15
Najnowsza aktywność

3

Najnowsza aktywność

Propaganda w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku

Wojna polsko-bolszewicka 1920 roku była nie tylko starciem armii, lecz także zaciętą walką propagandową i informacyjną. Zarówno rewolucyjne państwo sowieckie, jak i nowo odrodzona Polska rozumiały, że sposób postrzegania wydarzeń może być równie decydujący co siła militarna. Obie strony wykorzystywały gazety, ulotki, noty dyplomatyczne oraz apele, aby kształtować opinię publiczną w kraju i za granicą. Działania te wpływały na międzynarodowy odbiór konfliktu, kształtowały sojusze oraz wzmacniały lub podkopywały wewnętrzne morale społeczeństw. W dłuższej perspektywie narracje propagandowe ukształtowane w czasie wojny 1920 roku pozostawiły trwały ślad w dyplomacji i życiu społecznym okresu międzywojennego. Niniejszy artykuł omawia, w jaki sposób strona sowiecka i polska prowadziły kampanie informacyjne w trakcie konfliktu oraz jakie dalekosiężne konsekwencje przyniosły te działania.

Radzieckie kampanie propagandowe w 1920 roku

Od samego początku bolszewicy przedstawiali wojnę jako walkę klas oraz kontynuację rewolucji światowej. Propaganda sowiecka ukazywała przywódców Polski jako reakcyjnych „obszarników i kapitalistów” spiskujących z zachodnimi imperialistami w celu zdławienia socjalizmu. W retoryce bolszewickiej rząd Józefa Piłsudskiego utożsamiano z dawnymi ciemiężcami, twierdząc, że „idzie w ślady Hohenzollernów”, oraz oskarżano o wywołanie wojny na Ukrainie pod fałszywymi pretekstami. W jednym z moskiewskich radiowych przemówień z kwietnia 1920 roku można było usłyszeć, że „polscy białogwardziści, przy pomocy francuskiego złota i swojego marionetkowego Petlury, najechali” Ukrainę, przedstawiając Polaków jako kontrrewolucyjnych agresorów . Określając polskie siły mianem burżuazyjnych i „białogwardyjskich” ciemięzców, Sowieci dążyli do podważenia legitymacji polskich działań w oczach miejscowej ludności oraz zagranicznych obserwatorów.

Jednym z głównych celów sowieckiej wojny informacyjnej była ludność polska oraz żołnierze Wojska Polskiego. W miarę jak latem 1920 roku Armia Czerwona zbliżała się do Warszawy, Lenin i jego najbliższe otoczenie kierowali bezpośrednie apele do polskiej klasy robotniczej i chłopstwa. W manifeście podpisanym przez sowieckich przywódców m.in. Michaiła Kalinina, Włodzimierza Lenina, Gieorgija Cziczerina, Lwa Trockiego i innych bolszewicy wzywali masy w Polsce do powstania przeciw „magnatom i awanturnikom” w Warszawie. Dokument ten, nasycony rewolucyjnymi hasłami, zachęcał szeregowców Wojska Polskiego do złożenia broni lub wręcz dołączenia do Armii Czerwonej w imię „waszej i naszej wolności”. Wzywano: „Naprzód, czerwoni wojownicy!”, zachęcając żołnierzy do obalenia „ziemian, gwałcicieli i ciemięzców” oraz obiecując wyzwolenie polskiemu proletariatowi i chłopom pod rządami sowieckimi. Ulotka kończyła się podniosłymi okrzykami: „Niech żyje robotniczo-chłopska Armia Czerwona! Niech żyje sowiecka Ukraina! Niech żyje sowiecka Rosja!”, odwołując się wprost do idei braterstwa internacjonalistycznego.

Działania te miały podwójny cel. Po pierwsze miały osłabić morale strony polskiej oraz wzmocnić stronę bolszewicką zapałem rewolucyjnej krucjaty. Sowieccy agenci polityczni (komisarze) towarzyszyli Armii Czerwonej, szerząc propagandę klasową wśród zmęczonych wojną polskich jeńców i cywilów. Na terenach zajętych przez wojska bolszewickie ekipy propagandowe szybko zakładały gazety i komitety rewolucyjne. Na przykład, gdy Armia Czerwona dotarła w sierpniu 1920 roku do Białegostoku, ogłoszono tam Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski (Polrewkom), który powstał w Smoleńsku, ale właśnie w Białymstoku ogłosił powstanie nowego prosowieckiego rządu. Choć inicjatywy te były krótkotrwałe, podkreślały strategię bolszewików polegającą na łączeniu działań zbrojnych z propagandą, aby wzniecać komunistyczne powstania na tyłach wroga.

Na arenie międzynarodowej propaganda sowiecka dążyła do izolacji Polski poprzez kształtowanie opinii publicznej na świecie. Bolszewicy przedstawiali swoją wojnę z Polską jako sprawiedliwą walkę obronną lub naturalne rozszerzenie rewolucji robotniczej, a nie jako akt agresji. Lew Trocki i Gieorgij Cziczerin, ludowy komisarz spraw zagranicznych, umiejętnie wykorzystywali noty dyplomatyczne i propozycje pokojowe jako narzędzia propagandy. W lipcu 1920 roku, nawet gdy wojska sowieckie zbliżały się do Warszawy, Cziczerin wysłał serię not dyplomatycznych wzywających do negocjacji pokojowych, sugerując między innymi zwołanie konferencji, z której Polska zostałaby wyłączona, mimo że dotyczyłaby jej własnego losu. Takie posunięcia miały zdobyć sympatię w Europie Zachodniej i zasiać nieufność między Polską a mocarstwami alianckimi. W jednej z not Cziczerin proponował zawieszenie broni i sugerował korzystne warunki, co miało trafić w nastroje brytyjskich przywódców pragnących uniknąć dalszego rozlewu krwi. Celem Sowietów było przedstawienie siebie jako rozsądnych zwolenników pokoju, a Polski, w razie odmowy, jako strony nieustępliwej.

I rzeczywiście bolszewicy zyskali posłuch wśród zmęczonych wojną zachodnich społeczeństw. Socjaliści i ugrupowania lewicowe w Wielkiej Brytanii, Francji i Niemczech powtarzały sowieckie tezy, twierdząc, że Polska jest agresorem działającym w interesie reakcyjnych elit. Hasło „Ręce precz od Rosji!” zaczęło od tej pory rozbrzmiewać w europejskim ruchu robotniczym. Od 1919 roku brytyjskie związki zawodowe i działacze socjalistyczni, zorganizowani między innymi w Brytyjskiej Radzie Akcji, organizowali masowe wiece, wzywając, aby nie udzielać pomocy tym, którzy walczyli z bolszewikami. Latem 1920 roku, gdy Armia Czerwona posuwała się naprzód, dokerzy w portach Londynu i Hamburga odmawiali załadunku statków z bronią przeznaczoną dla Polski, skutecznie bojkotując pomoc dla polskiego wysiłku wojennego. Sowieci umiejętnie podsycali te nastroje poprzez swoich agentów i materiały propagandowe wysyłane na Zachód, skutecznie wywierając presję na rządy państw alianckich, aby powstrzymały się od bezpośredniej interwencji. Jak zauważa historyk Norman Davies, szerokie przyjęcie hasła „Ręce precz od Rosji” było sukcesem propagandy sowieckiej, który „wyrażał przekonanie, że wrogom Rosji nie należy udzielać żadnej pomocy ani dostaw” w czasie wojny . Stworzyło to atmosferę polityczną, w której rząd brytyjski uznawał wsparcie militarne dla Polski za ryzykowne politycznie.

Na płaszczyźnie dyplomatycznej propaganda sowiecka i działania polityczne szły w parze. Leonid Krasin, wysłany do Londynu w połowie 1920 roku w misji handlowej, realizował także zadania propagandowe. Ostrzegał zachodnich przemysłowców, że kontynuowanie wojny z Polską zagrozi możliwości eksportu kluczowych surowców przez Rosję, co miało nakłonić wpływowe kręgi gospodarcze do opowiedzenia się przeciw Polsce. Równocześnie sowieccy dyplomaci sugerowali możliwość współpracy z Niemcami. Ponieważ Niemcy były wrogie wobec porządku wersalskiego, który przywrócił niepodległość Polski, Sowieci dawali do zrozumienia, że istnieje pole do wspólnych działań, jeśli Polska zostałaby odizolowana. Proces ten doprowadził ostatecznie do podpisania w kwietniu 1922 roku traktatu w Rapallo, na mocy którego Rosja Sowiecka i Niemcy Weimarskie nawiązały stosunki dyplomatyczne i gospodarcze. Jak zauważył Davies, Rapallo było naturalnym efektem sowieckich starań o przełamanie izolacji dyplomatycznej po 1920 roku. Był to sojusz państw pariasów, częściowo umożliwiony przez negatywny obraz Polski, który propaganda sowiecka utrwaliła wśród przywódców niemieckich i innych państw.

Polska propaganda i wojna informacyjna

Polska, walcząca o swoje istnienie, również dostrzegała znaczenie wojny informacyjnej. W 1920 roku państwo polskie zmobilizowało prasę, duchowieństwo i organizacje patriotyczne, aby zjednoczyć społeczeństwo przeciw bolszewikom. Polska propaganda podkreślała, że była to wojna w obronie niepodległości narodowej oraz cywilizacji zachodniej. Podczas gdy agitatorzy sowieccy mówili o wojnie klas, polskie przekazy odnosiły się m.in. do świętej wojny. Kościół katolicki w Polsce w pełni poparł sprawę narodową, przedstawiając walkę z bezbożnym bolszewizmem niemal w apokaliptycznych kategoriach religijnych. Kapłani prowadzili publiczne modlitwy, a publikacje kościelne zamieszczały drastyczne opisy bolszewickich zbrodni, takich jak niszczenie świątyń czy prześladowania duchownych na wschodzie. Przedstawiało to wojnę jako obronę nie tylko Polski, lecz także chrześcijaństwa przed ateistycznym komunizmem.

Świecka retoryka narodowa również ukazywała bolszewików jako egzystencjalne zagrożenie „barbarzyńcy ze Wschodu”. W polskich gazetach Armię Czerwoną często opisywano językiem nawiązującym do najazdów tatarskich lub mongolskich, aby wzbudzić historyczne obawy. Broszury i plakaty przedstawiały karykatury bolszewickich żołnierzy jako brutalne, azjatyckie hordy gotowe zniszczyć polską ziemię i rodziny, jeśli nie zostaną powstrzymane. Skupiając się na bolszewickim wojującym ateizmie i doktrynie walki klas, polscy propagandyści starali się zjednoczyć wszystkich Polaków, w tym szlachtę, mieszczaństwo, chłopów i robotników we wspólnej walce o przetrwanie narodu.

Istotnym elementem strategii informacyjnej Polski były apele o wsparcie Europy, w których przedstawiano Polskę jako „przedmurze Europy” powstrzymujące bolszewicką falę. W wystąpieniach publicznych polscy przywódcy i dyplomaci podkreślali, że zwycięstwo bolszewików w Polsce może otworzyć drogę do Niemiec, a następnie dalej, do Europy Zachodniej. Argument ten był kierowany do zachodnich odbiorców, aby przekonać mocarstwa alianckie, że pomoc Polsce leży w interesie całej Europy. Jak wówczas stwierdził jeden z francuskich dyplomatów w Warszawie, „uratować Polskę to uratować Francję”. Polscy mężowie stanu, tacy jak premier Wincenty Witos i minister spraw zagranicznych Eustachy Sapieha, nieustannie informowali przedstawicieli aliantów o tragicznych skutkach, jakie groziły w przypadku upadku Polski. Wzmacniali te apele dowodami na istnienie bolszewickiej propagandy wzywającej do rewolucji światowej, aby podkreślić, że Rosja Sowiecka nie była problemem wyłącznie Polski. Choć władze Wielkiej Brytanii pozostawały sceptyczne, przekaz ten zwiększał sympatię we Francji oraz wśród części antykomunistycznych środowisk w Wielkiej Brytanii.

Na froncie wewnętrznym władze polskie starały się utrzymać morale ludności w najtrudniejszych tygodniach lata 1920 roku. W lipcu, gdy wróg stał u bram, rząd podjął dramatyczny krok, powołując koalicyjną Radę Obrony Państwa, skupiającą polityków ze wszystkich głównych ugrupowań, od socjalistów Piłsudskiego po narodowców Romana Dmowskiego. W polskich mediach przedstawiano to jako dowód narodowej jedności ponad podziałami partyjnymi. Przekaz był jasny: cała Polska jednoczy się jako jedna rodzina, aby odeprzeć najeźdźcę. Była to celowa odpowiedź na propagandę bolszewicką, która próbowała wzniecać podziały klasowe. W rzeczywistości polscy socjaliści i związki zawodowe, jeszcze rok wcześniej niejednoznaczne wobec wojny, w dużej mierze odłożyły retorykę klasową, popierając obronę ojczyzny. Jedność ta była wzmacniana przez propagandę pokazującą chłopskich i robotniczych ochotników wstępujących do wojska oraz piętnującą agitatorów powtarzających bolszewickie hasła klasowe jako zdrajców. W efekcie bolszewickie apele do polskich robotników spotykały się z niewielkim oddźwiękiem. Zdecydowana większość Polaków, niezależnie od przynależności klasowej, pozostała lojalna, co stanowiło dowód skuteczności polskiej propagandy patriotycznej w tym kluczowym momencie.

Polski wywiad wojskowy również prowadził działania informacyjne na polu walki. Ulotki adresowane do żołnierzy Armii Czerwonej były drukowane i rozpowszechniane przez polskie oddziały, aby podkopać morale bolszewików. Niektóre z nich odwoływały się do tęsknoty rosyjskich żołnierzy–chłopów za domem i ich zmęczenia wojną, przypominając, że dalsze walki jedynie opóźniają powrót do rodzin i przedłużają cierpienia. Inne próbowały wykorzystać obecność w szeregach Armii Czerwonej żołnierzy innych narodowości. Dla przykładu ulotki w języku ukraińskim i białoruskim zachęcały, by nie walczyli „na rozkaz Moskwy przeciw własnym narodom”. Choć trudno ocenić bezpośredni wpływ tych działań, dochodziło do pojedynczych dezercji i poddań, zwłaszcza wśród żołnierzy nierosyjskich, którzy nie mieli entuzjazmu do walki poza granicami. Polacy wykorzystywali każdy taki przypadek, szybko nagłaśniając historie o całych oddziałach Armii Czerwonej rzekomo przechodzących na stronę polską lub odrzucających sprawę bolszewicką, nawet jeśli były one często przesadzone.

Ciekawym elementem polskiej strategii informacyjnej było stosowanie kontrpropagandy wobec sowieckich emisariuszy i potencjalnych sojuszników. Podczas wojny o władzę na Ukrainie i w Rosji rywalizowało wiele frakcji, a Piłsudski starał się je wykorzystywać. Sojusz Polski z Ukraińską Republiką Ludową Symona Petlury był jednym z przykładów tego typu działań. Poprzez porozumienia i wspólne komunikaty propagowano ideę wspólnego frontu niepodległych narodów przeciw bolszewickiemu uciskowi. Tymczasem agenci sowieccy próbowali rozbić ten sojusz, rozpowszechniając dezinformację, że Polska „zdradzi Ukrainę”, podczas gdy polski wywiad kontratakował, ujawniając bolszewickie porozumienia z białymi Rosjanami lub innymi siłami, które podważałyby niepodległość Ukrainy. W jednym przypadku polski kontrwywiad w Kopenhadze donosił, że pewien ukraiński działacz, pochodzący z Galicji Dymitr Lewicki (związany z frakcją rywalizującą z Petlurą) próbował przekupić niemieckich urzędników, aby wstrzymali pomoc dla Polski, a nawet przekupić samego Petlurę (przekonując Niemców o udzieleniu mu 30 milionów marek niemieckich, spodziewając się, że w zamian odłączy się on od Polaków), by zerwał sojusz z Polakami. Polskie władze nagłaśniały te intrygi, aby zdyskredytować bolszewików i ich współpracowników, pokazując światu zakulisowe metody stosowane w celu zniszczenia polskich sojuszy. Ta zakulisowa wojna informacyjna, pełna oskarżeń i kontroskarżeń, rozgrywała się w kręgach dyplomatycznych i na łamach prasy, wpływając na to, jak państwa sprzymierzone oceniały wiarygodność Polski w porównaniu z wiarygodnością Rosji Sowieckiej.

Wpływ na społeczeństwo i morale Polski

Nieustanne kampanie propagandowe roku 1920 wywarły głęboki wpływ na polskie społeczeństwo w czasie wojny i po jej zakończeniu. W krótkiej perspektywie morale Polaków przechodziło prawdziwą huśtawkę nastrojów. Podczas sowieckiego natarcia w lipcu 1920 roku wśród ludności cywilnej na terenach przyfrontowych zapanowała panika i rozpacz. Uciekinierzy kierowali się na zachód, a krążące pogłoski wieszczyły upadek Warszawy w ciągu kilku dni. Dochodziło nawet do aktów przemocy tłumu w stolicy, podczas których za domniemanych bolszewickich kolaborantów uznawano sympatyków komunizmu lub Żydów, co pokazywało, że strach osiągnął punkt krytyczny. Reakcja władz pozwoliła jednak opanować panikę. Podkreślając potrzebę jedności i zapowiadając surowe kary za defetyzm, władze zdołały utrzymać kontrolę nad sytuacją w kraju. Wprowadzono cenzurę szczególnie pesymistycznych wiadomości, a jednocześnie rozpowszechniano budujące doniesienia, niekiedy wątpliwej wiarygodności. Na przykład na początku sierpnia gazety opisywały bohaterskie postawy obrońców oraz twierdziły, że całe oddziały bolszewickie masowo składają broń (relacje te często opierały się na jednostkowych przypadkach, jednak wyolbrzymiano je, by podtrzymać nadzieję). Choć odbiorcy zapewne traktowali te wiadomości z rezerwą, wzmacniały one przekonanie, że Polska może i potrafi przetrwać napór wroga.

Decydujący impuls dla polskiego morale przyszedł z obszaru wiary i mitu. 15 sierpnia 1920 roku losy bitwy się odwróciły. Wojsko Polskie odniosło pod Warszawą oszałamiające zwycięstwo, zmuszając Armię Czerwoną do chaotycznego odwrotu. Zwycięstwo to, przypadające w katolickie święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, szybko nazwano „Cudem nad Wisłą”. Określenie to powstało wśród zwykłych ludzi i duchowieństwa, które szczerze wierzyło, że w ostatniej chwili zainterweniowała opatrzność. Kościół polski chętnie podtrzymywał tę interpretację. Z ambon głoszono, że Matka Boża przyszła z pomocą Polsce, tak jak miała czynić wielokroć w przeszłości. Narracja o cudzie zaczęła żyć własnym życiem w wyobraźni społecznej. Prasa, obok zasług armii i dowódców, dawała również miejsce dla tego duchowego wytłumaczenia, uznając je za znakomite narzędzie podnoszenia morale. W późniejszych obchodach rocznicowych obrazy i artykuły często przedstawiały anielskie postacie nad polem bitwy lub opowiadały o ukazaniu się Matki Bożej, które rzekomo przestraszyło bolszewickich żołnierzy (legendę tę wielu weteranów Armii Czerwonej później odrzucało, lecz zdążyła ona już wrosnąć w polski folklor).

To połączenie propagandy religijnej i patriotycznej w czasie wojny i bezpośrednio po jej zakończeniu umocniło poczucie narodowej pewności siebie. Polska, wbrew wszelkim przeciwnościom, obroniła swoją niepodległość. Społeczeństwo wyszło z próby roku 1920 z dumą i pamięcią o zwycięstwie, która łagodziła na jakiś czas wewnętrzne podziały. Wojna z bolszewikami stała się jednym z mitów założycielskich II Rzeczypospolitej. Jak zauważył jeden z historyków, ideały narodzone w czasie wojny 1920 roku, wiara w moralne odrodzenie, poświęcenie i „sanację” narodu, głęboko wpłynęły na politykę Polski lat dwudziestych i trzydziestych. 

Po stronie sowieckiej skutki wojny były niemal odwrotne, przyniosły bowiem milczenie i zapomnienie. Klęska pod Warszawą stanowiła poważne upokorzenie dla kierownictwa w Moskwie. Niemal natychmiast propaganda sowiecka zmieniła ton. Zapowiadany wcześniej triumfalny marsz do Warszawy został nagle pomniejszony do rangi drobnej porażki. W bezpośrednich następstwach władze tłumiły dyskusję o kampanii polskiej, kierując uwagę na zwycięstwa nad białymi na Krymie lub na sprawy gospodarki wewnętrznej. Z czasem wojna 1920 roku niemal zniknęła z oficjalnej historiografii sowieckiej, wspominana jedynie pobieżnie jako niewielki epizod okresu wojny domowej. Był to świadomy wybór propagandowy. Roztrząsanie porażki nie służyło narracji reżimu. Zamiast tego przez dziesięciolecia w podręcznikach i mediach sowieckich akcentowano, że Armia Czerwona „wyzwoliła” Ukrainę i Białoruś spod okupacji polskiej w późniejszych latach, zwłaszcza w 1939 roku, kiedy ZSRS dokonał agresji na Polskę na początku II wojny światowej, przedstawiając to jako odwrócenie niesprawiedliwych zdobyczy z 1920 roku. W Związku Sowieckim brak otwartej dyskusji sprawił, że wiedza obywateli o wydarzeniach wojny 1920 roku była ograniczona, często przekazywana w formie relacji ustnych weteranów lub nieobecna w ogóle. Jedynie w literaturze pojawiały się echa tych wydarzeń, czego przykładem są opowiadania Izaaka Babla z cyklu „Armia konna”. Ogólnie rzecz biorąc, konsekwencją społeczną w ZSRS była wymuszona amnezja, przerywana jedynie okazjonalną propagandą, która usprawiedliwiała pokój z Polską jako konieczność taktyczną, umożliwiającą konsolidację rewolucji w kraju.

Mimo to porażka roku 1920 skłoniła sowieckie kręgi decyzyjne do wewnętrznych rozliczeń, co doprowadziło do znaczących zmian. W obliczu załamania gospodarczego i społecznych niepokojów rząd Lenina porzucił skrajny model „komunizmu wojennego” i wprowadził w 1921 roku Nową Politykę Ekonomiczną (NEP). Historycy wskazują, że ciężar wojny polskiej miał bezpośredni wpływ na tę zmianę kursu. Bolszewicy, przekonani, że nie dojdzie do natychmiastowej rewolucji w Europie, zdecydowali się ustabilizować sytuację wewnętrzną, wprowadzając częściowy powrót do mechanizmów rynkowych. W istocie społeczeństwo sowieckie otrzymało wytchnienie od rewolucyjnego zapału częściowo dzięki niepowodzeniu marszu na Warszawę. Efekt ten nigdy nie był przedstawiany przez propagandę sowiecką wprost. NEP prezentowano jako roztropnie wybraną politykę, a nie wymuszone ustępstwo, jednak wewnętrznie związek ten był doskonale rozumiany.

Reakcje międzynarodowe i konsekwencje dyplomatyczne

Wojna propagandowa roku 1920 miała natychmiastowe i długofalowe skutki dla międzynarodowych relacji Polski. W czasie konfliktu wyraźnie odmienne narracje z Warszawy i Moskwy postawiły zachodnich aliantów w trudnej sytuacji. Francja i Wielka Brytania, które zwyciężyły w I wojnie światowej, początkowo prowadziły zbliżoną politykę wobec wojny polsko-sowieckiej. Oficjalnie zachęcały Polskę, aby pełniła rolę kordonu sanitarnego przeciw bolszewizmowi. Jednak w miarę jak propaganda sowiecka zyskiwała wpływy, a sytuacja militarna się zmieniała, jedność aliancka zaczęła się rozpadać.

Szczególnie naciskowi propagandy i presji politycznej ulegała Wielka Brytania. Premier David Lloyd George stawał się coraz bardziej krytyczny wobec tego, co postrzegał jako polską nieustępliwość. Częściowo wpływ miały na niego raporty specjalnego wysłannika, Sir Maurice’a Hankeya, który w lipcu 1920 roku towarzyszył międzysojuszniczej misji w Warszawie. Hankey był brytyjskim urzędnikiem mającym znikome rozeznanie w sprawach Europy Wschodniej. Przybył jednak do Polski z przekonaniem, że będzie narzucał Polakom rozwiązania. W prywatnej korespondencji z Lloydem Georgem sugerował na przykład, że polski rząd powinien zostać przekształcony tak, aby znaleźli się w nim przywódcy bardziej skłonni do przyjęcia brytyjskiego punktu widzenia. Hankey rozważał nawet, że stery w Warszawie powinien przejąć Roman Dmowski. Pomysły te świadczyły o głębokim niedocenieniu polskiej determinacji. Brak wiedzy politycznej i kulturowej doprowadził Hankeya do skrajnie wypaczonej oceny: opuszczając Polskę po zaledwie sześciu dniach, określił rząd Piłsudskiego w pogardliwych słowach, nazywając Marszałka „depresyjnym egomanem uważającym się za Napoleona”, premiera Witosa „chłopem na pokaz”, a innych przywódców polskich nieudacznikami. Uznał, że jeśli ofensywa bolszewicka będzie postępować, wysiłki Wielkiej Brytanii na rzecz ratowania Polski spełzną na niczym, a sama Polska „wybrała swój los”, odrzucając rady aliantów. Hankey zalecał, aby Wielka Brytania zapewniła Polsce „przyzwoite warunki” kapitulacji, poprawiła relacje z Rosją Sowiecką (nawet za pośrednictwem Niemiec) i za wszelką cenę unikała militarnego angażowania się na kontynencie.

Ta wyjątkowo defetystyczna ocena dotarła do Lloyda George’a w kluczowym momencie i potwierdziła jego przekonanie, że bezpośrednia interwencja w Polsce byłaby ryzykowna i nieprzewidywalna, a preferowanym rozwiązaniem powinno być porozumienie negocjowane. W konsekwencji brytyjska polityka zaczęła zmierzać ku wywieraniu presji na Polskę, aby ta przyjęła niemal każdą sowiecką propozycję pokojową. Propaganda powielała ten przekaz: Polska musi pójść na kompromis, nawet oddając część terytorium, by uniknąć „niepotrzebnego” przedłużania wojny. Lloyd George zwołał w lipcu 1920 roku konferencję w Spa w Belgii, gdzie wprost powiedział polskim przedstawicielom, by zakończyli wojnę na warunkach sowieckich. Wysłał też do Moskwy nieoficjalne propozycje, sugerując, że Wielka Brytania może wstrzymać wsparcie dla Polski, jeśli ta nie wykaże gotowości do negocjacji.

Sowiecka dyplomacja umiejętnie wykorzystała ten rozdźwięk między aliantami. Noty Cziczerina sprytnie proponowały negocjacje w formatach marginalizujących Polskę, co Lloyd George, ku zaskoczeniu, rozważał. Francja natomiast zajęła stanowisko zdecydowanie bardziej konfrontacyjne. Premier Alexandre Millerand i marszałek Ferdinand Foch uważali, że ustępstwa wobec bolszewików jedynie ośmielą komunizm i zagrożą bezpieczeństwu Francji (Polska postrzegana była jako przeciwwaga dla Niemiec i Rosji). Francuscy doradcy wojskowi, na czele z generałem Maxime’em Weygandem, przebywali w Warszawie i aktywnie pomagali polskiemu sztabowi w planowaniu obrony. Francuska prasa, w przeciwieństwie do brytyjskiej, gloryfikowała polski opór i przedstawiała bolszewików jako zagrożenie dla fundamentalnych wartości Europy. Jeden z francuskich oficerów w Warszawie stwierdził wręcz: „Nie ma negocjacji z barbarzyńcami u bram”.

Rozbieżności te prowadziły do poważnych napięć dyplomatycznych. Podczas jednego ze spotkań w końcu lipca 1920 roku Millerand kategorycznie odrzucił brytyjską propozycję zwołania konferencji bez udziału Polski. Gdy w połowie sierpnia polska kontrofensywa odniosła sukces, Francuzi poczuli się w pełni usprawiedliwieni i przyjęli twardszy kurs. 14 sierpnia 1920 roku rząd francuski uznał nawet antybolszewickiego przywódcę białych Rosjan, generała Wrangla, za sojusznika, tym samym wprost przeciwstawiając się preferencjom Lloyda George’a, który skłaniał się ku porozumieniu z bolszewicką Moskwą . Podział angielsko-francuski w sprawie prowadzenia wojny trwał miesiącami, pokazując, jak propaganda i sposób postrzegania sytuacji przeobraziły sojusze: Wielka Brytania skłaniała się ku ugodzie z Rosją Sowiecką, a Francja zdecydowanie wspierała Polskę.

Polskie działania dyplomatyczne były silnie kształtowane przez powyższe doświadczenia. Wyciągnięto przy tym gorzką lekcję, że wsparcie brytyjskie jest co najwyżej letnie. Gdy 10 sierpnia 1920 roku brytyjski wysłannik w Warszawie, lord Edgar D’Abernon, przekazał polskiemu rządowi warunki rozejmu przedstawione w Londynie przez bolszewickiego negocjatora Lwa Kamieniewa, Polacy byli oburzeni. Warunki te przewidywały okrojenie granic Polski i faktyczny sowiecki nadzór, co było równoznaczne z kapitulacją. Minister spraw zagranicznych, hrabia Sapieha, odpowiedział chłodno, że „Polska woli walczyć samotnie, niż przyjąć tak upokarzające warunki”, dodając ambasadorowi brytyjskiemu, że jego propozycje są obraźliwe. Incydent ten praktycznie zakończył rolę Wielkiej Brytanii jako mediatora. Jak ujął to Norman Davies, w tym momencie „Lloyd George wypadł z gry” . Od tej chwili Polska opierała się na Francji i własnych siłach.

Bezpośrednim skutkiem dyplomatycznym zakończenia wojny w 1921 roku była zmiana układu sojuszy. Polska, czując się zdradzona przez brytyjską wstrzemięźliwość i pragnąc wzmocnić bezpieczeństwo, podpisała w 1921 roku formalny sojusz wojskowy z Francją. Pakt ten gwarantował francuskie poparcie polityczne i militarne w razie przyszłej agresji, a Francja widziała w stabilnej Polsce kluczowy element swojej polityki europejskiej. Z kolei Rosja Sowiecka, odizolowana po polskim zwycięstwie i nieudanej próbie wywołania rewolucji w Niemczech, zmieniła taktykę. Traktat w Rapallo z 1922 roku między Rosją a Niemcami był „naturalnym dopełnieniem NEP”, swoistą nową polityką zagraniczną . Dwa państwa pariasy, komunistyczna Rosja i weimarskie Niemcy, znalazły wspólny język, częściowo dlatego, że polski opór udaremnił ich ambitniejsze cele (Rosji rozszerzenie komunizmu na Zachód, a Niemcom obalenie porządku wersalskiego przez rewolucję). Rapallo ustanowiło współpracę militarną i gospodarczą między Moskwą a Berlinem, pozwalając Sowietom obejść blokadę aliancką, a Niemcom omijać ograniczenia wersalskie dzięki szkoleniom z Armią Czerwoną. W istocie polskie zwycięstwo zaowocowało w Moskwie i Berlinie współdziałaniem przeciw temu, co oba państwa uważały za „problem polski”. Propaganda w obu krajach coraz częściej przedstawiała Polskę jako nielegalne, „sztuczne” państwo stworzone przez traktat wersalski.

Długofalowe skutki dyplomatyczne i propagandowe ujawniły się także w sposobie, w jaki każde z państw pamiętało rok 1920. W Polsce wynik wojny utrwalił pewną nieustępliwość w polityce zagranicznej. Mając świadomość, że w 1920 roku była zdana głównie na siebie (z wyjątkiem pomocy francuskiej), II Rzeczpospolita nabrała ostrożności wobec nadmiernego polegania na odległych sojusznikach. W latach dwudziestych i trzydziestych polska propaganda często podkreślała samodzielność oraz heroiczny mit roku 1920, przekonanie, że Polska może przeciwstawić się wielkim mocarstwom siłą własnej woli. 

Tymczasem propaganda sowiecka nigdy nie wybaczyła ani nie zapomniała roli Polski w powstrzymaniu rewolucji, chociaż publicznie temat ten był wyciszany. W tajnych planach ZSRS Polska pozostawała wrogiem, którego należało w końcu podporządkować. Gdy Stalin, który w 1920 roku był jednym z dowódców, a jego błędy pod Warszawą prawdopodobnie przyczyniły się do klęski, zawarł w 1939 roku pakt z Hitlerem, propaganda sowiecka natychmiast wskrzesiła wszystkie dawne motywy z 1920 roku: polskich przywódców określano jako faszystów, reakcjonistów i ciemiężycieli mniejszości białoruskiej oraz ukraińskiej, wprost kontynuując narrację sprzed dwóch dekad. We wrześniu 1939 roku, kiedy wojska sowieckie wkroczyły do wschodniej Polski, Moskwa cynicznie twierdziła, że „wyzwala braci krwi spod polskiego jarzma”. Było to bezpośrednie ideologiczne echo proklamacji z 1920 roku. Długi cień tamtych wydarzeń sięgnął II wojny światowej: Stalin, dokonując rozbioru Polski, a następnie przyłączając wschodnie terytoria do ZSRS, zrealizował to, czego Armia Czerwona nie zdołała osiągnąć dwadzieścia lat wcześniej.

Zakończenie

Wojna polsko-bolszewicka dobitnie pokazała, że we współczesnym konflikcie front propagandowy jest równie istotny jak pole bitwy. W 1920 roku zarówno Rosja jak i Polska wykorzystywały wojnę informacyjną, aby zrekompensować własne słabości. Sowieci, by szerzyć rewolucję i odstraszyć zagraniczną interwencję, a Polacy, by zjednoczyć zróżnicowany naród i zdobyć niezbędne poparcie za granicą. Propaganda towarzysząca konfliktowi miała bezpośrednie skutki taktyczne: wpływała na morale żołnierzy, kształtowała opinię publiczną w krajach alianckich, a nawet oddziaływała na decyzje mężów stanu. Szczególnie wymowne jest to, że działania propagandowe pomogły utrzymać Wielką Brytanię w roli biernego obserwatora, a Francję w obozie wspierającym Polskę, co z kolei wpłynęło na kontekst dyplomatyczny wojny.

Po zakończeniu działań zbrojnych narracje ukształtowane w 1920 roku nie zniknęły, a stały się elementem kultury politycznej obu państw. Polska wyszła z wojny z potężną legendą jedności i boskiej opatrzności, która wzmacniała tożsamość narodową i dyskurs polityczny przez całe dwudziestolecie międzywojenne. W pamięci zbiorowej konflikt zapisał się jako dowód woli przetrwania narodu, ale także jako przestroga przed nadmiernym poleganiem na sojusznikach. Dla Związku Sowieckiego wojna 1920 roku przyniosła lekcje, które przyjęto do realizacji: bolszewicy na pewien czas złagodzili rewolucyjny zapał, by skonsolidować władzę w kraju, sięgnęli po pragmatyczną dyplomację, czego przykładem było Rapallo, oraz przez kolejne lata konsekwentnie kontrolowali narrację historyczną, by wymazać z niej wstyd porażki. Kiedy pojawiła się okazja, sowieccy przywódcy byli gotowi użyć siły i propagandy, aby „wyrównać rachunki” z Polską, co dowodzi, że duchy roku 1920 nigdy nie zostały ostatecznie uśpione.

Dziedzictwo wojny informacyjnej roku 1920 można postrzegać jako zapowiedź technik dezinformacji i konfliktu ideologicznego, które stały się powszechne w XX wieku. Obie strony wykazały się dużym zrozumieniem, że kontrola nad przekazem, nadawanie wrogowi etykiet, roszczenie sobie moralnej wyższości oraz praca nad zdobywaniem serc i umysłów własnych obywateli oraz sojuszników, jest kluczowa podczas prowadzenia wojny. Dziś ta wiedza jest twórczo rozwijana w kolejnych konfliktach, czego przykładem jest chociażby wojna Rosji z Ukrainą, podczas której Rosja stosuje te same techniki manipulacji i wywierania presji na środowiska międzynarodowe, których nauczyła się w wojnie z Polską sto lat wcześniej. 


Autor: Wojciech Pokora – Redaktor naczelny Disinfo Digest


Bibliografia 

Davies, Norman. Orzeł Biały, Czerwona Gwiazda: Wojna polsko-bolszewicka 1919–1920, tłum. T. Tesznar, Kraków: Wydawnictwo Znak, 2010.

„Bitwa Warszawska.” W: 100. Rocznica Bitwy Warszawskiej – Materiały edukacyjne. Warszawa: Instytut Pamięci Narodowej, 2020. 

Śledziński, Kacper. Wojna polsko-bolszewicka. Konflikt, który zmienił bieg historii. Kraków: Znak Horyzont, 2020. 

Tarczyński, Marek (red.). Bitwa o Ukrainę 1 I – 24 VII 1920. Dokumenty operacyjne, t. I–III. Warszawa: Oficyna Wydawnicza Rytm, 2016–2020. 

Udostępnij!

Otwórz PDF i wydrukuj