
„Oskarżeni, na polecenie zagranicznego wysłannika międzynarodowej organizacji terrorystycznej z siedzibą w Polsce, szerzyli ideologię terrorystyczną wśród miejscowych muzułmanów i pracowników migrujących” – informuje w swoim komunikacie rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB). W innym fragmencie oświadczenia czytamy o „tajnej komórce międzynarodowej organizacji terrorystycznej, która planowała siłowe przejęcie władzy i ustanowienie tzw. globalnego kalifatu”.
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że mamy do czynienia z doniesieniem o realnym zagrożeniu dla bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. W rzeczywistości jednak to kolejny epizod w długim serialu rosyjskiej propagandy, w którym Polska – wraz z NATO i Unią Europejską – odgrywa rolę głównego czarnego charakteru.
Poprosiliśmy ekspertów z laboratorium INFO OPS o analizę filmów przygotowanych przez FSB. Dzięki poklatkowej analizie otrzymaliśmy dowody na to, mamy do czynienia z tanią prowokacją. Film wygląda na wyreżyserowaną operację medialną. I to z kilku powodów.
Oznaki prowokacji – elementy inscenizacji
Brak dynamiki sytuacji: W wielu ujęciach funkcjonariusze stoją w luźnych grupach, poruszają się powoli i bez wyraźnej presji czasowej. W realnych akcjach kontrterrorystycznych dominuje szybka, skoordynowana dynamika z zabezpieczeniem terenu i eliminacją zagrożeń. Wideo nagrano z kilku dogodnych kątów, zarówno bliskich, jak i szerokich, jakby celem było uzyskanie estetycznych ujęć do materiału propagandowego. Jeden z funkcjonariuszy celowo odwraca się do kamery, umożliwiając nagranie swojej twarzy, co jest sprzeczne z procedurami służb specjalnych, które wymagają ochrony tożsamości.
Brak podstawowych zabezpieczeń: Na filmie nie widać strefy buforowej ani patroli zewnętrznych zabezpieczających miejsce operacji. W normalnych warunkach taki obszar byłby odcięty taśmami, pojazdami lub zaporami. Funkcjonariusze poruszają się z bronią opuszczoną, a ich palce spoczywają na spustach zamiast poza kabłąkiem, co stanowi błąd BLOS. Jeden z członków rzekomej grupy FSB stoi tyłem do potencjalnego zagrożenia i prowadzi rozmowę z innym funkcjonariuszem, nie obserwując przypisanych sektorów. Brak wyraźnego podziału na role takie jak szturm, zabezpieczenie czy komunikacja sugeruje brak realnego przygotowania operacyjnego.
Niezgodność ze „sztuką operacyjną”: Na żadnym etapie nie widać osoby dowodzącej operacją. W profesjonalnych działaniach to dowódca (lub operator radiowy) odpowiada za kontrolę tempa, komunikację oraz poszczególne fazy zatrzymania. Po schwytaniu domniemanych podejrzanych nie przeprowadza się procedur sprawdzających, czy nie posiadają oni ładunków wybuchowych, broni ukrytej, ani czy nie są powiązani z większą grupą. Funkcjonariusze stoją w ich pobliżu w luźnym szyku, bez wyznaczonych sektorów obserwacji i bez wykorzystania specjalistycznych środków rozpoznania i zabezpieczenia.
Brak cech psychofizycznych typowych dla realnych akcji
Brak oznak adrenaliny: W autentycznych akcjach kontrterrorystycznych widoczne są spięte mięśnie, przyspieszone ruchy, krótkie i energiczne komunikaty głosowe. W analizowanym materiale ruchy funkcjonariuszy są powolne, brakuje komend głosowych, a rozmowy odbywają się w spokojnym tonie.
Brak stresu sytuacyjnego u zatrzymanych: Osoby zatrzymane nie wykazują typowych reakcji na aresztowanie. Nie stawiają oporu, nie panikują, nie podejmują prób ucieczki ani nie wykonują gwałtownych ruchów. Siedzą spokojnie, co jednoznacznie sugeruje, że mamy do czynienia z inscenizacją.
Film, który miał budować obraz skuteczności FSB i grozy rzekomego „polskiego terroryzmu”, demaskuje się sam jako nieudolnie wyreżyserowana inscenizacja. Powolne tempo, brak profesjonalizmu oraz zaplanowane, estetyczne ujęcia wskazują raczej na materiał propagandowy niż na dokumentację rzeczywistej operacji.
To kolejny przykład na to, jak Kreml wykorzystuje środki audiowizualne do budowania narracji o „oblężonej twierdzy” oraz demonizowania Zachodu, tym razem z Polską obsadzoną w roli głównego czarnego charakteru.
Scenariusz Kremla: Polska jako inspirator chaosu
Oskarżenie Warszawy o inspirowanie terroryzmu w Rosji nie pojawiło się przypadkowo. To kolejny krok w ramach szerszej strategii informacyjnej Kremla, który od miesięcy intensyfikuje narrację przedstawiającą Polskę jako „prowokatora”, „marionetkę Waszyngtonu” i „źródło destabilizacji w regionie”. Obecnie narracja ta została wzbogacona o motyw terroryzmu – słowo-klucz w rosyjskim słowniku propagandowym, które natychmiast uruchamia w społeczeństwie strach i poczucie zagrożenia.
Nieprzypadkowo w rosyjskich mediach społecznościowych oraz serwisach informacyjnych powielany jest komunikat Sputnika w wersji arabskiej:
„Wykrycie środkowoazjatyckiej komórki ekstremistycznej w obwodzie niżnonowogrodzkim, która promowała ideologię terrorystyczną na polecenie Polski.”
Tak sformułowane zdanie stanowi podręcznikowy przykład dezinformacji: jest jednocześnie proste, nacechowane emocjonalnie i łatwe do dalszego rozpowszechniania w przestrzeni medialnej, również poza granicami Rosji. Wzmocnienie tego przekazu przez Sputnik Arabic wskazuje na próbę dotarcia do odbiorców w krajach Bliskiego Wschodu i Azji, gdzie oskarżenia pod adresem Zachodu o inspirowanie chaosu mogą natrafić na podatny grunt.
Operacja psychologiczna wobec własnego społeczeństwa
Dlaczego właśnie teraz Kreml zdecydował się na taki krok? Warto spojrzeć na tę decyzję w szerszym kontekście. Rosja zmaga się obecnie z rosnącymi kosztami wojny w Ukrainie, dotkliwymi sankcjami gospodarczymi oraz narastającymi napięciami społecznymi. W takich warunkach klasycznym mechanizmem zarządzania nastrojami społecznymi staje się odwracanie uwagi obywateli poprzez wskazanie „zewnętrznego wroga”.
Federalna Służba Bezpieczeństwa w swoim komunikacie nie tylko obarcza winą Polskę, ale jednocześnie podkreśla skuteczność własnych działań:
„FSB w obwodzie niżnonowogrodzkim udaremniła działalność tajnej komórki międzynarodowej organizacji terrorystycznej zakazanej w Rosji, składającej się z 7 obywateli kraju Azji Środkowej.”
Przekaz jest jednoznaczny: gdyby nie czujność służb, obywatele Federacji Rosyjskiej padliby ofiarą obcej intrygi. Tego rodzaju komunikat ma służyć nie tylko wzmocnieniu zaufania do aparatu bezpieczeństwa, lecz także uzasadnieniu dalszych ograniczeń w zakresie wolności obywatelskich.
Wymiar międzynarodowy: demonizacja Polski i NATO
Włączenie Polski do narracji o terroryzmie stanowi jednocześnie próbę osłabienia jej pozycji jako kluczowego państwa w regionie oraz aktywnego sojusznika Ukrainy. W rosyjskich mediach regularnie pojawiają się wątki, w których Polska przedstawiana jest jako „agresor przygotowujący prowokacje” lub „państwo realizujące antyrosyjskie instrukcje NATO”. Obecnie do tej listy dołącza jeszcze rola „sponsora terroryzmu”.
Demonizacja Polski pełni także funkcję sygnału dla państw trzecich. Kreml konsekwentnie buduje narrację, według której to Zachód, z Polską jako jednym z głównych wykonawców, odpowiada za globalną destabilizację. Jest to linia przekazu zaprojektowana tak, by szczególnie rezonować w krajach Globalnego Południa, gdzie nastroje antyzachodnie bywają silne i podatne na tego typu interpretacje.
Techniki propagandowe w akcji
Analizując przekaz FSB i rosyjskich mediów, łatwo dostrzec całą paletę technik propagandowych: personalizacja zagrożenia: wskazanie „zagranicznego wysłannika z Polski” nadaje opowieści konkretność; demonizacja przeciwnika: Polska staje się symbolem zachodniej agresji; amplifikacja przekazu: powielanie komunikatu przez Sputnik arabski i inne rosyjskie kanały informacyjne; budowanie klimatu strachu: użycie pojęć takich jak „globalny kalifat” i „siłowe przejęcie władzy” potęguje emocje.
Ten przekaz działa na kilku poziomach. Po pierwsze, wywołuje strach przed „obcym wrogiem”, który może być wszędzie: wśród migrantów, w meczetach, na ulicy. Po drugie, konsoliduje społeczeństwo wokół Kremla jako jedynego gwaranta bezpieczeństwa. Po trzecie, przygotowuje grunt pod ewentualne działania odwetowe wobec Polski, czy to w sferze informacyjnej, czy nawet militarnej.
Choć na pierwszy rzut oka brzmi to jak scenariusz filmu klasy B, rosyjskie media mówią to całkiem serio: Polska miała stać za działalnością ekstremistycznej komórki w obwodzie niżnonowogrodzkim. Oskarżenie o inspirowanie terroryzmu to jeden z najcięższych zarzutów, jakie można wytoczyć wobec innego państwa. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy chodzi tu o fakty, czy raczej o precyzyjnie skrojony przekaz propagandowy?
Absurd, który ma sens w logice Kremla
Na Zachodzie takie oskarżenia mogłyby wzbudzić jedynie uśmiech politowania. W logice Kremla jednak ten absurd staje się elementem układanki, która od lat jest konsekwentnie budowana. Narracja o „Polsce jako agresorze” nie jest nowa, już wcześniej byliśmy przedstawiani jako „histeryczny rusofob”, „pionek NATO” czy „prowokator wojny na wschodniej flance”. Teraz do tego katalogu dodano rolę „sponsora międzynarodowego terroryzmu”.
Propaganda jako broń
Rosyjska propaganda od dawna działa jak precyzyjnie naoliwiona maszyna. W jej przekazie nie ma przypadkowych słów. „Globalny kalifat”, „siłowe przejęcie władzy”, „obcy wysłannik z Polski”, to pojęcia, które mają wywołać emocje: strach, gniew, nieufność. Ich zadaniem jest nie tyle informować, co mobilizować społeczeństwo i ustawić narracyjne zwierciadło, w którym Kreml jawi się jako jedyna siła zdolna powstrzymać chaos.
Co więcej, ten komunikat został wzmocniony w arabskich kanałach Sputnika, co stanowi dowód na to, że Kreml celuje nie tylko w odbiorców wewnętrznych, ale i w kraje Globalnego Południa. To tam narracje o „złym Zachodzie destabilizującym świat” często trafiają na podatny grunt.
Dlaczego Zachód powinien być czujny?
Oskarżenie Polski o wspieranie terroryzmu to nie jest zwykła propaganda, to również ostrzeżenie dla demokratycznych społeczeństw: rosyjska machina dezinformacyjna nie zna tematów tabu. Gotowa jest posłużyć się każdą narracją, nawet tak toksyczną jak inspirowanie terroryzmu, by osiągnąć swoje strategiczne cele.
Dla Polski nie jest to nowość. Od miesięcy rosyjskie media zarzucają nam „prowokowanie konfliktu na Ukrainie”, „rozbudowę wrogiej infrastruktury NATO” czy „przygotowania do inwazji na Białoruś”. Tym razem jednak Kreml podniósł stawkę, bo terroryzm w rosyjskim dyskursie to jedno z najcięższych oskarżeń, stawiane dotąd głównie wobec Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii.
To, że Polska „awansowała” do tej „elitarnej” grupy wrogów, nie powinno nas dziwić. Jako aktywny członek NATO i UE, kluczowy hub wsparcia dla Ukrainy i promotor wzmocnienia wschodniej flanki Sojuszu, Warszawa jest naturalnym celem dla kremlowskich operacji informacyjnych.
Warto pamiętać, że to nie tylko gra z Zachodem. To także instrument kontroli społecznej wewnątrz Rosji. Przeciętny Rosjanin, słysząc o „polskim sponsorze terrorystów”, utwierdza się w przekonaniu, że żyje w kraju zagrożonym z każdej strony. Migranci z Azji Środkowej stają się w tej narracji potencjalnymi agentami Zachodu, co pozwala Kremlowi tłumaczyć wzmożone kontrole, aresztowania i dalsze ograniczanie praw obywatelskich.
Wnioski: narracja groźna i przewidywalna
Choć zarzut wobec Polski wydaje się groteskowy, nie należy go bagatelizować. To nie jest wybryk, lecz element długofalowej strategii Kremla, strategii, która coraz śmielej używa dezinformacji jako broni: bez skrupułów, bez granic i bez ograniczeń w doborze środków.
Dla Polski i jej sojuszników w NATO to sygnał alarmowy. Musimy zakładać, że podobne oskarżenia będą się powtarzać, być może w jeszcze bardziej agresywnej formie. I musimy być na nie gotowi, nie tylko poprzez stanowcze dementowanie, ale też przez aktywne budowanie odporności informacyjnej w naszych społeczeństwach.
Autor: Tadeusz Kania – redakcja Disinfo Digest