się nowa faza operacji, miękka, długofalowa, oparta na edukacji i prestiżu. Kursy języka rosyjskiego w Tbilisi, seminaria o historii dyplomacji, wyjazdy dla studentów i dziennikarzy w ramach programu InteRussia. Oficjalnie dominowała w nich wymiana kulturowa i nauka języka. W praktyce budowano mechanizm lojalności, w którym edukacja stawała się narzędziem formowania postaw. Na zajęciach finansowanych przez Fundację uczono nie tylko języka, lecz także „rozumienia współczesnej Rosji” i „roli prawosławia w tożsamości narodów postradzieckich”. Wykładowcami byli duchowni, politolodzy i eksperci z Moskwy, często związani z Rossotrudniczestwem czyli Federalną Agencją ds. Wspólnoty Niepodległych Państw, Rodaków za Granicą i Międzynarodowej Współpracy Humanitarnej, instytucją rządową Federacji Rosyjskiej zajmującą się promocją rosyjskiej kultury, języka i wpływów za granicą, oraz z Instytutem Primakowa. W opisie projektów nie było polityki, lecz w przekazie już tak. Uderzano konsekwentnie w ton, że Zachód się zatracił, a Rosja zachowała duchowość. Najbardziej aktywną formą działalności w terenie była współpraca z Rosyjskim Związkiem Młodzieży Gruzji. Związek ten, formalnie niezależny, w rzeczywistości pełnił rolę lokalnego partnera Fundacji Gorczakowa. Współpraca jest udokumentowana od 2016 roku. Jego przewodniczący, Aleksandr Bieższencew, wspólnie z przedstawicielami Centrum Primakowa organizował w Tbilisi spotkania poświęcone „zagrożeniu faszyzmem” i „obronie tradycyjnych wartości”. W 2018 roku Związek był współorganizatorem Forum Młodych Liderów NGO, oficjalnie apolitycznego, lecz w praktyce promującego prorosyjską agendę i hasła o „duchowej wspólnocie narodów słowiańskich”. Członkowie organizacji prowadzili warsztaty, konkursy i spotkania z rosyjskimi dyplomatami, a wydarzenia odbywały się często w salach Centrum Primakowa, które po 2021 roku zmieniło swój wizerunek. Zamiast polityki stawiało na literaturę, wystawy i debaty o „duchowej wspólnocie narodów”. Hasła promowane podczas tych wydarzeń powtarzały się jak modlitwy: „Europa odwróciła się od Boga”, „Tradycja to nie wstyd — to siła narodów”, „Faszyzm nie zniknął — tylko zmienił język”. Na plakatach widniały wizerunki młodych Gruzinów w garniturach i sutannach, stojących obok flag Rosji i Gruzji. W internecie krążyły filmiki z Petersburga i Moskwy z hasłami: „wspólne korzenie, wspólna misja”. Dla młodych ludzi z prowincji te inicjatywy nie miały politycznego wydźwięku. Były szansą na rozwój, na wyjazd, na nowe kontakty. Propaganda nie pojawiała się wprost. Wszystko odbywało się w języku kultury i edukacji. Z biegiem czasu wokół Fundacji Gorczakowa i Centrum Primakowa powstała sieć powiązanych struktur: prorosyjskie media (Politicano, Georgia and the World, Patriot TV), partie (Solidarność dla Pokoju, Ruch Konserwatywny) oraz środowiska skrajnie prawicowe (Georgian March, Georgian Idea). Wspólnie uczestniczyły w inicjatywach kulturalnych i religijnych, które nadawały prorosyjskim narracjom pozór konserwatywnego dialogu wartości. Obok akademików i urzędników coraz częściej pojawiali się duchowni. W wydarzeniach organizowanych przez Centrum Primakowa uczestniczyli przedstawiciele Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego, m.in. biskup Giorgi Jamdeliani, współtworzący z Fundacją Gorczakowa spotkania o „obronie wiary” i „walce z moralnym upadkiem Zachodu”. W homiliach i panelach powtarzano hasła o „świętym obowiązku obrony tradycji”, tożsame z retoryką Alt-Info i prorosyjskich kanałów medialnych. Od 2023 roku działalność Fundacji przeniosła się również do sfery kultury i edukacji artystycznej. W ramach projektu Rosyjsko-Gruziński Most Kulturowy organizowano wystawy, koncerty i wieczory literackie w Tbilisi i Batumi, podkreślające „wspólne wartości narodów słowiańskich”. Według analizy iFact, projekt ten pełnił funkcję przykrywki dla operacji informacyjnych wspierających rosyjską narrację o „neutralności Gruzji” i relatywizujących agresję Rosji. Fundacja Gorczakowa opanowała coś, czego rosyjskie służby nie potrafiły osiągnąć siłą. Zaufanie. Niegdyś próbowano zdobywać je batem, teraz zdobywa się je fałszywymi gestami przyjaźni i uśmiechem towarzyszącym certyfikatom i stypendiom. Gruzińskie elity nie protestowały, a w kawiarniach Tbilisi coraz częściej rozmawiało się o „pojednaniu”, „kulturze słowiańskiej” i „tradycyjnej duchowości Wschodu”. Tak miękko tworzono nową elitę, której nie trzeba było przekonywać do Moskwy. Wystarczyło, że nauczyła się mówić jej językiem. Każdy projekt, kurs i stypendium był jak delikatne przesunięcie wskazówki: niepozorne, ciche, a jednak trwałe. Z czasem wahadło tego zegara zaczęło wybijać nowy rytm. Rytm, w którym rosyjska narracja stawała się częścią gruzińskiej codzienności. W następnej fazie ten rytm nabierze kształtu systemu: hierarchicznego, powiązanego, konsekwentnego. Bo za tymi kursami, wystawami i wykładami krył się mechanizm, w którym każdy gest, każda publikacja i każda dotacja miały swoje miejsce i sens. Układ wskazówek. Struktura wpływu Obraz, który wcześniej wydawał się zbiorem przypadków, z czasem ujawnia spójny mechanizm. Ulica, media, edukacja i religia nie funkcjonują w izolacji. Tworzą sekwencję, w której emocje, przekaz, prestiż i legitymizacja wzajemnie się napędzają. W centrum tego systemu znajduje się Fundacja imienia Aleksandra Gorczakowa. W oficjalnych dokumentach przedstawia się jako promotor „dialogu między narodami” i „dyplomacji publicznej”. W rzeczywistości stanowi kluczowe narzędzie polityki „Russkij mir”, której celem jest utrzymanie państw postsowieckich w orbicie wpływów Moskwy. Fundacja prowadzi otwarte konkursy grantowe w obszarach kultury, edukacji i komunikacji międzynarodowej. W Gruzji jej beneficjentami są cyklicznie Centrum Primakowa, organizacje partnerskie i stowarzyszone, które obsługują wydarzenia, rekrutują uczestników i utrzymują kontakty z lokalnymi instytucjami. Środki trafiają w ratach, często za pośrednictwem kilku operatorów, z rozbiciem na „koszty merytoryczne” i „obsługę wydarzeń”. Po 2022 roku ten schemat nie zniknął, lecz przeszedł transformację. Zamiast przelewów opatrzonych nazwą Fundacji pojawiły się umowy promocyjne, „zakupy usług medialnych”, darowizny rzeczowe, finansowane wyjazdy i produkcje treści w podmiotach formalnie niezależnych. Ciężar przesunął się do sfery medialnej i organizacji satelickich. To, co wcześniej występowało w dokumentach jako „seminaria” i „konferencje”, zaczęło funkcjonować jako „produkcja programów”, „wynajem studia” czy „obsługa komunikacji”. Wydatki związane z działalnością prorosyjskich struktur w Gruzji nie są przypadkowe. Mają własną logikę i kolejność, odzwierciedlającą sposób działania całego mechanizmu wpływu. Pierwszym etapem jest rekrutacja i selekcja kadr. Ogłaszane są nabory do programów stypendialnych, takich jak InteRussia. Uczestnikom finansuje się podróże, zakwaterowanie i udział w wydarzeniach, co pozwala nie tylko przyciągnąć młodych ludzi, lecz także trwale powiązać ich z siecią organizacji i instytucji zależnych od Fundacji Gorczakowa. Drugim etapem jest legitymizacja przekazu. Organizowane są konferencje z udziałem duchownych i akademików, a następnie publikowane raporty i albumy podsumowujące wydarzenia. W 2024 roku Fundacja Gorczakowa wspierała konferencję „Rosja i świat: dialogi – 2024” w Tbilisi, współorganizowaną przez rosyjski instytut NIiKR, kierowany przez byłych funkcjonariuszy KGB i FSB. Partnerami wydarzenia były Fundacja SIKHA Archila Sikharulidze oraz Instytut Eurazji. Celem takich działań jest nadanie narracji pozorów naukowej i moralnej wiarygodności oraz wytworzenie wrażenia pluralizmu opinii. Trzeci etap to dystrybucja. Obejmuje on współpracę z mediami, influencerami i producentami programów. Ideologiczne treści zostają w ten sposób przetłumaczone na język kultury i codziennych dyskusji, co pozwala wprowadzać je do powszechnego obiegu społecznego. Czwartym elementem jest ulica. Finansowana jest logistyka demonstracji, transport, nagłośnienie i materiały wizualne. W ten sposób narracja propagandowa zostaje przeniesiona z mediów i raportów na poziom fizycznej mobilizacji, przybierając postać marszów i wystąpień publicznych. W dokumentach grantowych i programach wydarzeń powtarzają się te same osoby. Warto przytoczyć ich nazwiska, z zastrzeżeniem, że niektórzy współpracowali w przeszłości. Natalia Burlinowa jest związana z projektami określanymi jako „dyplomacja kreatywna” i programami wyjazdowymi, które obejmują część gruzińskich uczestników. Maria Liamcewa odpowiada za opracowanie treści i organizację wydarzeń zgodnych z linią Fundacji Gorczakowa i rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Uruzmag Karkusow pełni funkcję łącznika między projektami dialogowymi a medialnymi, łącząc obszar kultury z komunikacją polityczną. Wśród lokalnych organizatorów znajdują się Mdiwani i Sicharulidze, którzy zajmują się logistyką, współpracą z duchowieństwem i uczelniami oraz zapewniają dostęp do lokalnych mediów. Ponadto w sieci tej działają m.in. Archil Sicharulidze, szef Fundacji SIKHA i stały komentator Sputnik Georgia, oraz Tamar Kiknadze, wykładowczyni i współorganizatorka wydarzeń Centrum Primakowa. Nie jest to lista oskarżeń, lecz mapa zależności. Pokazuje, kto rekrutuje, kto nadaje wiarygodność, kto wzmacnia przekaz medialny i kto przenosi go do przestrzeni ulicznej. Funkcje zmieniają się w czasie, ale cel pozostaje niezmienny, jest nim utrzymanie spójnego ekosystemu wpływu. Przed 2022 rokiem większość wydatków była jawna. W sprawozdaniach figurowały granty, faktury i raporty finansowe. Po 2022 roku pojawiły się nowe formy rozliczeń. Coraz częściej stosowano kompensaty w naturze, takie jak udostępnienie sal, sprzętu czy transportu, a także mikro-umowy z mediami i wydatki opisywane ogólnikowo jako „obsługa komunikacji”. Znaczną część finansowania stanowią również darowizny i sponsoring realizowany przez podmioty powiązane z byłymi działaczami Sojuszu Patriotów. Zamiast prostych przelewów między instytucjami pojawił się system wielu drobnych zasileń, które razem tworzą ten sam efekt operacyjny. Wokół Centrum Primakowa uformował się ponadto lokalny układ organizacji i środowisk. Georgian March odpowiada za emocje i mobilizację uliczną. Alt-Info przekształca te emocje w narrację ideologiczną. Politicano tłumaczy rosyjskie przekazy na język analityki i opinii publicznej. Fundacja Sikha nadaje temu wszystkiemu kulturalne tło i pozory apolityczności. Na obrzeżach funkcjonuje Rosyjski Związek Młodzieży Gruzji, który rekrutuje studentów i młodych liderów uczestniczących w programach Fundacji Gorczakowa. Każdy z tych elementów pełni inną funkcję, ale wszystkie działają w tym samym rytmie. Media tworzą przekaz, ulica dodaje mu emocję, edukacja zapewnia trwałość, a Cerkiew nadaje moralną legitymację. Efekt końcowy jest widoczny. W gruzińskiej przestrzeni publicznej Rosja przestaje być postrzegana jako zagrożenie, a zaczyna być przedstawiana jako strażnik tradycji i duchowego porządku. Zegar został już nastawiony. Jego wskazówki poruszają się powoli, lecz pokazują określoną godzinę. Następny etap to moment, w którym tarcza staje się widoczna w całości. Gdy widać, jak ten sam mechanizm został przeniesiony poza Gruzję i dostosowany do nowych środowisk informacyjnych. Synchronizacja. Kreml ustawia zegary w Europie Zegarmistrz nie pracował jednak nad jednym zegarem. Na stole miał kilka mechanizmów i stroił je równolegle, tak aby wybijały ten sam czas. W Tbilisi, Mińsku i przez krótki okres w Kijowie uruchomiono niewielkie, precyzyjne układy zamiast rozległych sieci w stylu „Russkij Mir” czy Rossotrudniczestwa. Równolegle toczyły się programy grantowe, fora i szkoły dla „młodych liderów”, które wciągały partnerów z Europy w grę kontrolowanego „dialogu”. Wystarczyły trzy punkty podparcia i kilka cyklicznych formatów, by zsynchronizować rytm narracji z godziną Moskwy. Pierwszy z tych punktów, to znane nam już Centrum imienia Jewgienija Primakowa w Tbilisi, które stało się wzorem rosyjskiego modelu „miękkiego wpływu” w kraju po konflikcie zbrojnym z 2008 roku. Podobny schemat Moskwa powtórzyła w Mińsku, gdzie w 2020 roku utworzono Centrum Analiz i Prognoz Procesów Integracji Związkowej. Jego zadaniem była promocja „pełnej informacji o integracji Białorusi i Rosji”. Ten eufemizm oznacza oczywiście budowanie uzasadniania koncepcji Państwa Związkowego. Współpracownikami ośrodka zostali analitycy białoruskich instytutów państwowych, a jego działalność finansowo i organizacyjnie nadzorowała Fundacja Gorczakowa. Trzeci eksperyment miał miejsce w Kijowie, w latach 2013–2015. Utworzony tam Ośrodek Informacyjny Fundacji Gorczakowa działał przy Instytucie Stosunków Międzynarodowych Narodowego Uniwersytetu Lotniczego. Jego otwarcie zbiegło się w czasie z decyzją rządu Janukowycza o wstrzymaniu podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. W praktyce ośrodek stał się kanałem propagandowym promującym „rosyjsko-ukraiński dialog” w duchu integracji eurazjatyckiej. W lutym 2015 roku, po skargach studentów, Służba Bezpieczeństwa Ukrainy zamknęła placówkę, uznając jej działalność za dywersyjną. Był to koniec najkrótszego z projektów Fundacji Gorczakowa, ale zarazem dowód, że Moskwa testowała swoje narzędzia jeszcze w czasie, gdy na kijowskim Majdanie płonęły barykady. Po 2015 roku Fundacja skoncentrowała się na działaniach ponadnarodowych, pozornie akademickich, faktycznie politycznych. Ich osią były międzynarodowe programy i fora organizowane w Moskwie, Petersburgu i stolicach europejskich. Ich formuła była zawsze ta sama: młodzi naukowcy, dziennikarze i dyplomaci z Rosji i zagranicy, kilka dni warsztatów, spotkania z przedstawicielami rosyjskiego MSZ, a w roli gospodarza Siergiej Ławrow. Oficjalnie budowano dialog i edukację. W rzeczywistości chodziło o indoktrynację pod szyldem dyplomacji publicznej. Najbardziej znanym przedsięwzięciem Fundacji stało się Forum „Dialog dla Przyszłości”, cykl dorocznych spotkań młodych badaczy stosunków międzynarodowych, dziennikarzy i analityków z kilkudziesięciu krajów. Od 2011 roku w jego programie pojawiają się warsztaty w gmachu rosyjskiego MSZ, dyskusje o „nowym porządku światowym” i spotkania z przedstawicielami władz. Równolegle organizowano seminaria dyplomatyczne, szkoły letnie w Azji Centralnej, a także program InteRussia, który łączył stypendia badawcze z selekcją lojalnych uczestników do projektów Fundacji. Drugim kierunkiem ekspansji był region Bałkanów i Arktyki, gdzie Fundacja prowadziła programy nazwane „dialogami”: Bałkański, Kaukaski, Arktyczny i Środkowoazjatycki. Pod płaszczykiem debat eksperckich spotykali się tam rosyjscy urzędnicy, lokalni politycy i naukowcy, którzy w publikacjach po konferencjach promowali rosyjskie koncepcje „równowagi geopolitycznej” i „świata wielobiegunowego”. Celem było budowanie wizerunku Rosji jako niezbędnego uczestnika dialogu globalnego. Nawet w momencie, gdy na Ukrainie trwała wojna. Szczególną rolę w tym systemie pełnił kierunek niemiecki, zogniskowany wokół Spotkań Poczdamkich (Potsdamer Begegnungen). Zainicjowane jeszcze w 1999 roku jako kulturalny most między Berlinem a Moskwą, z czasem przekształciły się w forum politycznego lobbingu. Od 2010 roku Fundacja Gorczakowa współorganizowała je wspólnie z Niemiecko-Rosyjskim Forum i Fundacją Konrada Adenauera. W spotkaniach uczestniczyli posłowie Bundestagu, członkowie Rady Federacji, przedstawiciele resortów i eksperci związani z oboma rządami. Z biegiem lat, wraz z agresją Rosji wobec Ukrainy, tematyka stawała się coraz bardziej polityczna: od debat o „wartościach europejskich” do rozmów o „nowej architekturze bezpieczeństwa” i „jednej przestrzeni od Lizbony po Władywostok”. Jeszcze w 2021 roku otwarcia obrad dokonywali ministrowie spraw zagranicznych Niemiec i Rosji. Po pełnoskalowej inwazji na Ukrainę niemieccy współorganizatorzy zawiesili projekt, a szef Forum, Matthias Platzeck, złożył rezygnację. Do tego czasu jednak spotkania te pozwoliły Moskwie stworzyć sieć bezpośrednich kontaktów wśród niemieckich elit politycznych, w tym w partiach CDU i SPD. Oprócz forów i debat, Kreml finansował wpływy poprzez system grantów, które formalnie miały wspierać „międzynarodowe projekty społeczne”. W rzeczywistości stanowiły kanał selekcji i finansowania organizacji i osób przychylnych rosyjskiej narracji. Każdego roku Fundacja ogłaszała dwa konkursy grantowe, w których uczestniczyły organizacje z Rosji i zagranicy. Zgłoszenia oceniano pod kątem zgodności z „priorytetami polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej”. W 2022 roku były to m.in. integracja obszaru poradzieckiego, promowanie „wielobiegunowego świata”, wspieranie projektów kulturalnych w Europie i kształtowanie „obiektywnego wizerunku Rosji za granicą”. Choć budżet Fundacji jest niewielki (nieco ponad milion euro rocznie) to efekt jej działań przewyższa skalę wydatków. Każdy grant, nawet symboliczny, jest narzędziem wpływu. Finansowano konferencje, szkoły medialne, fora młodzieżowe i wydarzenia kulturalne od Włoch po Słowację. Wśród partnerów pojawiały się instytucje takie jak Włoski Instytut Studiów Eurazjatyckich kierowany przez byłego ministra spraw zagranicznych Franco Frattiniego, stowarzyszenie Dialog Francusko-Rosyjski pod przewodnictwem Thierry’ego Marianiego czy szkocka grupa Friends of Russia. Wszystkie te podmioty uczestniczyły w dyskusjach, które legitymizowały rosyjskie stanowisko wobec Europy, NATO i wojny na Ukrainie. Mechanizm działał według jednej logiki: pieniądze, prestiż, dostęp. Rosja oferowała granty i zaproszenia do Moskwy w zamian za gotowość do „dialogu”. W ten sposób budowano sieć ekspertów i instytucji, które w swoich krajach mogły prezentować rosyjski punkt widzenia jako jeden z równorzędnych głosów. Z czasem ich publikacje i raporty zaczęły trafiać do zachodnich think tanków i mediów, tworząc iluzję pluralizmu, w której propaganda zyskiwała status opinii. W ten sposób Kreml zsynchronizował zegary w różnych częściach Europy. W Tbilisi, Mińsku i niegdyś w Kijowie tykały one głośno, bo dotyczyły bezpośredniego sąsiedztwa. W Berlinie, Bratysławie czy Rzymie działały cicho, w rytmie konferencji i grantów. Wszystkie jednak wskazywały tę samą godzinę: godzinę Moskwy. Odsłonięta tarcza. Cień nad Kaukazem Gdy cały mechanizm staje się widoczny, nie słychać już rytmu wahadła, bo zegar działa sam. System zbudowany z precyzją zegarmistrza nie potrzebuje już rozkazów ani instrukcji. Działa z przyzwyczajenia, z rytmu języka i codziennych słów. To nie jest historia jednej operacji ani jednego przelewu, lecz sieci ludzi, instytucji i symboli zsynchronizowanych z moskiewskim czasem. Mechanizm ten potrafił być brutalny, gdy wymagała tego sytuacja, i łagodny, gdy skuteczniejsza była cisza. W 2019 roku wyprowadzał ludzi na ulice, w 2021 roku doprowadził do śmierci operatora Lekso Laszkarawy. A potem? Potem przemienił się w system kursów, grantów i projektów, w których lojalność budowano językiem kultury i tradycji. I pieniędzmi. Ale czy system się zmienił? Nie, to ten sam mechanizm, tylko jego dźwignie zaczęły pracować ciszej. Zamiast ulicznych haseł pojawiły się wykłady o „duchowej wspólnocie”, zamiast przemocy na ulicy, mamy język pojednania w ustach agresora. Cel pozostał ten sam: utrzymać bicie serc opinii publicznej w rytmie niewidzialnego wahadła Moskwy. Gruzja stała się laboratorium wpływu, miejscem, gdzie testowano, jak daleko można przesunąć granice świadomości, zanim społeczeństwo zauważy zmianę rytmu. Dziś formalne instytucje mogą być zamknięte, lecz ich echo trwa w mediach, szkołach i organizacjach. Zegar nie stoi na Kremlu. Bije w umysłach ludzi, których wyuczono jego rytmu. A cień, który padł na Kaukaz, porusza się powoli, równym ruchem wskazówek. I nie znika, gdy gaśnie światło.

W mechanizmie zegara nie ma przypadków. Każda sprężyna, każde koło zębate i każda śrubka mają swoje miejsce i znaczenie. To precyzja zamieniona w ruch, równowaga zapisana w stali. Wystarczy lekko przesunąć jedno koło, by cały układ zaczął chodzić w innym rytmie. Zostawiony sam sobie stanie, będzie bezużyteczny. Potrzebuje zegarmistrza. Kogoś, kto rozumie jego puls, kto wie, które ogniwo dotknąć, by osiągnąć zamierzony efekt. Tak działają zegary. I tak działają systemy...

2025-11-28
Strach, chaos, „proxy war”. Gruzja w rosyjskiej wojnie narracyjnej

Rosyjska wojna informacyjna wobec Gruzji nie rozgrywa się wyłącznie na poziomie pojedynczych ataków propagandowych czy ostrych komentarzy politycznych. To długofalowa operacja, której celem jest stopniowe przeformatowanie wyobraźni społecznej – od osłabienia emocjonalnej więzi z projektem europejskim, przez delegitymizację protestów i opozycji, po normalizację Rosji jako „naturalnego” partnera Gruzji. W tym przekazie Unia Europejska ma być konstrukcją „gnijącą” i sprzeczną z tradycją kraju, Zachód – agresywnym ingerentem sterującym opozycją, a Moskwa...

2025-11-27
Rosyjska propaganda wobec Armenii

Rosyjskie operacje wpływu w infosferze Armenii (listopad 2025) W listopadzie 2025 roku armeńska infosfera pozostaje jednym z kluczowych pól działania rosyjskiego aparatu wpływu w regionie. Kreml nie prowadzi wobec Armenii wyłącznie klasycznej propagandy politycznej – buduje długofalową, konsekwentną operację psychologiczną, która ma zmusić społeczeństwo do uznania rosyjskiej strefy wpływów za jedyną realną i „bezpieczną” opcję. W centrum tej operacji stoi trauma po utracie Górskiego Karabachu, poczucie geopolitycznego osamotnienia oraz lęk...

2025-11-26
Mołdawia pod presją Kremla: strach, tożsamość i „reżim Sandu” jako narzędzia wpływu

W Mołdawii trwa intensywna walka o wyobraźnię i emocje obywateli. Z jednej strony znajduje się proeuropejski kurs władz w Kiszyniowie, obejmujący dążenie do pogłębienia integracji z Unią Europejską oraz wzmocnienia współpracy z partnerami zachodnimi. Z drugiej strony widoczny jest skoordynowany wysiłek rosyjskiej machiny propagandowej, która stara się zatrzymać ten proces poprzez podważanie zaufania do instytucji państwa, demonizowanie Zachodu i przedstawianie Rosji jako jedynego realnego źródła bezpieczeństwa oraz stabilności. W badanym...

2025-11-25
Rosyjska operacja psychologiczna przeciwko Ukrainie

Rosyjska operacja psychologiczna przeciwko Ukrainie: narracje, cele i skutki (listopad 2025) Wojna Rosji przeciwko Ukrainie toczy się równolegle na polu militarnym i informacyjnym. W 2025 roku komponent informacyjny stał się jednym z kluczowych obszarów działań Kremla, który konsekwentnie buduje przekaz skierowany do odbiorców ukraińskojęzycznych, zachodniej opinii publicznej oraz społeczeństwa rosyjskiego. Centralnym elementem tego przekazu jest narracja przedstawiająca Ukrainę jako państwo pogrążone w kryzysie politycznym, gospodarczym i militarnym oraz pozostawione bez...

2025-11-25
Madryt. Ulica, jakich wiele w stolicy Hiszpanii. Jednak to tutaj, za eleganckim szyldem „Boye Abogados”, krzyżują się ścieżki Edwarda Snowdena, oficera GRU Pawła Rubcowa i ściganego za zdradę stanu Anatolija Szarija. Co łączy najsłynniejszego demaskatora NSA z ludźmi realizującymi agresywne interesy Kremla? Wspólny mianownik to Gonzalo Boye. Człowiek, który stworzył system pozwalający wrogom Zachodu wykorzystywać jego własne wartości jako broń. Na pierwszy rzut oka to tylko kancelaria prawna. Ale analiza dokumentów, powiązań i dat, do których dotarliśmy, ukazuje inny obraz. To centrum operacyjne, w którym prawo zamienia się w politykę, a oskarżenia o szpiegostwo i dywersję rozpływają się w narracji o „prześladowaniach za poglądy”. Boye nie jest zwykłym adwokatem. To architekt parasola ochronnego, pod którym schronienie w Europie znajdują ludzie realizujący interesy Moskwy. Rewolucjonista w todze Aby zrozumieć ten mechanizm, trzeba spojrzeć na człowieka, który pociąga za sznurki. Gonzalo Boye to postać jak z filmowego scenariusza, choć to kino akcji, a nie dramat sądowy. Urodzony w Chile w 1965 roku, dorastał w cieniu dyktatury Pinocheta. Już wtedy wybrał radykalizm. Akta służb łączą go z Rewolucyjnym Ruchem Lewicy (MIR). Kiedy na początku lat 90. przybył do Europy, nie szukał spokoju. W 1992 roku hiszpańska policja aresztowała go pod zarzutem współudziału w porwaniach dokonywanych przez baskijską ETA. Wówczas więzienie stało się jego uniwersytetem. Tam zdobył dyplom prawnika i tam narodziła się jego nowa tożsamość: obrońcy „wyklętych”. Przez lata Boye budował legendę prawnika walczącego z systemem. Próbował postawić przed sądem urzędników z administracji George'a W. Busha za Guantánamo, bronił Edwarda Snowdena, a w końcu stał się twarzą prawnej batalii katalońskich separatystów, w tym Carlesa Puigdemonta. Skutecznie blokując ich ekstradycje, udowodnił jedno: potrafi paraliżować wymiar sprawiedliwości, zamieniając sale sądowe w trybuny polityczne. Klient z cienia GRU W pewnym momencie w portfolio Boye zaczęli pojawiać się klienci innego rodzaju. Nie separatyści, nie ideowi aktywiści, ale ludzie, których działalność wpisywała się wprost w agresywne operacje Kremla. W lutym 2022 roku w Polsce zatrzymano Pablo Gonzáleza. Dla opinii publicznej był to hiszpański freelancer i korespondent wojenny i współpracownik znanych mediów, takich jak La Sexta, Público czy Gara. Jednak pod tą medialną powłoką krył się Paweł Rubcow, oficer rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU. Gdy służby przerwały jego misję, do gry natychmiast wszedł Gonzalo Boye. Dziś widać wyraźnie, że adwokat nie bronił w tej sprawie zwykłego reportera, lecz chronił mistrzowsko zakonspirowanego „nielegała”, który przez lata budował swoją wiarygodność przy użyciu rozbudowanej infrastruktury. Rubcow stworzył portal Eulixe, który służył jako jego centrum operacyjne. Co więcej, zdołał nawiązać oficjalną współpracę z hiszpańskim Centrum Badań nad Nienawiścią i Dezinformacją „Al Descubierto”, zajmującym się... walką z mową nienawiści i dezinformacją. To szczyt cynizmu rosyjskiego wywiadu: oficer GRU przeniknął do struktur, które miały chronić Europę przed takimi jak on. Razem ze swoimi współpracownikami, m.in. Juanem Teixeirą, jeździł do Donbasu, produkując materiały o „szarej strefie”, które pod płaszczykiem humanitaryzmu przemycały rosyjską narrację. Boye, broniąc go, bronił więc precyzyjnie skonstruowanego narzędzia wpływu. Mimo tych faktów, Boye uruchomił sprawdzony scenariusz. Wykorzystując „dziennikarską” legendę zbudowaną wokół portalu Eulixe, w mediach i na salonach dyplomatycznych przedstawiał aresztowanie szpiega jako atak na wolność słowa. Jego działania były tak skuteczne, że w obronę Rubcowa zaangażowały się międzynarodowe organizacje branżowe, nieświadome, że bronią agenta. Finał tej historii dopisał sam Władimir Putin, witając Rubcowa na płycie lotniska w Moskwie po wymianie więźniów, a tym samym ostatecznie potwierdzając, kim naprawdę był klient madryckiego mecenasa. Wiedeński łącznik Jeszcze bardziej niepokojący jest przypadek Anatolija Szarija, prorosyjskiego blogera oskarżanego na Ukrainie o zdradę stanu. Szarij nie jest jednak tylko publicystą; to twórca masowej sieci medialnej działającej na platformach takich jak YouTube (@SuperSharij) i Telegram, która ma ogromne zasięgi w Europie, zwłaszcza w Ukrainie i Hiszpanii. W ramach tej działalności założył też partię polityczną Partia Szarija, której aktywność została ostatecznie zdelegalizowana przez ukraiński sąd w czerwcu 2022 roku. Jego infrastruktura, wspierana kosztownymi kampaniami reklamowymi (na Facebooku szacowanymi na kwoty do 70 000 USD), służyła do prowadzenia spójnych kampanii narracyjnych zgodnych z linią Kremla. Kiedy ten kluczowy dla rosyjskiego wpływu aktyw został zatrzymany w Hiszpanii, Gonzalo Boye natychmiast podjął się jego obrony. Nasze śledztwo potwierdziło jednak, że ich relacja nie była wynikiem nagłej, ratunkowej improwizacji, lecz elementem długofalowej, precyzyjnie przygotowanej strategii. Ślady tej strategii prowadzą do Wiednia, miasta, które od lat zimnej wojny pozostaje stolicą szpiegowskich intryg. Rezyduje tam Konstantin Bondarenko, politolog i kluczowy partner biznesowy Szarija. Dokumenty, do których dotarliśmy, ujawniają, że panowie wspólnie prowadzili projekt edukacyjny „Yasharu”, platformę łączącą zasięgi medialne Szarija z treściami produkowanymi przez wiedeńskie zaplecze Bondarenki, sformalizowane między innymi w organizacji Ante Meridiem. W tym układzie Gonzalo Boye działał dokładnie pośrodku. Już w 2021 roku, na długo przed zatrzymaniem Szarija, adwokat był gościem webinarów organizowanych przez austriacki think-tank ICEUR-Vienna, w których aktywny udział brał Bondarenko. Co ciekawe, tematem wystąpień Boye była koncepcja „lawfare”, czyli wykorzystywania prawa jako broni w konfliktach politycznych. Jest to kluczowy moment śledztwa. Sugeruje on, że „parasol ochronny” nie jest usługą kupowaną pod wpływem paniki po aresztowaniu, ale strukturą budowaną z zimną krwią. Wiedeński węzeł, reprezentowany przez Bondarenkę, odpowiada za ideologię i logistykę, natomiast madrycki węzeł, czyli Boye, dostarcza technologię prawną niezbędną do paraliżowania zachodnich wymiarów sprawiedliwości. Szarij, najwyraźniej przewidując kłopoty, zadbał o ten system na miesiące przed tym, jak hiszpańska policja zapukała do drzwi jego nadmorskiej willi. Mechanika cienia: Paraliż i Propaganda Mechanikę działania Gonzalo Boye najpełniej można prześledzić na przykładzie sprawy oficera GRU, Pawła Rubcowa. Śledząc jego działania, dostrzegamy precyzyjny schemat, który wykracza daleko poza standardową linię obrony, ponieważ nie jest to zwykła adwokatura, lecz inżynieria chaosu prawnego i informacyjnego. Analiza akt i chronologii wydarzeń ujawnia dwustopniowy mechanizm, który analitycy wywiadu określają mianem „parasola hybrydowego”. Po pierwsze, następuje paraliż: wejście Boye do sprawy natychmiast uruchamia lawinę wniosków formalnych, których jedynym celem jest maksymalne spowolnienie machiny sądowej, ponieważ w sprawach szpiegowskich czas zawsze gra na korzyść oskarżonego, pozwalając na zwarcie szeregów i zacieranie śladów. Po drugie, dochodzi do odwrócenia wektora. To właśnie na tym etapie geniusz Boye staje się niebezpieczny, ponieważ adwokat błyskawicznie zamienia salę sądową w trybunę polityczną. W jego narracji oficer GRU przestaje być szpiegiem, by stać się męczennikiem wolności słowa, a oskarżenie o zdradę Boye nazywa wówczas „zemstą reżimu”, natomiast dowody „polityczną fabrykacją”. Dla rosyjskiej propagandy taki prawnik stanowi nieoceniony skarb. Propagandyści Kremla nie muszą wymyślać kłamstw od zera, wystarczy, że zacytują „znanego europejskiego obrońcę praw człowieka”. Nasze źródła wskazują, że cytaty z Boye pojawiały się w rosyjskich mediach państwowych średnio kilka godzin po jego konferencjach prasowych w Madrycie. Jest to symbioza doskonała: Boye otrzymuje rozgłos, a Kreml zyskuje wiarygodność dla swoich tez. Dlaczego Madryt? Dlaczego to właśnie Hiszpania stała się laboratorium tej operacji? Odpowiedź leży w pęknięciach hiszpańskiego społeczeństwa, które Boye potrafi mistrzowsko wykorzystać. Hiszpania, ze swoją historyczną nieufnością do instytucji państwowych i silną polaryzacją, jest idealnym gruntem dla narracji antyestablishmentowych. Boye gra na tych emocjach jak wirtuoz. W kraju, gdzie spora część opinii publicznej z podejrzliwością patrzy na NATO i USA, obrona „prześladowanych przez system” dziennikarzy (nawet jeśli są oficerami GRU) trafia na podatny grunt. Boye nie musi być rosyjskim agentem, by realizować cele Moskwy. Wystarczy, że jest sobą, radykalnym prawnikiem, który w walce z systemem nie bierze jeńców. Dla Kremla jest idealnym „użytecznym katalizatorem”. Jego obecność uwiarygadnia tezy, których rosyjscy propagandziści sami nie byliby w stanie sprzedać zachodniej opinii publicznej. W efekcie, kancelaria w centrum Madrytu staje się punktem, w którym zachodni system prawny zostaje wykorzystany przeciwko samemu sobie. Prawo, propaganda i brudne pieniądze Wizerunek Boye jako ideowego obrońcy praw człowieka pęka jednak w zderzeniu z twardymi danymi finansowymi. W 2021 roku hiszpańska prokuratura postawiła mu zarzuty prania brudnych pieniędzy i fałszowania dokumentów w głośnym procesie galicyjskiego narkobarona Sito Miñanco. Śledczy dowodzą, że adwokat pomagał w legalizacji zysków z przemytu narkotyków, tworząc skomplikowaną architekturę spółek fasadowych. To właśnie ta kompetencja, umiejętność poruszania się w szarej strefie finansów, wydaje się kluczem do zrozumienia jego relacji z ludźmi Kremla. Klienci Boye, przedstawiani w sądach jako biedni dysydenci, w rzeczywistości obracają kapitałem, którego źródła prowadzą wprost do Moskwy. Najlepszym dowodem są finanse Anatolija Szarija. Podczas gdy Boye przekonywał hiszpański sąd o politycznym tle prześladowań swojego klienta, OSINT-owa analiza majątku blogera ujawniała zupełnie inny obraz. Szarij, rzekomy uciekinier, jest właścicielem luksusowej willi w Katalonii o wartości szacowanej na milion euro. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Przeanalizowaliśmy ślady przepływów finansowych, które rzucają nowe światło na tę „obronę". Z dokumentów wynika, że na konta powiązane z otoczeniem Szarija trafiały przelewy z rosyjskiego oddziału Raiffeisen Banku w Moskwie, a ich łączna suma, o której mówią źródła, to nawet 670 000 euro. Jeszcze bardziej wymowna jest transakcja w kryptowalutach z 22 lutego 2022 roku. Na dwa dni przed rosyjską inwazją na Ukrainę, portfel powiązany z tą siecią został zasilony kwotą 600 000 dolarów w Bitcoinie. Czy to przypadek, że człowiek oskarżany o pranie pieniędzy dla mafii narkotykowej, bierze pod swoje skrzydła ludzi zasilanych gotówką z Rosji tuż przed wybuchem pełnoskalowej wojny? Boye stworzył kancelarię, która funkcjonuje na styku tych dwóch światów. Dla Sito Miñanco prał narkodolary, dla rosyjskich aktywów pierze reputację, a wszystko to odbywa się w cieniu luksusowych nieruchomości i anonimowych transferów blockchainowych. W tym układzie „parasol ochronny" to nie tylko metafora prawna, ale realna infrastruktura, która pozwala brudnym pieniądzom i wrogiej propagandzie bezpiecznie krążyć w europejskim krwiobiegu. Parasol, który przecieka Historia Gonzalo Boye to coś więcej niż sądowy thriller. To instrukcja obsługi. Pokazuje ona czarno na białym, jak w sercu Europy, w kraju członkowskim NATO, funkcjonuje hub logistyczno-prawny dla przeciwników Sojuszu. Kancelaria przy madryckiej ulicy nie jest zwykłym biurem adwokackim, to kluczowy węzeł sieci, która łączy wiedeńskie zaplecze ideologiczne Bondarenki, moskiewskie pieniądze i agenturę GRU. To, co odkryliśmy, to dowód na skuteczność rosyjskiej doktryny „lawfare”, wykorzystywania prawa jako broni. Boye, wykładając tę strategię na austriackich seminariach, nie teoretyzował. On ją wdrażał. Stworzył system, w którym zachodnie wartości, takie jak domniemanie niewinności, prawo do obrony czy wolność słowa zostały zamienione w tarcze dla ludzi, którzy te wartości chcą zniszczyć. Gdy na konta powiązane z jego klientami wpływają setki tysięcy euro z Rosji, a „niezależni dziennikarze” okazują się oficerami rosyjskiego wywiadu, staje się jasne, że nie mamy do czynienia z wymiarem sprawiedliwości, lecz z operacją specjalną. Madryt stał się poligonem doświadczalnym. Jeśli ten model nie zostanie rozbity, wkrótce zobaczymy jego kopie w innych stolicach Europy. Bilans tej operacji jest dla Zachodu bolesny. Paweł Rubcow wrócił do Moskwy, witany z honorami należnymi bohaterom tajnych służb. Anatolij Szarij wciąż cieszy się słońcem w swojej katalońskiej willi, bezpieczny za murem procedur, które pomógł wznieść jego prawnik. A Gonzalo Boye? Nadal przyjmuje klientów, udowadniając każdego dnia, że w nowoczesnej wojnie hybrydowej paragrafy bywają skuteczniejsze od czołgów, a dobrze opłacony prawnik jest wart więcej niż dywizja wojska.

Madryt. Ulica, jakich wiele w stolicy Hiszpanii. Jednak to tutaj, za eleganckim szyldem „Boye Abogados”, krzyżują się ścieżki Edwarda Snowdena, oficera GRU Pawła Rubcowa i ściganego za zdradę stanu Anatolija Szarija. Co łączy najsłynniejszego demaskatora NSA z ludźmi realizującymi agresywne interesy Kremla? Wspólny mianownik to Gonzalo Boye. Człowiek, który stworzył system pozwalający wrogom Zachodu wykorzystywać jego własne wartości jako broń. Na pierwszy rzut oka to tylko kancelaria prawna. Ale analiza...

2025-11-21
Operacja „Azerbejdżan Zachodni”. Rosyjska i azerbejdżańska narracja wymierzona w Armenię

Narracja o tak zwanym „Azerbejdżanie Zachodnim” nie jest jedynie narzędziem presji Baku. Stanowi element kampanii informacyjnej prowadzonej zarówno przez Azerbejdżan jak i rosyjskie ośrodki wpływu w Armenii. Analiza materiałów, w tym publicznych wystąpień dyplomatycznych, komunikatów propagandowych, treści publikowanych w mediach państwowych Azerbejdżanu oraz przekazów z rosyjskich i prorosyjskich kanałów w Armenii, ujawnia powtarzalny schemat działania. Każdemu wzmocnieniu narracji o rzekomym „powrocie uchodźców” i eksterytorialnym „korytarzu zangezurskim” towarzyszy natychmiastowa eskalacja ataków...

WCZYTAJ WIĘCEJ

End of Content.

Portal informacyjno-edukacyjny DISINFO DIGEST

Projekt Fundacji INFO OPS Polska zajmujący się badaniami nad zjawiskiem manipulowania polskim środowiskiem informacyjnym przez obce ośrodki propagandowe.
Portal sfinansowano ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP w ramach konkursu “Dyplomacja Publiczna 2023”.