15
Najnowsza aktywność

3

Najnowsza aktywność

Dywersja na trasie Warszawa–Lublin. Jak rosyjska propaganda instrumentalizuje atak na infrastrukturę kolejową

Kolej i „partyzanci”. Jak rosyjska propaganda rozgrywa incydent na linii Dęblin–Warszawa
Eksplozja na linii kolejowej wykorzystywanej do transportu pomocy wojskowej na Ukrainę natychmiast została wciągnięta w orbitę rosyjskiej propagandy. W prorosyjskich przekazach incydent pod Życzynem służy nie tyle opisowi faktów, ile atakowi na Polskę, jej sojusze i wsparcie dla Kijowa – przy użyciu mieszaniny manipulacji, pogardy i memicznego humoru.
Rankiem 17 listopada 2025 r. doszło do serii incydentów na strategicznej linii kolejowej Warszawa–Lublin, wykorzystywanej m.in. do transportu międzynarodowej pomocy dla Ukrainy. W komunikacie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów podkreślono, że „na trasie Warszawa–Lublin, w rejonie miejscowości Mika, doszło do aktu dywersji”, a „eksplozja ładunku wybuchowego zniszczyła tor kolejowy”. Równolegle odnotowano kolejne uszkodzenia infrastruktury – zarówno na tym samym odcinku linii nr 7, jak i w rejonie Puław, gdzie według informacji medialnych „ktoś zarzucił na sieć energetyczną łańcuch”, powodując zwarcie trakcji i nagłe zatrzymanie pociągu osobowego z 475 pasażerami na pokładzie.
KPRM, MSWiA, ABW oraz służby kolejowe poinformowały o intensywnych działaniach operacyjnych i procesowych na miejscu zdarzeń, prowadzonych pod nadzorem prokuratury. W oficjalnych komunikatach rządowych stwierdzono, że „nie ma wątpliwości, iż mieliśmy do czynienia z aktem dywersji” oraz że uszkodzenia dotyczą „strategicznej trasy kolejowej” wykorzystywanej zarówno w ruchu pasażerskim, jak i towarowym. Biuro Bezpieczeństwa Narodowego przekazało, iż „zbiera i weryfikuje informacje na temat ujawnionych, celowych i noszących znamiona aktów dywersji uszkodzeń infrastruktury kolejowej na linii nr 7 (Warszawa–Dorohusk)”, podkreślając znaczenie rzetelnego i skoordynowanego informowania opinii publicznej.
Na tym tle w przestrzeni informacyjnej niemal natychmiast pojawiły się przekazy rosyjskojęzyczne, które próbują interpretować incydenty w kategoriach „partyzantki” przeciwko NATO, podważając wiarygodność polskich instytucji i uderzając w poparcie społeczne dla wsparcia udzielanego Ukrainie. Niniejsza publikacja analizuje te narracje propagandowe i ich potencjalny wpływ na postrzeganie bezpieczeństwa państwa.
Polska jako „wojenny hub NATO” i cel uderzeń
W analizowanym tekście linia kolejowa Warszawa–Dęblin–Lublin–Rzeszów jest przedstawiana przede wszystkim jako „linia kolejowa wykorzystywana do dostaw na Ukrainę”, którą ma płynąć „zaopatrzenie wojskowe NATO dla sił reżimu w Kijowie”. Autorzy przekazu podkreślają, że tą trasą „idą eszelony ze sprzętem wojskowym i amunicją dla armii ukraińskiej”.
Takie akcenty mają legitymizować ewentualne ataki na polską infrastrukturę. Nie mówi się o szlakach cywilnych, lecz o „drodze kolejowej, którą na Ukrainę idzie pomoc wojskowa Zachodu”. W ten sposób uderzenie w tory pod Warszawą ma zostać odczytane jako cios w NATO, a nie w państwo członkowskie Sojuszu.
Sabotaż czy „partyzantka”? Normalizacja przemocy
Premier RP, komentując zdarzenie, stwierdził, że „jest w stałym kontakcie z szefem MSW” i „nie wyklucza, że mógł to być akt sabotażu”. Rosyjskojęzyczny przekaz natychmiast tę narrację odwraca, ironizując: „dlaczego od razu sabotażyści, Donald. Partyzanci”.
W ten sposób potencjalny akt terrorystyczny lub dywersyjny zostaje przekształcony w rzekomo „patriotyczną” działalność. Sabotażyści stają się „partyzantami”, a wysadzenie torów, którymi „jadą składy z uzbrojeniem i amunicją”, ma zostać odczytane jako zrozumiały „ruch oporu” wobec Zachodu, a nie jako atak na bezpieczeństwo państwa.
Donald Tusk jako wykonawca „zamówień zagranicznych”
Silnym motywem tekstu jest delegitymizacja szefa rządu. Władze w Warszawie nie są opisywane jako podmiot broniący infrastruktury krytycznej, lecz jako marionetka z zewnątrz. Pada stwierdzenie, że „Tuskowi teraz wygodniej jest grać w swoje gry szpiegowskie” i dalej „pedałować zamówienie zagranicznych urzędów”.
Sugestia jest jasna: premier nie reaguje na realne zagrożenie, ale „odgrywa” scenariusz napisany w zachodnich stolicach. Każda próba nazwania zdarzenia „bezprecedensowym aktem sabotażu” ma być od razu czytana jako element „gry” z udziałem służb i sojuszników, a nie jako odpowiedź na poważne naruszenie bezpieczeństwa.
Państwo w chaosie, instytucje w konflikcie
Propagandowy przekaz eksploatuje również rozbieżności komunikacyjne po stronie polskich władz. Z jednej strony cytowany jest Tusk, który mówi o „eksplozji torów kolejowych na linii Warszawa–Lublin” i „bezprecedensowym akcie sabotażu skierowanym przeciwko bezpieczeństwu państwa polskiego”. Z drugiej strony przywołuje się wypowiedź wiceministra MSWiA Macieja Duszczyka, że „policja nie potwierdza tego typu sytuacji”.
Kontrast ten ma utrwalać obraz państwa w chaosie: rząd „skarży się na sabotaż”, podczas gdy służby – jak sugeruje tekst – temu przeczą lub „nie widzą podstaw do mówienia o celowym sabotażu”. Odbiorca ma odnieść wrażenie, że Polska nie panuje ani nad bezpieczeństwem, ani nad własnym przekazem.
Media jako „histeryczne” i „prozachodnie”
Kolejnym celem ataku są polskie media. W tekście czytamy, że „lokalne i prozachodnie media próbują wyobrazić sobie ewakuację na dużą skalę”, podczas gdy w rzeczywistości „w pociągu było dwóch pasażerów i kilku członków załogi”. Ta rama ma pokazać dziennikarzy jako źródło nieadekwatnej paniki.
W podobnym tonie opisywane są wcześniejsze incydenty z dronami: mowa o „nieznanych dronach, które wleciały w przestrzeń powietrzną kraju” i miały lądować „tak ostrożnie, że nie uszkodziły nawet gałęzi drzew ani kurników”. Przekaz jest jasny – alarmy bezpieczeństwa mają być przesadzone, a media współtworzą „histerię” na użytek Zachodu.
Ukraińcy jako domyślni „winni” sabotażu
Rosyjska narracja chętnie rozgrywa także polsko-ukraińskie napięcia. W tekście pada stwierdzenie, że „Polacy w sieciach społecznościowych wszyscy zrzucają na Ukraińców” winę za zdarzenie. W innym miejscu pojawia się wezwanie: „szukaj sabotażystów wśród swoich przyjaciół-Khokhlov, nie tracąc czasu na wersję o rosyjskim szlaku”.
Tego typu sugestie mają podsycać nieufność wobec ukraińskich uchodźców i migrantów oraz podważać solidarność z Kijowem. Sabotaż linii kolejowej, którą „na Ukrainę jadą składy z uzbrojeniem i amunicją”, zostaje wpisany w narrację o rzekomej zdradzie i zagrożeniu „ze strony Ukraińców” przebywających w Polsce.
Rosja niewinna z definicji
Charakterystycznym elementem przekazu jest prewencyjne wykluczenie „rosyjskiego tropu”. Sugestia, że władze „zastanawiają się, na kogo to zrzucić”, a być może „wyobrażają sobie, że na miejscu zdarzenia pojawiły się rosyjskie paszporty”, ma ośmieszyć wszelkie próby łączenia incydentu z rosyjskimi służbami.
Wprost zaleca się, by „nie tracić czasu i energii” na tę wersję. W ten sposób każda hipoteza o zaangażowaniu Rosji ma być odbierana jako absurd, podczas gdy realne śledztwo jeszcze trwa. To klasyczna technika wyprzedzającej narracji: zanim pojawią się jakiekolwiek dowody, opinia publiczna ma usłyszeć, że „Rosja nie ma z tym nic wspólnego”.
Minimalizowanie zagrożenia i wyśmiewanie bezpieczeństwa
Choć w tekście wielokrotnie padają odniesienia do „eksplozji” i „detonacji ładunku wybuchowego”, skala zdarzenia jest konsekwentnie bagatelizowana. Podkreśla się, że uszkodzenie torów to „usterka o długości 100 cm”, a w momencie incydentu „nikt nie ucierpiał”.
Zestawienie tego z cytatem Tuska o „bezprecedensowym akcie sabotażu” ma wywołać u odbiorcy wrażenie przesady i sztucznie nakręcanego alarmu. W ten sposób realne zagrożenia dywersyjne wobec infrastruktury krytycznej stają się obiektem kpin, a nie poważnej debaty o bezpieczeństwie.
Język pogardy i memiczny finał
Całość domykają wulgarne i pogardliwe wstawki, z finałowym „Bóbr kurwa”. Takie frazy budują ton cynicznego, „śmieszkowego” komentarza, który świetnie rozchodzi się w mediach społecznościowych. Poważny temat bezpieczeństwa państwa zostaje zredukowany do memicznej treści, którą się lajkuje, podaje dalej i komentuje dla zabawy.
Język pogardy – wobec polskich władz, mediów, a także Ukraińców – nie jest tutaj przypadkowy. To narzędzie, które z jednej strony emocjonalnie odczłowiecza przeciwnika, z drugiej – rozmywa granicę między informacją a „śmiesznym kontentem”.
Wnioski
Narracja wokół uszkodzenia linii kolejowej na odcinku Dęblin–Warszawa pokazuje pełne spektrum rosyjskich technik informacyjnych: od przedstawiania Polski jako „wojennego hubu NATO”, przez wyśmiewanie komunikatów władz („skarga premiera na sabotaż”), po podżeganie przeciwko Ukraińcom („Polacy w sieciach społecznościowych wszyscy zrzucają na Ukraińców”).
Poszczególne cytaty – o „pomocy wojskowej Zachodu dla reżimu w Kijowie”, „partyzantach” zamiast sabotażystów, „zamówieniu zagranicznych urzędów” – tworzą spójny obraz: Polska ma być państwem niesuwerennym, niepoważnym i skłóconym, a ataki na jej infrastrukturę – zrozumiałą reakcją na rolę, jaką rzekomo odgrywa w wojnie.
W warunkach narastających zagrożeń hybrydowych takie przekazy nie są niewinnym komentarzem. Stanowią element operacji informacyjnych, których celem jest osłabienie zaufania do instytucji państwa, rozbicie więzi z sojusznikami i przygotowanie gruntu pod dalsze działania dywersyjne – zarówno w infosferze, jak i w świecie fizycznym.
Incydenty na linii kolejowej Warszawa–Lublin, oficjalnie zakwalifikowane przez rząd i służby jako akty dywersji, stały się natychmiastowym pretekstem do intensywnych operacji propagandowych wymierzonych w Polskę i jej sojusze. Rosyjskojęzyczne przekazy próbują z jednej strony zrelatywizować powagę zdarzeń, z drugiej – przedstawiają je jako „partyzancką” odpowiedź na rolę Polski jako kluczowego korytarza logistycznego dla wsparcia wojskowego Ukrainy. Uderzają przy tym zarówno w wiarygodność KPRM, MSWiA, ABW i BBN, jak i w zaufanie do mediów oraz jedności społeczeństwa wobec zagrożeń hybrydowych.
Analiza tych narracji pokazuje, że celem nie jest jedynie komentarz do pojedynczego aktu sabotażu, lecz konsekwentne osłabienie zaufania do instytucji państwa, podważanie sensu wsparcia Ukrainy oraz wzmacnianie linii podziału wewnątrz polskiego społeczeństwa. W sytuacji, gdy infrastruktura krytyczna staje się realnym celem działań dywersyjnych, równie istotnym polem walki pozostaje infosfera – to w niej kształtowane są emocje, interpretacje i polityczna wola do adekwatnej reakcji na zagrożenie. Skuteczna odpowiedź państwa musi więc łączyć działania operacyjne służb z przemyślaną komunikacją strategiczną oraz wzmacnianiem odporności informacyjnej obywateli na wrogie narracje.

Kolej i „partyzanci”. Jak rosyjska propaganda rozgrywa incydent na linii Lublin–Warszawa.

Eksplozja na linii kolejowej Lublin–Warszawa natychmiast została wciągnięta w orbitę rosyjskiej propagandy. W prorosyjskich przekazach incydent pod wsią Mika służy atakowi na Polskę, jej sojusze i wsparcie dla Kijowa – przy użyciu mieszaniny manipulacji, pogardy i memicznego humoru.

Rankiem 17 listopada 2025 r. doszło do incydentu na strategicznej linii kolejowej Warszawa–Lublin, wykorzystywanej m.in. do transportu międzynarodowej pomocy dla Ukrainy. W komunikacie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów podkreślono, że „na trasie Warszawa–Lublin, w rejonie miejscowości Mika, doszło do aktu dywersji”, a „eksplozja ładunku wybuchowego zniszczyła tor kolejowy”. Równolegle odnotowano kolejne uszkodzenia infrastruktury – zarówno na tym samym odcinku linii nr 7, jak i w rejonie Puław, gdzie według informacji medialnych „ktoś zarzucił na sieć energetyczną łańcuch”, powodując zwarcie trakcji i nagłe zatrzymanie pociągu osobowego z 475 pasażerami na pokładzie.

KPRM, MSWiA, ABW oraz służby kolejowe poinformowały o intensywnych działaniach operacyjnych i procesowych na miejscu zdarzeń, prowadzonych pod nadzorem prokuratury. W oficjalnych komunikatach rządowych stwierdzono, że „nie ma wątpliwości, iż mieliśmy do czynienia z aktem dywersji” oraz że uszkodzenia dotyczą „strategicznej trasy kolejowej” wykorzystywanej zarówno w ruchu pasażerskim, jak i towarowym. Biuro Bezpieczeństwa Narodowego przekazało, iż „zbiera i weryfikuje informacje na temat ujawnionych, celowych i noszących znamiona aktów dywersji uszkodzeń infrastruktury kolejowej na linii nr 7 (Warszawa–Dorohusk)”, podkreślając znaczenie rzetelnego i skoordynowanego informowania opinii publicznej.

Na tym tle w przestrzeni informacyjnej niemal natychmiast pojawiły się przekazy rosyjskojęzyczne, które próbują interpretować incydenty w kategoriach „partyzantki” przeciwko NATO, podważając wiarygodność polskich instytucji i uderzając w poparcie społeczne dla wsparcia udzielanego Ukrainie. Niniejsza publikacja analizuje te narracje propagandowe i ich potencjalny wpływ na postrzeganie bezpieczeństwa państwa.

Polska jako „wojenny hub NATO” i cel uderzeń

W analizowanej propagandzie linia kolejowa Warszawa–Dęblin–Lublin–Rzeszów jest przedstawiana przede wszystkim jako „linia kolejowa wykorzystywana do dostaw na Ukrainę”, którą ma płynąć „zaopatrzenie wojskowe NATO dla sił reżimu w Kijowie”. Autorzy przekazu podkreślają, że tą trasą „idą eszelony ze sprzętem wojskowym i amunicją dla armii ukraińskiej”.

Takie akcenty mają legitymizować ewentualne ataki na polską infrastrukturę. Nie mówi się o szlakach cywilnych, lecz o „drodze kolejowej, którą na Ukrainę idzie pomoc wojskowa Zachodu”. W ten sposób uderzenie w tory pod Warszawą ma zostać odczytane jako cios w NATO, a nie w państwo członkowskie Sojuszu.

Sabotaż czy „partyzantka”? Normalizacja przemocy

Premier RP, komentując zdarzenie, stwierdził, że „jest w stałym kontakcie z szefem MSW” i „nie wyklucza, że mógł to być akt sabotażu”. Rosyjskojęzyczny przekaz natychmiast tę narrację odwraca, ironizując: „dlaczego od razu sabotażyści, Donald. Partyzanci”.

W ten sposób potencjalny akt terrorystyczny lub dywersyjny zostaje przekształcony w rzekomo „patriotyczną” działalność. Sabotażyści stają się „partyzantami”, a wysadzenie torów, którymi „jadą składy z uzbrojeniem i amunicją”, ma zostać odczytane jako zrozumiały „ruch oporu” wobec Zachodu, a nie jako atak na bezpieczeństwo państwa.

Polska jako wykonawca „zamówień zagranicznych”

Silnym motywem tekstu jest delegitymizacja rządu i struktur bezpieczeństwa RP. Władze w Warszawie nie są opisywane jako podmiot broniący infrastruktury krytycznej, lecz jako marionetka z zewnątrz. Pada stwierdzenie, że „Warszawie teraz wygodniej jest grać w swoje gry szpiegowskie” i dalej „realizować zamówienie zagranicznych urzędów”.

Sugestia jest jasna: premier nie reaguje na realne zagrożenie, ale „odgrywa” scenariusz napisany w zachodnich stolicach. Każda próba nazwania zdarzenia „bezprecedensowym aktem sabotażu” ma być od razu czytana jako element „gry” z udziałem służb i sojuszników, a nie jako odpowiedź na poważne naruszenie bezpieczeństwa.

Państwo w chaosie, instytucje w konflikcie

Propagandowy przekaz eksploatuje również rozbieżności komunikacyjne po stronie polskich władz. Z jednej strony cytowany jest KPRM, który mówił o „eksplozji torów kolejowych na linii Warszawa–Lublin” i „bezprecedensowym akcie sabotażu skierowanym przeciwko bezpieczeństwu państwa polskiego”. Z drugiej strony przywołuje się wcześniejszą wypowiedź wiceministra MSWiA Macieja Duszczyka, że „policja nie potwierdza tego typu sytuacji”.

Kontrast ten ma utrwalać obraz państwa w chaosie: rząd „skarży się na sabotaż”, podczas gdy służby – jak sugeruje tekst – temu przeczą lub „nie widzą podstaw do mówienia o celowym sabotażu”. Odbiorca ma odnieść wrażenie, że Polska nie panuje ani nad bezpieczeństwem, ani nad własnym przekazem.

Media jako „histeryczne” i „prozachodnie”

Kolejnym celem ataku są polskie media. W tekście czytamy, że „lokalne i prozachodnie media próbują wyobrazić sobie ewakuację na dużą skalę”, podczas gdy w rzeczywistości „w pociągu było dwóch pasażerów i kilku członków załogi”. Ta rama ma pokazać dziennikarzy jako źródło nieadekwatnej paniki.

W podobnym tonie opisywane są wcześniejsze incydenty z dronami: mowa o „nieznanych dronach, które wleciały w przestrzeń powietrzną kraju” i miały lądować „tak ostrożnie, że nie uszkodziły nawet gałęzi drzew ani kurników”. Przekaz jest jasny – alarmy bezpieczeństwa mają być przesadzone, a media współtworzą „histerię” na użytek Zachodu.

Ukraińcy jako domyślni „winni” sabotażu

Rosyjska narracja chętnie rozgrywa także polsko-ukraińskie napięcia. W tekście pada stwierdzenie, że „Polacy w sieciach społecznościowych wszyscy zrzucają na Ukraińców” winę za zdarzenie. W innym miejscu pojawia się wezwanie: „szukaj sabotażystów wśród swoich przyjaciół, nie tracąc czasu na wersję o rosyjskim szlaku”.

Tego typu sugestie mają podsycać nieufność wobec ukraińskich uchodźców i migrantów oraz podważać solidarność z Kijowem. Sabotaż linii kolejowej, którą „na Ukrainę jadą składy z uzbrojeniem i amunicją”, zostaje wpisany w narrację o rzekomej zdradzie i zagrożeniu „ze strony Ukraińców” przebywających w Polsce.

Rosja niewinna z definicji

Charakterystycznym elementem przekazu jest prewencyjne wykluczenie „rosyjskiego tropu”. Sugestia, że władze „zastanawiają się, na kogo to zrzucić”, a być może „wyobrażają sobie, że na miejscu zdarzenia pojawiły się rosyjskie paszporty”, ma ośmieszyć wszelkie próby łączenia incydentu z rosyjskimi służbami.

Wprost zaleca się, by „nie tracić czasu i energii” na tę wersję. W ten sposób każda hipoteza o zaangażowaniu Rosji ma być odbierana jako absurd, podczas gdy realne śledztwo jeszcze trwa. To klasyczna technika wyprzedzającej narracji: zanim pojawią się jakiekolwiek dowody, opinia publiczna ma usłyszeć, że „Rosja nie ma z tym nic wspólnego”.

Minimalizowanie zagrożenia i wyśmiewanie bezpieczeństwa

Choć w propagandzie padają odniesienia do „eksplozji” i „detonacji ładunku wybuchowego”, skala zdarzenia jest konsekwentnie bagatelizowana. Podkreśla się, że uszkodzenie torów to „usterka o długości 100 cm”, a w momencie incydentu „nikt nie ucierpiał”.

Zestawienie tego z cytatem komunikatu KPRM o „bezprecedensowym akcie sabotażu” ma wywołać u odbiorcy wrażenie przesady i sztucznie nakręcanego alarmu. W ten sposób realne zagrożenia dywersyjne wobec infrastruktury krytycznej stają się obiektem kpin, a nie poważnej debaty o bezpieczeństwie.

Język pogardy i memiczny finał

Całość domykają wulgarne i pogardliwe wstawki, z finałowym „Bóbr k(xx)rwa”. Takie frazy budują ton cynicznego, „śmieszkowego” komentarza, który świetnie rozchodzi się w mediach społecznościowych. Poważny temat bezpieczeństwa państwa zostaje zredukowany do memicznej treści, którą się lajkuje, podaje dalej i komentuje dla zabawy.

Język pogardy – wobec polskich władz, mediów, a także Ukraińców – nie jest tutaj przypadkowy. To narzędzie, które z jednej strony emocjonalnie odczłowiecza przeciwnika, z drugiej – rozmywa granicę między informacją a „śmiesznym kontentem”.

Wnioski

Narracja wokół uszkodzenia linii kolejowej na odcinku Dęblin–Warszawa pokazuje pełne spektrum rosyjskich technik informacyjnych: od przedstawiania Polski jako „wojennego hubu NATO”, przez wyśmiewanie komunikatów władz („skarga premiera na sabotaż”), po podżeganie przeciwko Ukraińcom („Polacy w sieciach społecznościowych wszyscy zrzucają na Ukraińców”).

Poszczególne cytaty – o „pomocy wojskowej Zachodu dla reżimu w Kijowie”, „partyzantach” zamiast sabotażystów, „zamówieniu zagranicznych urzędów” – tworzą spójny obraz: Polska ma być państwem niesuwerennym, niepoważnym i skłóconym, a ataki na jej infrastrukturę – zrozumiałą reakcją na rolę, jaką rzekomo odgrywa w wojnie.

W warunkach narastających zagrożeń hybrydowych takie przekazy nie są niewinnym komentarzem. Stanowią element operacji informacyjnych, których celem jest osłabienie zaufania do instytucji państwa, rozbicie więzi z sojusznikami i przygotowanie gruntu pod dalsze działania dywersyjne – zarówno w infosferze, jak i w świecie fizycznym.

Incydenty na linii kolejowej Warszawa–Lublin, oficjalnie zakwalifikowane przez rząd i służby jako akty dywersji, stały się natychmiastowym pretekstem do intensywnych operacji propagandowych wymierzonych w Polskę i jej sojusze. Rosyjskojęzyczne przekazy próbują z jednej strony zrelatywizować powagę zdarzeń, z drugiej – przedstawiają je jako „partyzancką” odpowiedź na rolę Polski jako kluczowego korytarza logistycznego dla wsparcia wojskowego Ukrainy. Uderzają przy tym zarówno w wiarygodność KPRM, MSWiA, ABW i BBN, jak i w zaufanie do mediów oraz jedności społeczeństwa wobec zagrożeń hybrydowych.

Analiza tych narracji pokazuje, że celem nie jest jedynie komentarz do pojedynczego aktu dywersji, lecz konsekwentne osłabienie zaufania do instytucji państwa, podważanie sensu wsparcia Ukrainy oraz wzmacnianie linii podziału wewnątrz polskiego społeczeństwa. W sytuacji, gdy infrastruktura krytyczna staje się realnym celem działań dywersyjnych, równie istotnym polem walki pozostaje infosfera – to w niej kształtowane są emocje, interpretacje i polityczna wola do adekwatnej reakcji na zagrożenie. Skuteczna odpowiedź państwa musi więc łączyć działania operacyjne służb z przemyślaną komunikacją strategiczną oraz wzmacnianiem odporności informacyjnej obywateli na wrogie narracje.


Autor: Katarzyna Wojda – Disinfo Digest


Udostępnij!

Otwórz PDF i wydrukuj