15
Najnowsza aktywność

3

Najnowsza aktywność

Wojna narracji: rosyjskie zarządzanie refleksyjne i antyukraińska propaganda w Polsce

Wojna narracji: rosyjskie zarządzanie refleksyjne i antyukraińska propaganda w Polsce
Wprowadzenie: Zarządzanie refleksyjne jako narzędzie wojny informacyjnej
Zarządzanie refleksyjne (ros. refleksywne upravlenie) to koncepcja opracowana w latach 60. XX wieku przez rosyjskiego psychologa i matematyka Władimira Lefebvre’a. W istocie polega ona na takim manipulowaniu percepcją, emocjami i świadomością przeciwnika, aby skłonić go do podjęcia działań pożądanych przez stronę inicjującą, czyli do podjęcia decyzji zgodnych z interesem Rosji, lecz wyglądających na autonomiczne wybory ofiary. Lefebvre definiował zarządzanie refleksyjne jako oddziaływanie informacyjne na obiekty posiadające świadomość i wolę, w tym zarówno na jednostki, jak i całe grupy społeczne (rodziny, narody, cywilizacje). Innymi słowy, celem jest stworzenie w umyśle przeciwnika określonego obrazu sytuacji i tym samym wywołanie u niego pożądanych reakcji. W rosyjskiej doktrynie zarządzanie refleksyjne stanowi kluczowy element teorii i praktyki walki informacyjno-psychologicznej. Współczesne operacje informacyjne Kremla, od działań dezinformacyjnych po operacje wpływu w infosferze i trukturach społecznych, realizowane są zgodnie z tym paradygmatem. Jak zauważa dr Michał Wojnowski, we współczesnej Rosji zarządzanie refleksyjne stanowi model prowadzenia operacji informacyjno-psychologicznych, który łączy dorobek badań nad ludzką percepcją z praktyką sterowania decyzjami przeciwnika. W praktyce polega to na wybiórczym prezentowaniu informacji, tworzeniu iluzji i wprowadzaniu odbiorcy w błąd w taki sposób, by jego własne decyzje stawały się korzystne dla Moskwy. Nie jest to zjawisko nowe, bo odwołuje się do tradycji stosowania podstępu i dezinformacji w walce, znanych już w starożytności. Jednak w XXI wieku Rosja nadała mu systemowy i interdyscyplinarny charakter, łącząc psychologię, teorię gier, cybernetykę, socjologię, propagandę, techniki zarządzania społeczeństwem i działania operacyjne w środowiskach docelowych. Zarządzanie refleksyjne obejmuje dziś zarówno obszar percepcji i emocji jednostek, jak i instrumentalizację całych grup społecznych, w tym partii politycznych, organizacji obywatelskich czy ruchów ideowych, które stają się narzędziami realizacji rosyjskich celów.
Współczesna Federacja Rosyjska traktuje zarządzanie refleksyjne jako centralny mechanizm prowadzenia długofalowych operacji wpływu wobec państw wspierających Ukrainę. Polska, będąca jednym z głównych ośrodków pomocy dla Kijowa i równocześnie ważnym partnerem Zachodu w regionie, stała się jednym z priorytetowych celów rosyjskich działań informacyjno-psychologicznych. Ich istotą nie jest jedynie kształtowanie opinii o charakterze politycznym, ale oddziaływanie na strukturę emocji i postaw społecznych, tak aby zainicjować procesy dezintegracyjne wewnątrz społeczeństwa. Strategicznym celem Kremla jest rozbijanie jedności wewnętrznej państwa poprzez podsycanie nieufności i wrogości zarówno między grupami politycznymi i światopoglądowymi, jak i między samymi Polakami a licznie obecnymi w kraju obywatelami Ukrainy. Operacje te mają prowadzić do erozji solidarności społecznej, która od początku wojny była jednym z najsilniejszych fundamentów polskiej odporności. Antagonizowanie Polaków i Ukraińców ma więc znaczenie nie tylko propagandowe, ale i psychologiczne, ma zaszczepić przekonanie, że wspólne działania, pomoc i zaufanie wobec siebie są naiwnością lub zdradą interesu narodowego. Przy czym długofalowe kampanie dezinformacyjne, wykorzystujące lokalnych aktorów (organizacje, polityków, liderów opinii oraz środowiska radykalne) mają doprowadzić do sytuacji, w której to sami Polacy, w oparciu o zniekształcony obraz rzeczywistości, podejmują decyzje zgodne z interesem Moskwy. W efekcie zarządzanie refleksyjne staje się nie tylko metodą wpływania na państwo, ale narzędziem przebudowy myślenia i zachowań całych grup społecznych.
W świetle tej definicji należy rozpatrywać polski przypadek jako przykład operacji wielowarstwowej. Rosyjskie działania wobec Polski mają charakter kompleksowy: psychologiczne instrumentarium zarządzania refleksyjnego jest tu realizowane równolegle z instrumentami politycznymi, medialnymi i społecznymi, co umożliwia prowadzenie kampanii w przestrzeni informacyjnej, instytucjonalnej i lokalnej jednocześnie. Taka struktura operacji zwiększa ich długotrwałość i utrudnia identyfikację źródła oraz intencji przekazu, a zatem wymaga analizy obejmującej zarówno mechanizmy narracyjne, jak i sieci aktorów je realizujących. W kolejnej części raportu przechodzimy więc od ram teoretycznych do opisu praktycznego. Zbadamy, jak marginalne środowiska tzw. kresowe i skrajnej prawicy zostały włączone w tę architekturę wpływu oraz w jaki sposób powielane są narracje o „ukrainizacji” Polski, które służą realizacji rosyjskich celów.
Systemowy i długofalowy charakter rosyjskich operacji wpływu
Rosyjskie operacje informacyjne wymierzone w Polskę mają charakter systemowy i długofalowy. Oznacza to, że nie są to incydentalne akcje, ale skoordynowana kampania prowadzona stale na wielu płaszczyznach. Federacja Rosyjska prowadzi działania dezinformacyjne w sposób długoterminowy, koncentrując się na uwypuklaniu wrażliwych tematów i stopniowym rozbudowywaniu ich w kampanie informacyjne podważające zaufanie do instytucji państwa. W przypadku Polski takimi wrażliwymi tematami są przede wszystkim kwestie historyczne i etniczne związane z relacjami polsko-ukraińskimi, jak tragiczna pamięć rzezi wołyńskiej, obecność milionów uchodźców z Ukrainy, czy też obawy o zaangażowanie Polski w wojnę. Kreml testuje początkowo pojedyncze komunikaty uderzające w poczucie bezpieczeństwa Polaków, a następnie, jeśli rezonują, eskaluje je do poziomu szeroko zakrojonych narracji dezinformacyjnych. Charakterystyczną cechą tej operacji jest jej wielowarstwowość. Przekazy dezinformacyjne pojawiają się równolegle na różnych poziomach: w oficjalnej propagandzie płynącej z Moskwy (adresowanej zarówno do społeczeństwa rosyjskiego, jak i zagranicy), w narracjach białoruskich sprzymierzeńców Kremla, a także, i to jest najistotniejsze, w polskiej przestrzeni informacyjnej, za pośrednictwem lokalnych aktorów. Przykładem spójności przekazu jest narracja o rzekomych polskich planach aneksji zachodniej Ukrainy (Lwowa i Wołynia). Już w 2014 roku rosyjska propaganda próbowała przekonać świat, że Polska chce wykorzystać kryzys ukraiński do realizacji własnych imperialnych ambicji. Fałszywe tezy sugerowały, iż Warszawa gotowa jest zająć Lwów, a Unia Europejska „potajemnie planuje rozbiór Ukrainy”. Te absurdalne twierdzenia wpisywały się w szerszy zabieg przedstawiania Polski jako agresora, a nie sojusznika udzielającego pomocy sąsiadowi.
Od tamtej pory narracja ta jest stale podtrzymywana i modyfikowana. W latach 2022 i 2023 rosyjskie służby i politycy publicznie powielali wątek „polskiej aneksji”. Szef rosyjskiego wywiadu Siergiej Naryszkin sugerował, jakoby Polska „czekała na odpowiedni moment” do przejęcia zachodnich ziem Ukrainy, nazywając nasz kraj „hieną Europy”. Również białoruski przywódca Alaksandr Łukaszenka oskarżał Warszawę o podobne zamiary, przygotowując grunt propagandowy pod ewentualne prowokacje ze strony Mińska. Tego rodzaju zbieżność przekazów, powtarzanych przez rosyjskie i białoruskie kanały, a następnie podchwytywanych przez skrajne i niszowe środowiska w Polsce, dowodzi istnienia scentralizowanej strategii informacyjnej. Jest nią właśnie zarządzanie refleksyjne: łańcuch działań od szczebla centralnego (rosyjskie ośrodki propagandy) poprzez regionalnych sojuszników, po lokalnych „nosicieli narracji” w Polsce, których aktywność sprawia wrażenie oddolnej debaty. Fundamentalnym celem tych operacji jest dekompozycja polskiego życia publicznego przez osłabienie społecznej spójności i zaufania do władz w kluczowym momencie wojny za naszą wschodnią granicą. Stanisław Żaryn, pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa informacyjnego, ostrzegał już w pierwszych tygodniach inwazji, że „musimy być gotowi na to, iż Rosja użyje dezinformacji, by podważyć wizerunek RP i podzielić społeczeństwo”. Te słowa znajdują potwierdzenie w intensywności antyukraińskich przekazów w polskiej infosferze od 2022 roku. Operacja ma charakter systemowy i trwały, angażuje rozległą sieć powiązanych podmiotów i wykorzystuje starannie dobrane narracje (głównie antyukraińskie) jako narzędzia dezintegracji społecznej i geopolitycznej. Poniżej przeanalizujemy poszczególne elementy tej operacji: od aktywizacji skrajnych środowisk prorosyjskich, poprzez infiltrację dyskursu politycznego skrajnej prawicy, po konkretne przykłady dezinformacji i mechanizmy wpływu opisane w teorii Lefebvre’a.
Od środowisk kresowych do podmiotów wpływu: radykalizacja przekazu historycznego
Jednym z punktów wyjścia rosyjskiej operacji wpływu w Polsce było zagospodarowanie marginalnych dotąd środowisk kresowych, czyli organizacji i aktywistów skupionych na bardzo wybiórczej pamięci o polskich Kresach Wschodnich (głównie w rozumieniu Kresów jako terenów dzisiejszej Ukrainy, czasem z pamięcią o Litwie, niemal nigdy o Białorusi) i zbrodniach nacjonalistów ukraińskich z okresu II wojny (głównie rzezi wołyńskiej). Środowiska te, tradycyjnie boleśnie odczuwające historyczne krzywdy (hasło „Wołyń pamiętamy” samo w sobie odwołuje się do traumy ludobójstwa Polaków dokonanego przez OUN-UPA), okazały się podatnym gruntem dla rosyjskiej strategii „dziel i rządź”. Kremlowska propaganda umiejętnie przekształciła dyskurs pamięci w narzędzie bieżącej polityki. Aktywiści, którzy niegdyś działali na uboczu debaty publicznej, zostali włączeni w szerszą grę jako „oddolne” (pozornie spontaniczne) źródła narracji zbieżnych z interesami Rosji.
Sztandarowym przykładem jest tu Fundacja „Wołyń Pamiętamy” i jej liderka Katarzyna Sokołowska. Sokołowska to nacjonalistyczna aktywistka z Opola, wywodząca się właśnie ze środowisk kresowych i skrajnie prawicowych )szerzej pisaliśmy o niej w analizie: https://disinfodigest.pl/2025/05/05/historia-jako-bron-przypadek-katarzyny-sokolowskiej-w-architekturze-rosyjskiej-dezinformacji/ oraz https://disinfodigest.pl/2022/07/29/29-07-2022-katarzyna-sokolowska-aktywistka-i-prezes-fundacji-wolyn-pamietamy-publikuje-i-promuje-na-swoich-mediach-spolecznosciowych-tresci-zbiezne-z-liniami-propagandowymi-federacji-ros/ ). Po raz pierwszy dała się poznać w maju 2017 r. podczas „miesięcznicy wołyńskiej” pod Ambasadą Ukrainy. Już wtedy jej retoryka była skrajnie konfrontacyjna: zapowiedziała publicznie, że „przyjdzie taki dzień, że władza w naszej ojczyźnie będzie w naszych rękach i wtedy Ukraińcy przekonają się, jaki jest prawdziwy głos Polaków!”. Jej przekaz w przestrzeni publicznej od początku charakteryzował groźny ton, odwołujący się do krzywd historycznych i zapowiadający odwet. W 2018 r. Sokołowska założyła Fundację „Wołyń Pamiętamy”, której deklarowanym celem statutowym było „szerzenie prawdy” o ludobójstwie na Kresach i oddawanie hołdu sprawiedliwym Ukraińcom ratującym Polaków. W praktyce jednak działalność fundacji przybrała formę agresywnej kampanii antyukraińskiej: produkcji naklejek, plakatów i banerów z hasłem „Wołyń Pamiętamy” oraz intensywnego prowadzenia profili w mediach społecznościowych o jednoznacznie antyukraińskim charakterze. Mobilne billboardy fundacji jeździły po polskich miastach, przypominając o zbrodniach UPA zawsze w taki sposób, by wzbudzać nieufność i wrogość wobec współczesnych Ukraińców. W krótkim czasie Sokołowska wyrosła na jedną z najbardziej aktywnych propagatorek treści antyukraińskich w polskim internecie a jej profile zaczęły docierać do setek tysięcy osób.
Narracja budowana przez to środowisko przeszła znamienną ewolucję: od postulatów pamięci historycznej ku bieżącej agitacji antyuchodźczej i antyukraińskiej. Sokołowska i jej podobni aktywiści nie poprzestają na domaganiu się upamiętnienia ofiar Wołynia, lecz idą dalej, przedstawiając współczesną Ukrainę w jak najgorszym świetle, przez pryzmat zbrodni UPA i ideologii Stepana Bandery. W ich przekazie dzisiejsza Ukraina to państwo czczące ludobójców, a ukraińska tożsamość narodowa jest rzekomo zbudowana na kulcie UPA i Bandery. „Ukraina nigdy dobrowolnie nie odwróci się od ludobójców, którzy stanowią fundament tego państwa” – twierdziła Sokołowska podczas jednego z marszów. Polacy zaś, w jej wizji, występują wyłącznie jako ofiary ukraińskiego nacjonalizmu, zarówno w przeszłości, jak i dziś. Każda próba pojednania czy okazywania solidarności z Ukrainą jest przedstawiana jako zdrada pamięci i polskiej krzywdy. Gdy w 80. rocznicę zbrodni wołyńskiej prezydenci Polski i Ukrainy wezwali do pojednania, Sokołowska grzmiała, że „nie wybaczamy!”. W jej oczach Polska zawsze daje, a Ukraińcy nigdy nie okazują wdzięczności, przeciwnie, są wręcz „aroganccy, bezczelni, roszczeniowi” wobec naszej pomocy. Co więcej, kresowi aktywiści usprawiedliwiają nawet powojenne represje wobec Ukraińców. Sokołowska publicznie pochwala np. akcję „Wisła” (przesiedlenia ludności ukraińskiej w 1947 r.), twierdząc, że była to operacja „sprawiedliwa i potrzebna”, która zakończyła ukraińskie ludobójstwo na polskim narodzie. Tego typu wypowiedzi pokazują pełną radykalizację retoryki kresowej: od żądania historycznej sprawiedliwości do usprawiedliwiania przemocy i czystek etnicznych.
Kluczowe jest, że przekaz Sokołowskiej i podobnych działaczy został po 24 lutego 2022 r. sprzęgnięty z celami rosyjskiej wojny informacyjnej. Od pierwszych dni inwazji na Ukrainę środowisko to zaczęło aktywnie zniechęcać Polaków do wspierania walczącej Ukrainy i pomagania uchodźcom. W mediach społecznościowych Sokołowska lansowała hasztagi #NieWspieramUkrainy czy #ToNieNaszaWojna, sugerując, że pomoc Ukrainie to naiwność lub zdrada polskiego interesu. Nawet uciekających przed wojną cywilów, głównie kobiety i dzieci, przedstawiano podejrzliwie jako potencjalne zagrożenie lub „piątą kolumnę”. Wszystko to wpisuje się w rosyjski schemat narracyjny mający zasiać strach i niechęć: skoro Ukraińcy to naród zbrodniarzy niewdzięcznych Polsce, to nie należy im pomagać, a wręcz trzeba się ich obawiać. Warto przy tym zauważyć, że aktywność tzw. środowisk kresowych nie jest odosobniona, lecz powiązana z innymi prorosyjskimi sieciami wpływu w Polsce. Katarzyna Sokołowska zacieśniała współpracę ze skrajną prawicą. Od 2019 r. jej fundacja współdziała z Jackiem Międlarem (byłym księdzem i redaktorem nacjonalistycznego portalu wPrawo.pl), uczestniczyła w organizowanych przezeń manifestacjach (np. Marsz Patriotów 2021 we Wrocławiu pod hasłem „Polska antybanderowska”). Sama Sokołowska kreuje się na „niezależną strażniczkę pamięci historycznej”, utrzymując, że jest atakowana przez „system” za głoszenie prawdy, co dodaje jej wiarygodności w oczach części odbiorców o antyestablishmentowych sympatiach. Środowisko to tworzy dziś infrastrukturę propagandową: w 2025 r. Sokołowska zarejestrowała nowe stowarzyszenie „Zawsze Wierny – Tobie Polsko”, by pod dwiema markami prowadzić podobną działalność (organizować marsze pamięci, spotkania, publikować własne materiały). Co istotne, niezależne śledztwa dziennikarskie łączą te niby-oddolne inicjatywy z kręgami jawnie prorosyjskimi. Według ustaleń Frontstory.pl fundacja „Wołyń Pamiętamy” jest powiązana personalnie ze środowiskiem prorosyjskiego Braterstwa Polsko-Rosyjskiego, organizacji prowadzonej m.in. przez byłych wojskowych i gangsterów zaangażowanych we wspieranie rosyjskiej propagandy w Polsce. Innymi słowy, działacze kresowi stali się narzędziami wpływu w większej rozgrywce, często nie kryjąc swoich kontaktów z postaciami jawnie prorosyjskimi. Ta instrumentalizacja historycznej traumy służy rosyjskiemu zarządzaniu refleksyjnemu: pielęgnując realny żal i ból (po ofiarach Wołynia) i przekierowując go w stronę bieżącej nienawiści do Ukrainy, Kreml osiąga efekt w postaci rosnących podziałów polsko-ukraińskich.
Skrajna prawica i narracja „ukrainizacji Polski”
Drugim filarem rosyjskiej operacji wpływu jest zaangażowanie środowisk skrajnej prawicy w Polsce i jej radykalnych liderów, do upowszechniania narracji o rzekomej „ukrainizacji Polski”. Chodzi o tezę, że masowy napływ Ukraińców oraz polityka władz wobec nich prowadzą do wynarodowienia Polaków, demontażu państwowości i podporządkowania Polski obcym interesom. Jest to klasyczny przekaz propagandy Kremla, rezonujący szczególnie silnie w kręgach nacjonalistycznych. Rosyjska propaganda od miesięcy straszy „ukrainizacją” krajów Europy Środkowej, a w Polsce jej najgłośniejszym tubą stał się lider Konfederacji Korony Polskiej, Grzegorz Braun i sprzymierzeni z nim influencerzy skrajnej prawicy. Kulminacją tych działań było powołanie przez Brauna latem 2022 r. parlamentarnego zespołu „Stop ukrainizacji Polski”. 14 lipca 2022 r. Braun zorganizował w Sejmie posiedzenie, na które zaprosił rzekomych ekspertów od „ukrainizacji”, w rzeczywistości czołowych prorosyjskich i antyukraińskich aktywistów. Pojawili się m.in.: Halszka Bielecka (działaczka konserwatywnej fundacji Akademia Patriotów i Ordo Iuris), prof. Bogusław Paź (znany z prorosyjskich wypowiedzi akademik z Wrocławia) oraz Marcin Skalski (były publicysta portalu Kresy.pl, otwarcie prorosyjski propagandysta). Mało brakowało, by na salę obrad wszedł też Mateusz Piskorski, były lider prorosyjskiej partii Zmiana, oskarżony o szpiegostwo na rzecz Rosji i Chin. Jego akurat przed udziałem w posiedzeniu powstrzymała Straż Marszałkowska. To bezprecedensowy przypadek, by na zaproszenie polskiego parlamentarzysty w gmachu Sejmu pojawili się ludzie z tak jawnie prorosyjskiej orbity. Świadczy to o przenikaniu rosyjskiej infosfery do mainstreamu politycznego.
Treści prezentowane na tym spotkaniu stanowiły mieszaninę dezinformacji i mowy nienawiści wymierzonej w Ukraińców. Halszka Bielecka przekonywała np., że „zagrożeniem dla polskich dzieci są ukraińskie nastolatki, z których co czwarta planuje zostać prostytutką”. Nie trzeba nikogo przekonywać, że to kompletnie absurdalne i obraźliwe twierdzenie, pozbawione podstaw faktycznych. Z kolei prof. Paź, znany z wulgarnego języka, wystąpił w roli autorytetu naukowego, choć jeszcze w 2015 r. zasłynął skandalicznym komentarzem w internecie: „Banderowskie ścierwa dostają łomot aż miło! I jak tu nie kochać Ruskich?”, za co został czasowo zawieszony przez swój uniwersytet. Takie osoby legitymizowane przez posła Brauna w Sejmie nadawały radykalnym tezom pozory powagi i „eksperckiego” wymiaru. Sam Braun i jego współpracownicy również intensywnie szerzą narrację o „ukrainizacji”. Wydali nawet kilkudziesięciostronicową broszurę programową pt. „Stop Ukrainizacji Polski”, w której antyukraińskie hasła przekuto na konkretne propozycje polityczne. Domagano się m.in. odwrócenia proimigracyjnych regulacji, w tym uchylenia przepisów umożliwiających Ukraińcom ubieganie się o pobyt czasowy do 3 lat w imię powstrzymania „zmiany struktury etnicznej naszego kraju”. Postulaty te opierały się na przekazie, jakoby rząd PiS celowo „sprowadzał miliony Ukraińców”, by osłabić naród polski i zaspokoić interesy „ukraińskiego lobby”. Tego rodzaju narracja (teoria spiskowa o celowej „wymianie ludności”) jest kopią rosyjskich i skrajnie prawicowych tez krążących także w innych krajach (np. na Węgrzech czy w Rumunii straszono analogiczną „ukrainizacją” społeczeństwa).
Partyjne ugrupowanie Brauna działało w ramach szerszej koalicji (o różnych nazwach – Konfederacja KORWiN Braun Liroy Narodowcy, Konfederacja Wolność i Niepodległość, czy KWW Konfederacja i Bezpartyjni Samorządowcy). Jego działacze, tacy jak poseł Włodzimierz Skalik (prawa ręka Brauna) czy Konrad Berkowicz (poseł z ramienia innej partii Konfederacji, ale bliski ideowo), aktywnie powielają antyukraińskie przekazy w mediach społecznościowych i wystąpieniach publicznych. Skalik zasłynął szeregiem wpisów w mediach społecznościowych atakujących pomoc dla Ukrainy. Gdy prezydent RP podpisał ustawę o dodatkowym wsparciu finansowym dla ukraińskich uchodźców, Skalik ogłosił to „aktem poddaństwa wobec obcych interesów”. Zarzucił polskim władzom, że zamieniają państwo polskie w „bankomat” dla przybyszów, podczas gdy Polacy „płacą coraz wyższe podatki i zmagają się z kryzysem”. Innym razem oburzał się, że remont Pałacu Prezydenckiego powierzono firmie ukraińskiej, co stanowi symbol „upokorzenia”, gdyż w sercu Warszawy zabrakło miejsca dla polskich robotników. Tego typu przekazy mają wykreować obraz władz bardziej dbających o Ukraińców niż o własnych obywateli, co ma wzbudzić społeczne rozgoryczenie i bunt.
Kolejnym przykładem antyukraińskich narracji wśród polityków szeroko rozumianego ruchu „Konfederacji” jest post posła Konrada Berkowicza (Nowa Nadzieja) przeciw ustawie pomocowej dla Ukrainy. W swoim wpisie parlamentarzysta określa Ukrainę jako „nieprzyjazne nam państwo” i apeluje o wstrzymanie pomocy finansowej, uzasadniając to rzekomym nadmiernym zadłużeniem Polski. Tego rodzaju komunikaty, publikowane przez osoby pełniące funkcje publiczne, legitymizują antyukraińskie narracje, przenosząc je z przestrzeni skrajnych środowisk do głównego nurtu debaty publicznej. Wpis Berkowicza wpisuje się w szerszy wzorzec rosyjskiej propagandy, która od początku wojny stara się budować obraz Polski jako kraju wyczerpanego kosztami wsparcia Ukrainy i rzekomo wykorzystywanego przez Kijów. Takie wypowiedzi pełnią funkcję wzmacniania znużenia empatycznego i ekonomicznego, przesuwając akcent z bezpieczeństwa i solidarności na narrację o „obciążeniu” i „krzywdzie własnego społeczeństwa”. W konsekwencji służą one nie tylko osłabieniu poparcia dla Ukrainy, ale również podważaniu sensu strategicznego partnerstwa polsko-ukraińskiego, co stanowi jeden z trwałych celów rosyjskich operacji refleksyjnych w Polsce .
Współpraca i kontakty liderów Konfederacji z osobami jawnie prorosyjskimi dodatkowo potwierdzają przenikanie prorosyjskiej infosfery do polityki głównego nurtu. Wspomniane posiedzenie Brauna z udziałem Bieleckiej i Pazia jest tego jaskrawym przykładem. Ale nie jedynym. Działacze Konfederacji pojawiają się na tych samych wydarzeniach co prorosyjscy aktywiści, udzielają wywiadów tym samym mediom i powołują na te same źródła co kremlowska propaganda. Można tu wymienić np. Grzegorza Brauna pozującego do zdjęć z Mateuszem Piskorskim, czy też jego słynną wypowiedź z maja 2022, kiedy podczas sejmowej debaty wykrzyczał do jednego z ministrów: „a może byście tak przestali podpalać ten Kijów?!”, sugerując absurdalnie, że to polski rząd jest stroną wojny. Wiele z tez Konfederacji jest później nagłaśnianych przez rosyjskie media propagandowe. Frontstory.pl odnotowało, że zaledwie kilka dni po ogłoszeniu programu „Stop ukrainizacji” przez Brauna, temat podchwycił rosyjski portal News Front (znany kremlowski instrument propagandy) oraz prorosyjskie konta w mediach społecznościowych. Post o broszurze Brauna udostępniło np. konto „Głos Mordoru”, którego autor występuje jako „ekspert” w programach News Front. Co ważne, ten przepływ informacji działa w obie strony. Narracje wymyślone na Kremlu powtarzają polscy radykałowie, a treści wygenerowane przez polskich radykałów wzmacnia i retransmituje rosyjska propaganda.
Narracja o „ukrainizacji Polski” spełnia dla Kremla kilka funkcji jednocześnie. Po pierwsze, ma ona legitymizować rosyjską agresję. Skoro w krajach sąsiadujących z Ukrainą pojawia się opór społeczny wobec uchodźców i pomocy (wywołany zresztą tą narracją), propaganda może pokazywać to jako „naturalną reakcję” i dowód, że „nawet Polacy mają dość Ukrainy”. Po drugie, taka narracja osłabia jednoznaczność moralną konfliktu, zamieniając prosty obraz agresor-ofiara (Rosja – Ukraina) na bardziej złożony, gdzie pojawiają się wątki polskich rzekomych interesów terytorialnych czy konfliktów polsko-ukraińskich. W efekcie część odbiorców może błędnie uznać, że „wszyscy są siebie warci”, co obniża gotowość do wspierania Ukrainy. Po trzecie wreszcie, wewnątrz Polski narracja ta podsyca napięcia społeczne między zwolennikami a przeciwnikami pomocy Ukrainie, między Polakami a ukraińskimi uchodźcami, a nawet między różnymi frakcjami politycznymi (oskarżenia o zdradę interesu narodowego itd.). Dla Moskwy każdy z tych efektów jest korzystny.
Liderzy opinii i „pożyteczni idioci” w mechanizmach zarządzania refleksyjnego
Teoria Władimira Lefebvre’a podkreśla, że skuteczność zarządzania refleksyjnego zależy od znajomości modelu podejmowania decyzji przez przeciwnika i umiejętnego wpływania na ten proces. Jednym ze sposobów wpływania jest wykorzystanie liderów opinii publicznej po stronie przeciwnika, którzy stanowią nośniki pożądanych narracji. W rosyjskiej strategii informacyjnej przewidziano istotną rolę dla takich osób, często określanych pogardliwie mianem „pożytecznych idiotów”. Termin ten (historycznie używany jeszcze w czasach sowieckich) oznacza ludzi, którzy niekoniecznie będąc agentami, z własnej woli i przekonań rozpowszechniają propagandowe treści sprzyjające obcemu mocarstwu. Federacja Rosyjska celowo angażuje zachodnich liderów opinii, polityków, a nawet naukowców jako pośredników swojego przekazu. W kontekście polskim do tej kategorii można zaliczyć działaczy organizacji szerzących dezinformację, niektórych polityków czy „ekspertów” udzielających wypowiedzi rosyjskim mediom. Dr Karolina Kuśmirek z UMCS wprost wskazuje, że w działaniach informacyjnych przeciw Polsce Rosja uzupełnia swój przekaz głosami pożytecznych idiotów z zagranicy. Przykładem, który podaje, jest choćby wypowiedź rosyjskiego historyka Olega Nazarowa, który publicznie straszył polskimi zamiarami aneksji Ukrainy, budując pozory „niezależnej” opinii eksperckiej. Innym przykładem są liczni zachodni komentatorzy obecni w rosyjskich mediach (często przedstawiani jako „byli politycy”, „analitycy”, itp.), którzy recytują tezy tożsame z linią Kremla, nadając im jednak większą wiarygodność dla zachodniego odbiorcy.
W Polsce funkcję takich „przekaźników refleksyjnych” pełnią m.in. wspomniani wyżej skrajni liderzy opinii o prorosyjskich inklinacjach. Rozsiewają oni narracje, które następnie wpływają na myślenie i emocje części polskiego społeczeństwa dokładnie tak, jak zakłada model reflexive control. Ich przekaz jest często kalką rosyjskich talking points, ale podany w „lokalnym sosie” (np. odwołując się do patriotyzmu, troski o polskie dzieci, polską suwerenność). Taka indoktrynacja przez rodzimych pożytecznych idiotów jest znacznie skuteczniejsza niż toporna propaganda nadawana z Rosji, bowiem przeciętny odbiorca łatwiej zaufa „naszemu” działaczowi czy posłowi, który mówi: „jestem Polakiem, martwię się o nasz kraj, a Ukraińcy nam zagrażają”. Mechanizm refleksyjny polega tutaj na wzbudzeniu w polskim odbiorcy określonych emocji (np. gniewu, lęku, poczucia zdrady) i tym samym wpłynięciu na jego późniejsze zachowania (np. sprzeciw wobec pomocy Ukrainie, głosowanie na prorosyjskich polityków, agresję wobec uchodźców). Strona rosyjska, znając nastroje panujące w Polsce i podatność pewnych grup na nacjonalistyczną retorykę, steruje tymi nastrojami poprzez odpowiednio dobranych ludzi i komunikaty.
Co ważne, wielu z tych „ludzi Kremla” w Polsce cechuje niemal całkowita bezkrytyczność wobec Rosji. Niezależnie od okoliczności, ich przekaz wybiela lub usprawiedliwia działania Moskwy, natomiast obarcza winą za konflikty Polskę, Ukrainę, USA czy Zachód. Przykładowo: Grzegorz Braun od początku inwazji nie obwinił Rosji ani razu. Winił za to polski rząd, który rzekomo „sprowokował Moskwę rusofobiczną polityką”. Propagandyści tacy jak Konrad Rękas regularnie występują w rosyjskich mediach, powtarzając kremlowskie kłamstwa w języku polskim. Rękas, przedstawiany często jako „polski politolog”, udzielił wywiadu rosyjskiemu portalowi Strana, w którym przekonywał np., że Polacy rzekomo masowo domagają się od Ukrainy zwrotu mienia i odszkodowań za utracone nieruchomości (mówił o ponad 1500 pozwach w ukraińskich sądach). Wcześniej ten sam Rękas głosił tezy o „tajnych planach rozbioru Ukrainy” przez Polskę i kwestionował szczerość polskiej pomocy dla Kijowa, sugerując nasze egoistyczne motywy. Ministerialny pełnomocnik Żaryn jednoznacznie oceniał, że „działania Rękasa wpisują się w rosyjskie cele propagandowe dot. Polski i są obliczone na rozbudzanie wrogości między Polakami a Ukraińcami”. Innymi słowy, Rękas realnie spełnia rolę instrumentu rosyjskiej operacji refleksyjnej, szczując Polaków przeciw Ukraińcom i zaciemniając obraz wojny. Podobnych postaci jest więcej: Wojciech Olszański (pseudonim „Jabłonowski”) w swoich transmisjach internetowych wprost powiela rosyjskie teorie spiskowe, grożąc jednocześnie polskim elitom oskarżeniami o zdradę; Eugeniusz Sendecki prowadzi tzw. Telewizję Narodową, gdzie pojawiają się materiał sponsorowane przez kremlowską narrację (np. „przeprosiny dla ambasadora Rosji” po incydencie z oblaniem go farbą); Janusz Korwin-Mikke notorycznie usprawiedliwia działania Putina jako rzekomo racjonalne czy obronne. Wszyscy oni, niezależnie od swoich motywacji osobistych, pełnią funkcję katalizatorów rosyjskiego przekazu. Warto na chwilę zatrzymać się przy tym ostatnim, bo jego wypowiedzi regularnie wykorzystywane są przez rosyjskie media propagandowe jako „głos z Polski” potwierdzający linie narracyjne Kremla. W 2022 r. jego publiczne komentarze dotyczące wydarzeń w Buczy, sugerujące, że „Ukraińcy mogli sami zorganizować tę zbrodnię”, zostały natychmiast przechwycone przez rosyjskie media i rozpowszechnione w przestrzeni informacyjnej jako rzekome „świadectwo europejskiego polityka” podważające winę Rosji za zbrodnie wojenne.
Jak podkreślał Stanisław Żaryn, ówczesny pełnomocnik rządu RP ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej, wypowiedzi Korwin-Mikkego „zostały wykorzystane w rosyjskich przekazach propagandowych i stanowią wsparcie dla operacji dezinformacyjnych Federacji Rosyjskiej”. Tego rodzaju przypadki pokazują, że nawet jednostkowe wystąpienia polityków czy komentatorów o skrajnych poglądach mogą stać się elementem operacji refleksyjnych, w których Kreml używa autorytetu osób publicznych do wzmacniania przekazu o rzekomej hipokryzji Zachodu, „antyrosyjskiej histerii” czy „nieczystości intencji Ukrainy”.
Warto podkreślić, że mechanizm zarządzania refleksyjnego nie wymaga, by wszyscy ci ludzie byli świadomymi agentami Moskwy. Część z nich działa z własnych ideowych pobudek (antyukraińskich, antyzachodnich, antyestablishmentowych), część kieruje się zwykłą żądzą rozgłosu, jeszcze inni być może rzeczywiście współpracują z rosyjskimi służbami, jednak z punktu widzenia efektu nie ma to dużego znaczenia. Liczy się skutek: ich aktywność wpływa na opinię publiczną zgodnie z oczekiwaniami Kremla. Taki „pożyteczny idiota” to idealne narzędzie refleksyjnego oddziaływania, bo jest wiarygodny dla swojej grupy odbiorców (czasem bardziej niż oficjalne komunikaty rządowe), a jednocześnie powiela tezy ułożone w interesie obcego mocarstwa. Kreml zyskuje dzięki nim dodatkowe korzyści informacyjne praktycznie za darmo, wystarczy podsycać ich ego i dostarczać im pożywki propagandowej, a oni resztę zrobią sami.
W ten sposób rosyjska machina propagandowa modeluje polską przestrzeń informacyjną niejako rękami samych Polaków. Zgodnie z istotą zarządzania refleksyjnego, przeciwnik sam czyni to, czego oczekuje od niego strona inicjująca konflikt. Jak trafnie podsumowuje to dziennikarskie śledztwo Frontstory, wielu czołowych uczestników antyukraińskich wystąpień w Polsce to „stała grupa o długim śladzie zasług dla rosyjskiej propagandy”. Widać to w ich życiorysach (np. Mateusz Piskorski od lat 2000. jeździł jako „obserwator” na pseudoreferenda organizowane przez Rosjan, Paź i Sendecki współpracowali z mediami w rodzaju Sputnik czy Myśl Polska, itp.). Ci ludzie, w oczach Moskwy, stanowią bezcenny zasób.
Przykłady dezinformacji zgodnych z interesami Kremla
Konkretnym efektem działań refleksyjnych w Polsce jest wypuszczenie w przestrzeń publiczną licznych narracji dezinformacyjnych, które służą celom Rosji. Poniżej zebrano najważniejsze z tych antyukraińskich przekazów, wraz z przykładami ich rozpowszechniania:
Rzekome polskie plany terytorialne wobec Ukrainy (aneksja Lwowa): To jedna z centralnych narracji Kremla, mająca skłócić Polaków i Ukraińców oraz zdyskredytować Polskę jako sojusznika. Była ona podnoszona zarówno przez oficjalne czynniki rosyjskie (np. szef SWR Naryszkin, prezydent Putin, propaganda białoruska), jak i polskich „pożytecznych idiotów”. Prorosyjski aktywista Konrad Rękas już w marcu 2022 przekonywał na łamach rosyjskiego portalu, że „Polska tylko czeka, by anektować zachodnią Ukrainę”, twierdząc że nasi żołnierze są po cichu wysyłani na Ukrainę i że Warszawa dąży do konfliktu z Rosją. Kilka miesięcy później, we wrześniu 2022, Rękas powtórzył te tezy, mówiąc wprost o „planach zajęcia przez Polskę zachodnich ziem Ukrainy i rozbioru tego kraju”. Te fake newsy o aneksji Lwowa były szeroko kolportowane przez rosyjskie media i co ważne, trafiały na podatny grunt w skrajnych polskich portalach i grupach społecznościowych. Podsycały one wzajemną nieufność: po stronie ukraińskiej wzbudzały podejrzenia co do intencji Warszawy, zaś po stronie polskiej przedstawiały Ukrainę jako potencjalny zarzewie konfliktu o ziemie.
„Roszczenia majątkowe” Polaków wobec Ukrainy: Kolejna narracja historyczno-prawna, mająca wywołać antagonizm. W 2022 r. rosyjska propaganda (m.in. poprzez osoby takie jak Rękas) rozpowszechniła informację, jakoby Polacy masowo składali pozwy w ukraińskich sądach o zwrot przedwojennych majątków na Kresach. Rękas mówił o „1500 pozwach o zwrot mienia lub odszkodowania” od Ukrainy za mienie pozostawione w 1945 r.. Narracja o „roszczeniach” gra na dawnych zaszłościach: ma wzbudzić w Ukraińcach strach, że Polacy upomną się o Lwów jak zapewne kiedyś Niemcy o ziemie zachodnie, a Polakom zasugerować, że Ukraina coś jest im „winna” (więc czemu jej pomagać?). Tego typu fałsz wzmacnia klimat podejrzliwości i podkopuje szczerość polsko-ukraińskiego pojednania.
Zagrożenie ze strony ukraińskich uchodźców: Jest to bardzo szeroki nurt dezinformacji, obejmujący wiele wątków: od rzekomego wzrostu przestępczości w Polsce z powodu Ukraińców, przez teorie o „ukraińskich banderowcach” ukrywających się wśród uchodźców, po absurdalne oskarżenia wobec ukraińskich dzieci i młodzieży. Przykładem może być wspomniana wypowiedź Halszki Bieleckiej w Sejmie o „co czwartej ukraińskiej nastolatce – prostytutce”, mająca zohydzić młodych Ukraińców. Inny przykład to afera wokół słów Natalii Panczenko. Jej wypowiedź w ukraińskiej telewizji została przez media skrajnej prawicy przedstawiona tak, jakby groziła Polakom przemocą. Konfederacja zażądała nawet wydalenia Panczenko z kraju (ustami posła Krzysztofa Szymańskiego). Choć sama aktywistka wyjaśniła, że jej słowa wyrwano z kontekstu (mówiła o potencjalnym zagrożeniu przy polaryzowaniu społeczeństwa, a nie własnych zamiarach), to jednak narracja o „roszczeniowych i agresywnych Ukraińcach” poszła w świat.
Narracja obwiniająca Ukrainę o incydenty zagrażające Polsce: Jednym z kluczowych elementów rosyjskiej dezinformacji w polskiej przestrzeni informacyjnej jest przekierowywanie odpowiedzialności za incydenty militarne z Rosji na Ukrainę. Liliana Wiadrowska (Ruch Narodowy, „Lider Konfederacji w Elblągu”) we wpisach w mediach społecznościowych stwierdza, że wszystkie drony i rakiety, które spadły na terytorium Polski były ukraińskie, w domyśle, Rosja w tych przypadkach oskarżana jest niesłusznie. Tego rodzaju przekazy stały się pożywką dla prorosyjskich teorii spiskowych i kontrybucją do szerszej kampanii propagandowej mającej na celu wybielanie Moskwy oraz podważanie zaufania do Ukrainy. W tym ujęciu to nie Rosja jawi się jako zagrożenie, lecz „nieodpowiedzialna Ukraina”, której działania rzekomo narażają Polaków na śmierć i konflikt z mocarstwem atomowym.
Mechanizm ten ma podwójny cel operacyjny. Po pierwsze, przenosi ciężar emocji z agresora na ofiarę, podsycając lęk i nieufność wobec Kijowa. Po drugie, tworzy grunt pod narrację o „niepotrzebnym wciąganiu Polski w cudzą wojnę”. W konsekwencji tego typu komunikaty wzmacniają nastroje izolacjonistyczne i antysojusznicze, uderzając w spójność wspólnoty euroatlantyckiej. Podobne wątki były powielane również przez innych polityków tej formacji, m.in. przez Grzegorza Brauna i innych przedstawicieli Konfederacji, którzy po incydencie w Przewodowie sugerowali, że działania polskiego rządu mogą doprowadzić do „wypowiedzenia wojny mocarstwu atomowemu”. Tego rodzaju retoryka, choć formułowana z pozycji opozycji wewnętrznej, de facto wzmacnia rosyjską narrację o Polsce jako państwie niestabilnym, emocjonalnym i gotowym do prowokacji, a tym samym stanowi element operacji refleksyjnych Kremla wobec polskiego społeczeństwa.
Narracja o „ukrainizacji” i wyrzekaniu się polskości: Wspomniana już szeroko kampania „Stop ukrainizacji Polski” obfitowała w dezinformujące twierdzenia: np. że co dziesiąty mieszkaniec Polski to Ukrainiec (stąd wniosek, że Polacy staną się mniejszością. W rzeczywistości nawet przy 3 mln Ukraińców to mniej niż 8% populacji, a większość to tymczasowi uchodźcy), albo, że Polakom odbiera się prawo używania języka polskiego na rzecz ukraińskiego, że w szkołach promuje się banderyzm itd. Te komunikaty często nie są oparte na faktach, lecz na pojedynczych anegdotach rozdmuchanych medialnie. Przykładem może być historia z jednego z polskich liceów, gdzie rzekomo polskim uczniom „zakazano wieszania polskiej flagi, by nie urazić Ukraińców”. Dyrekcja szkoły temu zaprzeczyła. Dezinformatorzy wykorzystują clickbaitowe fejki, by budować wrażenie, że polska kultura i tożsamość są wypierane przez ukraińską za przyzwoleniem władz. To z kolei ma wywołać gniew (dlaczego „oni” mają mieć lepiej niż „my”, w naszym kraju?) i poczucie zagrożenia narodowego.
Wszystkie powyższe narracje łączy jedno, są one zgodne z interesami Kremla. Szerząc je, odwraca się uwagę od prawdziwego agresora (Rosji) i problemów wywołanych wojną (zbrodnie, kryzys humanitarny), a skupia ją na rzekomych winach i zagrożeniach płynących ze strony Ukrainy lub nawet polskich władz. Finalnie służy to osłabieniu jedności polsko-ukraińskiej i zachwianiu zdecydowanej postawy Polski przeciw rosyjskiej agresji. Nie dziwi zatem, że narracje te są systematycznie wzmacniane przez kremlowskie media i prorosyjskie kanały. Przykładowo, wspomniane fake newsy o aneksji i roszczeniach majątkowych z udziałem Rękasa były szeroko cytowane przez rosyjskie agencje i portale propagandowe (RIA Nowosti, Izwiestia, Vzgljad), a także podchwycone przez białoruską propagandę (telewizja państwowa, wypowiedzi Łukaszenki). Z kolei antyuchodźcze hasła Konfederacji natychmiast trafiły do rosyjskiego News Front. Ta spójność przekazu unaocznia, że mamy do czynienia z operacją zarządzania refleksyjnego na pełną skalę: od kreowania narracji na Kremlu, po ich implementację rękami polskich wykonawców i propagację z powrotem do międzynarodowej infosfery.
Prorosyjska agenda i afiliacje medialne skrajnych środowisk
Cechą wspólną analizowanych środowisk (skrajnych kresowych i skrajnie prawicowych) jest ich systemowa bezkrytyczność wobec Rosji oraz powiązania z prorosyjskimi mediami. W narracji tych grup Rosja niemal nigdy nie bywa przedstawiona jako agresor czy zagrożenie, przeciwnie, często jest usprawiedliwiana, a nawet podziwiana. Głównym wrogiem czynionym w ich przekazie są natomiast: Ukraina (oskarżana o banderyzm, niewdzięczność, roszczeniowość), polski rząd (oskarżany o służalczość wobec Kijowa lub Waszyngtonu) oraz szeroko pojęty „Zachód” (UE, NATO, Niemcy, USA, które rzekomo działają na szkodę Polski). Taki układ przyjaciół i wrogów jest dokładnym odbiciem linii propagandowej Kremla. Moskwa jest dobra, Kijów zły, dlatego prawdziwi patrioci popierają Rosję, a zdrajcy służą Zachodowi. Nie jest przypadkiem, że wiele z czołowych postaci tych środowisk współpracuje z mediami znanymi z prorosyjskiej orientacji. Na przykład tygodnik „Myśl Polska” od kilku lat stał się przestrzenią dla głoszenia prorosyjskich poglądów. Artykuły tam publikowane często powielają narracje bliskie rosyjskim (np. że wojna na Ukrainie to wina NATO, że sankcje szkodzą Polsce, itp.). Innym prorosyjskim medium jest portal Kresy.pl, który formalnie zajmuje się tematyką wschodnią, publikuje treści jednoznacznie antyukraińskie i bywa platformą dla takich autorów jak Marcin Skalski (który otwarcie chwalił „rosyjski ład” w Donbasie). Jeszcze dalej idące są niszowe strony w rodzaju Wprawo.pl Jacka Międlara czy internetowe telewizje nacjonalistyczne. Tam prorosyjski przekaz jest w zasadzie normą.
Ponadto skrajni działacze pojawiają się wprost w rosyjskich mediach państwowych, gdzie występują w charakterze ekspertów lub komentatorów „z Polski”, uwiarygadniając przekazy Kremla w oczach zagranicznych odbiorców. Mateusz Piskorski wielokrotnie udzielał wypowiedzi prorosyjskim mediom, m.in. telewizji Russia Today (RT) i agencji Sputnik News, gdzie przedstawiano go jako „niezależnego analityka politycznego z Warszawy”. Już w 2014 r. pojawił się na antenie RT, komentując wydarzenia na Majdanie w Kijowie i rozpowszechniając tezy zbieżne z rosyjską propagandą o „zewnętrznej inspiracji przewrotu” oraz „udziale Zachodu w destabilizacji Ukrainy”. W późniejszych latach kontynuował działalność w środowiskach prorosyjskich, promując narracje o „geopolitycznym kolonializmie Zachodu” i „konflikcie cywilizacyjnym z Rosją”. Podobny mechanizm legitymizowania rosyjskich przekazów wykorzystuje Konrad Rękas, który w rosyjskich mediach przedstawiany jest jako „polski politolog krytykujący działania Warszawy”. W wywiadach dla portali takich jak Strana.ua czy Ukraina.ru powiela on tezy o rzekomych planach Polski dotyczących zajęcia zachodnich obszarów Ukrainy oraz o roszczeniach majątkowych Polaków wobec Kijowa. Jego wypowiedzi stają się częścią kampanii dezinformacyjnej Kremla, której celem jest wywołanie nieufności między Polską a Ukrainą.
Podobny model wykorzystywania polskich postaci występuje również w mediach białoruskich, które stanowią element wspólnej przestrzeni informacyjnej z Rosją. W grudniu 2024 r. telewizja państwowa Biełaruś 1 wyemitowała fabularyzowany reportaż Agenci i zdrajcy. Kontrwywiad KGB Białorusi kontra polskie specsłużby, przedstawiający dwóch obywateli Polski jako rzekomych szpiegów. Materiał utrzymany w estetyce sowieckiego kina sensacyjnego miał charakter „pedagogiczny”, demonizował Polskę jako agresywnego sąsiada i ostrzeżenie dla Białorusinów przed kontaktami z Polakami. Wykorzystanie uwięzionych obywateli RP w tego typu materiałach stanowiło nie tylko narzędzie zastraszania, ale i przykład propagandowego zarządzania obrazem relacji polsko-białoruskich. Równolegle rosyjskie media kontynuowały narrację o rzekomej „prorosyjskiej części polskiego społeczeństwa”. W programie białoruskiej telewizji ONT politolog Karine Geworgian mówiła o „partii prorosyjskiej w Polsce – wspólnocie trzeźwych, prorosyjskich ludzi”, powielając jeden z podstawowych motywów rosyjskiej propagandy, że w Polsce istnieje nurt obywateli popierających współpracę z Moskwą i sprzeciwiających się „antyrosyjskiej histerii Zachodu”.
Ten sam mechanizm zastosował dziennikarz rosyjskiego tabloidu Argumienty i Fakty Gieorgij Zotow, który w swoim reportażu z Polski cytował wypowiedzi redaktora portalu Strajk.eu Macieja Wiśniowskiego, krytykującego polską politykę wobec Rosji i sankcje gospodarcze. Fragmenty rozmowy wykorzystano w rosyjskich mediach do potwierdzenia tezy, że „rusofobia” jest zjawiskiem sztucznie narzuconym przez elity, podczas gdy „zwykli Polacy” pozostają przyjaźni wobec Rosjan. Tego rodzaju materiał jest klasycznym przykładem zarządzania refleksyjnego, mającego wytworzyć wrażenie istnienia „dwóch Polsk” – jednej oficjalnej, wrogiej Rosji, i drugiej, „rozsądnej”, gotowej do współpracy. Instrumentem wzmacniającym ten przekaz pozostają również prorosyjskie media w Polsce, przede wszystkim tygodnik Myśl Polska, którego treści są regularnie przedrukowywane przez rosyjskie portale propagandowe, takie jak RT czy Dzen.ru. Publikacje tego środowiska, utrzymane w narracji o „upadku polskiej gospodarki”, „dyktacie Zachodu” czy „zdradzie narodowych interesów”, są wykorzystywane niemal bez zmian redakcyjnych, co pozwala Kremlowi przedstawiać je jako autentyczne opinie Polaków. W ten sposób rosyjskie media tworzą zamknięty obieg wzajemnego cytowania, w którym polskie treści antyzachodnie i antyukraińskie stanowią dla Kremla „dowód” na rzekome rozbicie wewnętrzne Polski oraz jej niechęć do sojuszu z Ukrainą.
Afiliacje organizacyjne i casus „Nocnych Wilków”
Innym wymiarem afiliacji medialnych i organizacyjnych jest obecność działaczy prorosyjskich na wydarzeniach organizowanych lub finansowanych pośrednio przez rosyjskie podmioty. Artykuł śledczy Frontstory.pl ujawnił dokumenty funduszu PravFond (Fundusz Wsparcia i Ochrony Praw Rodaków Mieszkających za Granicą), wskazujące na transfery finansowe z Moskwy do Polski w celu wspierania inicjatyw i organizacji propagujących „współpracę polsko-rosyjską” oraz utrwalających rosyjską narrację historyczną. Takie struktury, jak Braterstwo Polsko-Rosyjskie czy wcześniej Stowarzyszenie Przyjaźni Polsko-Rosyjskiej, pełniły rolę zaplecza organizacyjnego i kanałów kontaktowych, przez które rosyjskie przekazy trafiały do lokalnych środowisk.
Szczególnie wyrazistym przykładem tego mechanizmu była działalność klubu motocyklowego Nocne Wilki, organizacji otwarcie prorosyjskiej, finansowanej bezpośrednio z budżetu Federacji Rosyjskiej. Według danych ujawnionych przez Fundację Walki z Korupcją Aleksieja Nawalnego, klub i powiązane z nim podmioty od 2013 roku otrzymały łącznie 56 milionów rubli w grantach prezydenckich, przyznanych przez administrację Władimira Putina. Klub pełni funkcję parapaństwowego instrumentu propagandy historycznej, łącząc symbolikę II wojny światowej z narracją o „braterstwie broni” i „wyzwalaniu Europy spod faszyzmu”.W Polsce działalność Nocnych Wilków miała charakter demonstracyjny i symboliczny. W 2015 roku polskie władze odmówiły grupie wjazdu na terytorium RP w ramach rajdu z Moskwy do Berlina, jednak decyzja ta stała się narzędziem rosyjskiej kampanii propagandowej. Ambasador Rosji w Warszawie, Siergiej Andriejew, nazwał ją „dmuchaniem w wojenne trąby”, a rosyjskie media państwowe przedstawiały Polskę jako kraj „niezdolny do poszanowania pamięci o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej”. W Polsce, zgodnie z intencją Moskwy, decyzja o niewpuszczeniu Nocnych Wilków stała się przedmiotem sporu wewnętrznego, wykorzystywanego przez propagandę rosyjską do pogłębiania podziałów politycznych. Część polityków ówczesnej opozycji, m.in. Stefan Niesiołowski (PO) i Dariusz Joński (SLD), krytykowała stanowisko rządu, uznając je za „histerię” i „prowincjonalizm”, co natychmiast zostało podchwycone przez rosyjskie media jako dowód rzekomego „rozłamu” w Polsce w kwestii stosunku do Rosji. Na poziomie społecznym rosyjską inicjatywę wsparła grupa polskich motocyklistów związanych z Międzynarodowym Motocyklowym Rajdem Katyńskim, którzy złożyli wieniec pod Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie, „solidaryzując się z rosyjskimi kolegami”. W tym samym czasie w mediach pojawiły się wypowiedzi Dariusza Kaczmarczyka, lidera polskiego oddziału Nocnych Wilków, deklarującego współpracę z rosyjskim klubem i udział w przejazdach upamiętniających rocznicę „zwycięstwa nad faszyzmem”.
Z perspektywy minionej dekady działalność Nocnych Wilków i powiązanych z nimi środowisk doskonale ilustruje sposób, w jaki Rosja realizuje długofalowe operacje wpływu poprzez struktury pozornie społeczne i kulturalne. Schemat działania był konsekwentny i wieloetapowy: finansowanie klubu z budżetu państwowego, następnie uruchamianie go jako narzędzia propagandy historycznej, a w końcu przekształcenie w platformę mobilizacji politycznej i ideologicznej. Pod przykrywką działalności patriotycznej i pielęgnowania pamięci o „zwycięstwie nad faszyzmem” klub stał się aktywnym instrumentem rosyjskiej polityki pamięci, wchodząc w konflikty symboliczne w Europie, w tym w Polsce. W praktyce Nocne Wilki zrzeszały prorosyjskich aktywistów, wzmacniały podziały społeczne i polaryzowały debatę publiczną, przedstawiając się jako ruch pojednania, który w istocie dzielił. Wykorzystywano emocje, wrażliwość historyczną i autentyczne potrzeby upamiętniania, by wytworzyć sieć społecznego rezonansu wokół rosyjskiej wizji historii i „antyfaszyzmu”.
Z biegiem czasu ujawniło się rzeczywiste oblicze tej struktury. Klub utrzymywał bliskie relacje z Ramzanem Kadyrowem, który został liderem czeczeńskiego oddziału Nocnych Wilków, oraz z rosyjskim aparatem wojskowym, wykorzystującym jego członków w operacjach informacyjno-symbolicznych. Udział Nocnych Wilków w działaniach na rzecz aneksji Krymu w 2014 r. potwierdził, że mieli oni od początku charakter parapaństwowego narzędzia operacyjnego, łączącego elementy mobilizacji społecznej, agitacji politycznej i wpływu psychologicznego. Z dzisiejszej perspektywy widać wyraźnie, że przypadek Nocnych Wilków stanowi modelowy przykład zamkniętej operacji refleksyjnej, przeprowadzonej na przestrzeni lat: od pozornie niewinnej aktywności kulturowo-pamięciowej, przez etap ekspansji medialnej i sieciowania lokalnych sympatyków, po pełne ujawnienie ich roli w agresywnej polityce Kremla. Operacja ta pokazuje, jak skutecznie Rosja potrafi przekształcić instrumenty miękkiego oddziaływania w trwałe narzędzia destabilizacji społecznej i geopolitycznej.
Rekomendacje: Jak przeciwdziałać rosyjskiemu zarządzaniu refleksyjnemu w Polsce
Analiza wskazuje, że rosyjskie zarządzanie refleksyjne wobec Polski ma charakter długofalowy i systemowy, wykorzystując lokalne podziały, urazy historyczne oraz radykalne ideologie do kształtowania postaw i decyzji społecznych zgodnych z interesem Kremla. Operacje te, oparte na manipulowaniu emocjami i tożsamością zbiorową, stanowią realne zagrożenie dla bezpieczeństwa informacyjnego i spójności społecznej kraju. W celu ograniczenia skuteczności tego oddziaływania niezbędne jest wzmocnienie odporności poznawczej i instytucjonalnej społeczeństwa. Kluczowym działaniem pozostaje edukacja medialna i historyczna objaśniająca, czym jest dezinformacja i jak rozpoznawać jej mechanizmy. Świadomy odbiorca, rozumiejący metody manipulacji narracyjnej, jest mniej podatny na propagandę i prowokacje emocjonalne.
Drugim filarem powinna być aktywna polityka historyczna i dialog polsko-ukraiński, który odbiera rosyjskiej propagandzie monopol na interpretację przeszłości. Uczciwe wspólne upamiętnianie ofiar Wołynia oraz nagłaśnianie gestów pojednania utrudniają wykorzystywanie historii jako narzędzia antagonizacji społeczeństw. Niezbędny jest także ciągły monitoring i demaskowanie prorosyjskich sieci wpływu. Instytucje analityczne i media powinny ujawniać powiązania między lokalnymi liderami opinii a strukturami powielającymi przekaz Kremla. Publiczne pokazywanie tych zależności odbiera im wiarygodność i ogranicza skuteczność przekazu. Równolegle państwo i samorządy powinny wspierać niezależne media i projekty fact-checkingowe, które weryfikują fałszywe informacje i prostują propagandowe narracje. Wymaga to zarówno stabilnego finansowania, jak i szerszej promocji ich wyników w przestrzeni publicznej.
W obszarze bezpieczeństwa prawnego konieczna jest reakcja na przypadki dezinformacji przekraczającej granice wolności słowa, zwłaszcza gdy prowadzi do nienawiści, nawoływania do przemocy lub świadomego wspierania wrogich operacji. Ostatecznie jednak najskuteczniejszym narzędziem obrony przed rosyjskim wpływem jest budowanie pozytywnej, inkluzywnej narracji społecznej. Wzmacnianie więzi między Polakami i Ukraińcami, pokazywanie przykładów współpracy i solidarności, a także wspólne inicjatywy informacyjne stanowią naturalną przeciwwagę dla przekazów podsycających wrogość.
Zarządzanie refleksyjne Rosji osiąga największą skuteczność w warunkach społecznej atomizacji, braku zaufania i dominacji emocji nad racjonalnym myśleniem. Dlatego przeciwdziałanie tym mechanizmom wymaga konsekwentnego wzmacniania kompetencji poznawczych i kultury debaty publicznej, opartej na faktach, a nie na emocjonalnych uproszczeniach. Państwo świadome zagrożeń informacyjnych i posiadające społeczeństwo zdolne do krytycznej oceny przekazów propagandowych może skutecznie neutralizować wrogie operacje, nie poprzez cenzurę czy represje, lecz poprzez wiedzę, transparentność i spójność wspólnotowych celów. W takim modelu Polska utrzymuje zarówno jedność wewnętrzną, jak i solidarność z Ukrainą, czyli dwa kluczowe filary własnego bezpieczeństwa narodowego w obliczu długotrwałej wojny informacyjnej.

Wprowadzenie: Zarządzanie refleksyjne jako narzędzie wojny informacyjnej

Zarządzanie refleksyjne (ros. refleksywne upravlenie) to koncepcja opracowana w latach 60. XX wieku przez rosyjskiego psychologa i matematyka Władimira Lefebvre’a. W istocie polega ona na takim manipulowaniu percepcją, emocjami i świadomością przeciwnika, aby skłonić go do podjęcia działań pożądanych przez stronę inicjującą, czyli do podjęcia decyzji zgodnych z interesem Rosji, lecz wyglądających na autonomiczne wybory ofiary. Lefebvre definiował zarządzanie refleksyjne jako oddziaływanie informacyjne na obiekty posiadające świadomość i wolę, w tym zarówno na jednostki, jak i całe grupy społeczne (rodziny, narody, cywilizacje). Innymi słowy, celem jest stworzenie w umyśle przeciwnika określonego obrazu sytuacji i tym samym wywołanie u niego pożądanych reakcji. W rosyjskiej doktrynie zarządzanie refleksyjne stanowi kluczowy element teorii i praktyki walki informacyjno-psychologicznej. Współczesne operacje informacyjne Kremla, od działań dezinformacyjnych po operacje wpływu w infosferze i trukturach społecznych, realizowane są zgodnie z tym paradygmatem. Jak zauważa dr Michał Wojnowski, we współczesnej Rosji zarządzanie refleksyjne stanowi model prowadzenia operacji informacyjno-psychologicznych, który łączy dorobek badań nad ludzką percepcją z praktyką sterowania decyzjami przeciwnika. W praktyce polega to na wybiórczym prezentowaniu informacji, tworzeniu iluzji i wprowadzaniu odbiorcy w błąd w taki sposób, by jego własne decyzje stawały się korzystne dla Moskwy. Nie jest to zjawisko nowe, bo odwołuje się do tradycji stosowania podstępu i dezinformacji w walce, znanych już w starożytności. Jednak w XXI wieku Rosja nadała mu systemowy i interdyscyplinarny charakter, łącząc psychologię, teorię gier, cybernetykę, socjologię, propagandę, techniki zarządzania społeczeństwem i działania operacyjne w środowiskach docelowych. Zarządzanie refleksyjne obejmuje dziś zarówno obszar percepcji i emocji jednostek, jak i instrumentalizację całych grup społecznych, w tym partii politycznych, organizacji obywatelskich czy ruchów ideowych, które stają się narzędziami realizacji rosyjskich celów.

Współczesna Federacja Rosyjska traktuje zarządzanie refleksyjne jako centralny mechanizm prowadzenia długofalowych operacji wpływu wobec państw wspierających Ukrainę. Polska, będąca jednym z głównych ośrodków pomocy dla Kijowa i równocześnie ważnym partnerem Zachodu w regionie, stała się jednym z priorytetowych celów rosyjskich działań informacyjno-psychologicznych. Ich istotą nie jest jedynie kształtowanie opinii o charakterze politycznym, ale oddziaływanie na strukturę emocji i postaw społecznych, tak aby zainicjować procesy dezintegracyjne wewnątrz społeczeństwa. Strategicznym celem Kremla jest rozbijanie jedności wewnętrznej państwa poprzez podsycanie nieufności i wrogości zarówno między grupami politycznymi i światopoglądowymi, jak i między samymi Polakami a licznie obecnymi w kraju obywatelami Ukrainy. Operacje te mają prowadzić do erozji solidarności społecznej, która od początku wojny była jednym z najsilniejszych fundamentów polskiej odporności. Antagonizowanie Polaków i Ukraińców ma więc znaczenie nie tylko propagandowe, ale i psychologiczne, ma zaszczepić przekonanie, że wspólne działania, pomoc i zaufanie wobec siebie są naiwnością lub zdradą interesu narodowego. Przy czym długofalowe kampanie dezinformacyjne, wykorzystujące lokalnych aktorów (organizacje, polityków, liderów opinii oraz środowiska radykalne) mają doprowadzić do sytuacji, w której to sami Polacy, w oparciu o zniekształcony obraz rzeczywistości, podejmują decyzje zgodne z interesem Moskwy. W efekcie zarządzanie refleksyjne staje się nie tylko metodą wpływania na państwo, ale narzędziem przebudowy myślenia i zachowań całych grup społecznych.

W świetle tej definicji należy rozpatrywać polski przypadek jako przykład operacji wielowarstwowej. Rosyjskie działania wobec Polski mają charakter kompleksowy: psychologiczne instrumentarium zarządzania refleksyjnego jest tu realizowane równolegle z instrumentami politycznymi, medialnymi i społecznymi, co umożliwia prowadzenie kampanii w przestrzeni informacyjnej, instytucjonalnej i lokalnej jednocześnie. Taka struktura operacji zwiększa ich długotrwałość i utrudnia identyfikację źródła oraz intencji przekazu, a zatem wymaga analizy obejmującej zarówno mechanizmy narracyjne, jak i sieci aktorów je realizujących. W kolejnej części raportu przechodzimy więc od ram teoretycznych do opisu praktycznego. Zbadamy, jak marginalne środowiska tzw. kresowe i skrajnej prawicy zostały włączone w tę architekturę wpływu oraz w jaki sposób powielane są narracje o „ukrainizacji” Polski, które służą realizacji rosyjskich celów.

Systemowy i długofalowy charakter rosyjskich operacji wpływu

Rosyjskie operacje informacyjne wymierzone w Polskę mają charakter systemowy i długofalowy. Oznacza to, że nie są to incydentalne akcje, ale skoordynowana kampania prowadzona stale na wielu płaszczyznach. Federacja Rosyjska prowadzi działania dezinformacyjne w sposób długoterminowy, koncentrując się na uwypuklaniu wrażliwych tematów i stopniowym rozbudowywaniu ich w kampanie informacyjne podważające zaufanie do instytucji państwa. W przypadku Polski takimi wrażliwymi tematami są przede wszystkim kwestie historyczne i etniczne związane z relacjami polsko-ukraińskimi, jak tragiczna pamięć rzezi wołyńskiej, obecność milionów uchodźców z Ukrainy, czy też obawy o zaangażowanie Polski w wojnę. Kreml testuje początkowo pojedyncze komunikaty uderzające w poczucie bezpieczeństwa Polaków, a następnie, jeśli rezonują, eskaluje je do poziomu szeroko zakrojonych narracji dezinformacyjnych. Charakterystyczną cechą tej operacji jest jej wielowarstwowość. Przekazy dezinformacyjne pojawiają się równolegle na różnych poziomach: w oficjalnej propagandzie płynącej z Moskwy (adresowanej zarówno do społeczeństwa rosyjskiego, jak i zagranicy), w narracjach białoruskich sprzymierzeńców Kremla, a także, i to jest najistotniejsze, w polskiej przestrzeni informacyjnej, za pośrednictwem lokalnych aktorów. Przykładem spójności przekazu jest narracja o rzekomych polskich planach aneksji zachodniej Ukrainy (Lwowa i Wołynia). Już w 2014 roku rosyjska propaganda próbowała przekonać świat, że Polska chce wykorzystać kryzys ukraiński do realizacji własnych imperialnych ambicji. Fałszywe tezy sugerowały, iż Warszawa gotowa jest zająć Lwów, a Unia Europejska „potajemnie planuje rozbiór Ukrainy”. Te absurdalne twierdzenia wpisywały się w szerszy zabieg przedstawiania Polski jako agresora, a nie sojusznika udzielającego pomocy sąsiadowi.

Od tamtej pory narracja ta jest stale podtrzymywana i modyfikowana. W latach 2022 i 2023 rosyjskie służby i politycy publicznie powielali wątek „polskiej aneksji”. Szef rosyjskiego wywiadu Siergiej Naryszkin sugerował, jakoby Polska „czekała na odpowiedni moment” do przejęcia zachodnich ziem Ukrainy, nazywając nasz kraj „hieną Europy”. Również białoruski przywódca Alaksandr Łukaszenka oskarżał Warszawę o podobne zamiary, przygotowując grunt propagandowy pod ewentualne prowokacje ze strony Mińska. Tego rodzaju zbieżność przekazów, powtarzanych przez rosyjskie i białoruskie kanały, a następnie podchwytywanych przez skrajne i niszowe środowiska w Polsce, dowodzi istnienia scentralizowanej strategii informacyjnej. Jest nią właśnie zarządzanie refleksyjne: łańcuch działań od szczebla centralnego (rosyjskie ośrodki propagandy) poprzez regionalnych sojuszników, po lokalnych „nosicieli narracji” w Polsce, których aktywność sprawia wrażenie oddolnej debaty. Fundamentalnym celem tych operacji jest dekompozycja polskiego życia publicznego przez osłabienie społecznej spójności i zaufania do władz w kluczowym momencie wojny za naszą wschodnią granicą. Stanisław Żaryn, pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa informacyjnego, ostrzegał już w pierwszych tygodniach inwazji, że „musimy być gotowi na to, iż Rosja użyje dezinformacji, by podważyć wizerunek RP i podzielić społeczeństwo”. Te słowa znajdują potwierdzenie w intensywności antyukraińskich przekazów w polskiej infosferze od 2022 roku. Operacja ma charakter systemowy i trwały, angażuje rozległą sieć powiązanych podmiotów i wykorzystuje starannie dobrane narracje (głównie antyukraińskie) jako narzędzia dezintegracji społecznej i geopolitycznej. Poniżej przeanalizujemy poszczególne elementy tej operacji: od aktywizacji skrajnych środowisk prorosyjskich, poprzez infiltrację dyskursu politycznego skrajnej prawicy, po konkretne przykłady dezinformacji i mechanizmy wpływu opisane w teorii Lefebvre’a.

Od środowisk kresowych do podmiotów wpływu: radykalizacja przekazu historycznego

Jednym z punktów wyjścia rosyjskiej operacji wpływu w Polsce było zagospodarowanie marginalnych dotąd środowisk kresowych, czyli organizacji i aktywistów skupionych na bardzo wybiórczej pamięci o polskich Kresach Wschodnich (głównie w rozumieniu Kresów jako terenów dzisiejszej Ukrainy, czasem z pamięcią o Litwie, niemal nigdy o Białorusi) i zbrodniach nacjonalistów ukraińskich z okresu II wojny (głównie rzezi wołyńskiej). Środowiska te, tradycyjnie boleśnie odczuwające historyczne krzywdy (hasło „Wołyń pamiętamy” samo w sobie odwołuje się do traumy ludobójstwa Polaków dokonanego przez OUN-UPA), okazały się podatnym gruntem dla rosyjskiej strategii „dziel i rządź”. Kremlowska propaganda umiejętnie przekształciła dyskurs pamięci w narzędzie bieżącej polityki. Aktywiści, którzy niegdyś działali na uboczu debaty publicznej, zostali włączeni w szerszą grę jako „oddolne” (pozornie spontaniczne) źródła narracji zbieżnych z interesami Rosji.

Sztandarowym przykładem jest tu Fundacja „Wołyń Pamiętamy” i jej liderka Katarzyna Sokołowska. Sokołowska to nacjonalistyczna aktywistka z Opola, wywodząca się właśnie ze środowisk kresowych i skrajnie prawicowych )szerzej pisaliśmy o niej w analizie: https://disinfodigest.pl/2025/05/05/historia-jako-bron-przypadek-katarzyny-sokolowskiej-w-architekturze-rosyjskiej-dezinformacji/ oraz https://disinfodigest.pl/2022/07/29/29-07-2022-katarzyna-sokolowska-aktywistka-i-prezes-fundacji-wolyn-pamietamy-publikuje-i-promuje-na-swoich-mediach-spolecznosciowych-tresci-zbiezne-z-liniami-propagandowymi-federacji-ros/ ). Po raz pierwszy dała się poznać w maju 2017 r. podczas „miesięcznicy wołyńskiej” pod Ambasadą Ukrainy. Już wtedy jej retoryka była skrajnie konfrontacyjna: zapowiedziała publicznie, że „przyjdzie taki dzień, że władza w naszej ojczyźnie będzie w naszych rękach i wtedy Ukraińcy przekonają się, jaki jest prawdziwy głos Polaków!”. Jej przekaz w przestrzeni publicznej od początku charakteryzował groźny ton, odwołujący się do krzywd historycznych i zapowiadający odwet. W 2018 r. Sokołowska założyła Fundację „Wołyń Pamiętamy”, której deklarowanym celem statutowym było „szerzenie prawdy” o ludobójstwie na Kresach i oddawanie hołdu sprawiedliwym Ukraińcom ratującym Polaków. W praktyce jednak działalność fundacji przybrała formę agresywnej kampanii antyukraińskiej: produkcji naklejek, plakatów i banerów z hasłem „Wołyń Pamiętamy” oraz intensywnego prowadzenia profili w mediach społecznościowych o jednoznacznie antyukraińskim charakterze. Mobilne billboardy fundacji jeździły po polskich miastach, przypominając o zbrodniach UPA zawsze w taki sposób, by wzbudzać nieufność i wrogość wobec współczesnych Ukraińców. W krótkim czasie Sokołowska wyrosła na jedną z najbardziej aktywnych propagatorek treści antyukraińskich w polskim internecie a jej profile zaczęły docierać do setek tysięcy osób.

Narracja budowana przez to środowisko przeszła znamienną ewolucję: od postulatów pamięci historycznej ku bieżącej agitacji antyuchodźczej i antyukraińskiej. Sokołowska i jej podobni aktywiści nie poprzestają na domaganiu się upamiętnienia ofiar Wołynia, lecz idą dalej, przedstawiając współczesną Ukrainę w jak najgorszym świetle, przez pryzmat zbrodni UPA i ideologii Stepana Bandery. W ich przekazie dzisiejsza Ukraina to państwo czczące ludobójców, a ukraińska tożsamość narodowa jest rzekomo zbudowana na kulcie UPA i Bandery. „Ukraina nigdy dobrowolnie nie odwróci się od ludobójców, którzy stanowią fundament tego państwa” – twierdziła Sokołowska podczas jednego z marszów. Polacy zaś, w jej wizji, występują wyłącznie jako ofiary ukraińskiego nacjonalizmu, zarówno w przeszłości, jak i dziś. Każda próba pojednania czy okazywania solidarności z Ukrainą jest przedstawiana jako zdrada pamięci i polskiej krzywdy. Gdy w 80. rocznicę zbrodni wołyńskiej prezydenci Polski i Ukrainy wezwali do pojednania, Sokołowska grzmiała, że „nie wybaczamy!”. W jej oczach Polska zawsze daje, a Ukraińcy nigdy nie okazują wdzięczności, przeciwnie, są wręcz „aroganccy, bezczelni, roszczeniowi” wobec naszej pomocy. Co więcej, kresowi aktywiści usprawiedliwiają nawet powojenne represje wobec Ukraińców. Sokołowska publicznie pochwala np. akcję „Wisła (przesiedlenia ludności ukraińskiej w 1947 r.), twierdząc, że była to operacja „sprawiedliwa i potrzebna”, która zakończyła ukraińskie ludobójstwo na polskim narodzie. Tego typu wypowiedzi pokazują pełną radykalizację retoryki kresowej: od żądania historycznej sprawiedliwości do usprawiedliwiania przemocy i czystek etnicznych.

Kluczowe jest, że przekaz Sokołowskiej i podobnych działaczy został po 24 lutego 2022 r. sprzęgnięty z celami rosyjskiej wojny informacyjnej. Od pierwszych dni inwazji na Ukrainę środowisko to zaczęło aktywnie zniechęcać Polaków do wspierania walczącej Ukrainy i pomagania uchodźcom. W mediach społecznościowych Sokołowska lansowała hasztagi #NieWspieramUkrainy czy #ToNieNaszaWojna, sugerując, że pomoc Ukrainie to naiwność lub zdrada polskiego interesu. Nawet uciekających przed wojną cywilów, głównie kobiety i dzieci, przedstawiano podejrzliwie jako potencjalne zagrożenie lub „piątą kolumnę”. Wszystko to wpisuje się w rosyjski schemat narracyjny mający zasiać strach i niechęć: skoro Ukraińcy to naród zbrodniarzy niewdzięcznych Polsce, to nie należy im pomagać, a wręcz trzeba się ich obawiać. Warto przy tym zauważyć, że aktywność tzw. środowisk kresowych nie jest odosobniona, lecz powiązana z innymi prorosyjskimi sieciami wpływu w Polsce. Katarzyna Sokołowska zacieśniała współpracę ze skrajną prawicą. Od 2019 r. jej fundacja współdziała z Jackiem Międlarem (byłym księdzem i redaktorem nacjonalistycznego portalu wPrawo.pl), uczestniczyła w organizowanych przezeń manifestacjach (np. Marsz Patriotów 2021 we Wrocławiu pod hasłem „Polska antybanderowska”). Sama Sokołowska kreuje się na „niezależną strażniczkę pamięci historycznej”, utrzymując, że jest atakowana przez „system” za głoszenie prawdy, co dodaje jej wiarygodności w oczach części odbiorców o antyestablishmentowych sympatiach. Środowisko to tworzy dziś infrastrukturę propagandową: w 2025 r. Sokołowska zarejestrowała nowe stowarzyszenie „Zawsze Wierny – Tobie Polsko”, by pod dwiema markami prowadzić podobną działalność (organizować marsze pamięci, spotkania, publikować własne materiały). Co istotne, niezależne śledztwa dziennikarskie łączą te niby-oddolne inicjatywy z kręgami jawnie prorosyjskimi. Według ustaleń Frontstory.pl fundacja „Wołyń Pamiętamy” jest powiązana personalnie ze środowiskiem prorosyjskiego Braterstwa Polsko-Rosyjskiego, organizacji prowadzonej m.in. przez byłych wojskowych i gangsterów zaangażowanych we wspieranie rosyjskiej propagandy w Polsce. Innymi słowy, działacze kresowi stali się narzędziami wpływu w większej rozgrywce, często nie kryjąc swoich kontaktów z postaciami jawnie prorosyjskimi. Ta instrumentalizacja historycznej traumy służy rosyjskiemu zarządzaniu refleksyjnemu: pielęgnując realny żal i ból (po ofiarach Wołynia) i przekierowując go w stronę bieżącej nienawiści do Ukrainy, Kreml osiąga efekt w postaci rosnących podziałów polsko-ukraińskich.

Skrajna prawica i narracja „ukrainizacji Polski”

Drugim filarem rosyjskiej operacji wpływu jest zaangażowanie środowisk skrajnej prawicy w Polsce i jej radykalnych liderów, do upowszechniania narracji o rzekomej „ukrainizacji Polski”. Chodzi o tezę, że masowy napływ Ukraińców oraz polityka władz wobec nich prowadzą do wynarodowienia Polaków, demontażu państwowości i podporządkowania Polski obcym interesom. Jest to klasyczny przekaz propagandy Kremla, rezonujący szczególnie silnie w kręgach nacjonalistycznych. Rosyjska propaganda od miesięcy straszy „ukrainizacją” krajów Europy Środkowej, a w Polsce jej najgłośniejszym tubą stał się lider Konfederacji Korony Polskiej, Grzegorz Braun i sprzymierzeni z nim influencerzy skrajnej prawicy. Kulminacją tych działań było powołanie przez Brauna latem 2022 r. parlamentarnego zespołu „Stop ukrainizacji Polski”. 14 lipca 2022 r. Braun zorganizował w Sejmie posiedzenie, na które zaprosił rzekomych ekspertów od „ukrainizacji”, w rzeczywistości czołowych prorosyjskich i antyukraińskich aktywistów. Pojawili się m.in.: Halszka Bielecka (działaczka konserwatywnej fundacji Akademia Patriotów i Ordo Iuris), prof. Bogusław Paź (znany z prorosyjskich wypowiedzi akademik z Wrocławia) oraz Marcin Skalski (były publicysta portalu Kresy.pl, otwarcie prorosyjski propagandysta). Mało brakowało, by na salę obrad wszedł też Mateusz Piskorski, były lider prorosyjskiej partii Zmiana, oskarżony o szpiegostwo na rzecz Rosji i Chin. Jego akurat przed udziałem w posiedzeniu powstrzymała Straż Marszałkowska. To bezprecedensowy przypadek, by na zaproszenie polskiego parlamentarzysty w gmachu Sejmu pojawili się ludzie z tak jawnie prorosyjskiej orbity. Świadczy to o przenikaniu rosyjskiej infosfery do mainstreamu politycznego.

Treści prezentowane na tym spotkaniu stanowiły mieszaninę dezinformacji i mowy nienawiści wymierzonej w Ukraińców. Halszka Bielecka przekonywała np., że „zagrożeniem dla polskich dzieci są ukraińskie nastolatki, z których co czwarta planuje zostać prostytutką”. Nie trzeba nikogo przekonywać, że to kompletnie absurdalne i obraźliwe twierdzenie, pozbawione podstaw faktycznych. Z kolei prof. Paź, znany z wulgarnego języka, wystąpił w roli autorytetu naukowego, choć jeszcze w 2015 r. zasłynął skandalicznym komentarzem w internecie: „Banderowskie ścierwa dostają łomot aż miło! I jak tu nie kochać Ruskich?”, za co został czasowo zawieszony przez swój uniwersytet. Takie osoby legitymizowane przez posła Brauna w Sejmie nadawały radykalnym tezom pozory powagi i „eksperckiego” wymiaru. Sam Braun i jego współpracownicy również intensywnie szerzą narrację o „ukrainizacji”. Wydali nawet kilkudziesięciostronicową broszurę programową pt. „Stop Ukrainizacji Polski”, w której antyukraińskie hasła przekuto na konkretne propozycje polityczne. Domagano się m.in. odwrócenia proimigracyjnych regulacji, w tym uchylenia przepisów umożliwiających Ukraińcom ubieganie się o pobyt czasowy do 3 lat w imię powstrzymania „zmiany struktury etnicznej naszego kraju”. Postulaty te opierały się na przekazie, jakoby rząd PiS celowo „sprowadzał miliony Ukraińców”, by osłabić naród polski i zaspokoić interesy „ukraińskiego lobby”. Tego rodzaju narracja (teoria spiskowa o celowej „wymianie ludności”) jest kopią rosyjskich i skrajnie prawicowych tez krążących także w innych krajach (np. na Węgrzech czy w Rumunii straszono analogiczną „ukrainizacją” społeczeństwa).

Partyjne ugrupowanie Brauna działało w ramach szerszej koalicji (o różnych nazwach – Konfederacja KORWiN Braun Liroy Narodowcy, Konfederacja Wolność i Niepodległość, czy KWW Konfederacja i Bezpartyjni Samorządowcy). Jego działacze, tacy jak poseł Włodzimierz Skalik (prawa ręka Brauna) czy Konrad Berkowicz (poseł z ramienia innej partii Konfederacji, ale bliski ideowo), aktywnie powielają antyukraińskie przekazy w mediach społecznościowych i wystąpieniach publicznych. Skalik zasłynął szeregiem wpisów w mediach społecznościowych atakujących pomoc dla Ukrainy. Gdy prezydent RP podpisał ustawę o dodatkowym wsparciu finansowym dla ukraińskich uchodźców, Skalik ogłosił to „aktem poddaństwa wobec obcych interesów”. Zarzucił polskim władzom, że zamieniają państwo polskie w „bankomat” dla przybyszów, podczas gdy Polacy „płacą coraz wyższe podatki i zmagają się z kryzysem”. Innym razem oburzał się, że remont Pałacu Prezydenckiego powierzono firmie ukraińskiej, co stanowi symbol „upokorzenia”, gdyż w sercu Warszawy zabrakło miejsca dla polskich robotników. Tego typu przekazy mają wykreować obraz władz bardziej dbających o Ukraińców niż o własnych obywateli, co ma wzbudzić społeczne rozgoryczenie i bunt.

Kolejnym przykładem antyukraińskich narracji wśród polityków szeroko rozumianego ruchu „Konfederacji” jest post posła Konrada Berkowicza (Nowa Nadzieja) przeciw ustawie pomocowej dla Ukrainy. W swoim wpisie parlamentarzysta określa Ukrainę jako „nieprzyjazne nam państwo” i apeluje o wstrzymanie pomocy finansowej, uzasadniając to rzekomym nadmiernym zadłużeniem Polski. Tego rodzaju komunikaty, publikowane przez osoby pełniące funkcje publiczne, legitymizują antyukraińskie narracje, przenosząc je z przestrzeni skrajnych środowisk do głównego nurtu debaty publicznej. Wpis Berkowicza wpisuje się w szerszy wzorzec rosyjskiej propagandy, która od początku wojny stara się budować obraz Polski jako kraju wyczerpanego kosztami wsparcia Ukrainy i rzekomo wykorzystywanego przez Kijów. Takie wypowiedzi pełnią funkcję wzmacniania znużenia empatycznego i ekonomicznego, przesuwając akcent z bezpieczeństwa i solidarności na narrację o „obciążeniu” i „krzywdzie własnego społeczeństwa”. W konsekwencji służą one nie tylko osłabieniu poparcia dla Ukrainy, ale również podważaniu sensu strategicznego partnerstwa polsko-ukraińskiego, co stanowi jeden z trwałych celów rosyjskich operacji refleksyjnych w Polsce .

Współpraca i kontakty liderów Konfederacji z osobami jawnie prorosyjskimi dodatkowo potwierdzają przenikanie prorosyjskiej infosfery do polityki głównego nurtu. Wspomniane posiedzenie Brauna z udziałem Bieleckiej i Pazia jest tego jaskrawym przykładem. Ale nie jedynym. Działacze Konfederacji pojawiają się na tych samych wydarzeniach co prorosyjscy aktywiści, udzielają wywiadów tym samym mediom i powołują na te same źródła co kremlowska propaganda. Można tu wymienić np. Grzegorza Brauna pozującego do zdjęć z Mateuszem Piskorskim, czy też jego słynną wypowiedź z maja 2022, kiedy podczas sejmowej debaty wykrzyczał do jednego z ministrów: „a może byście tak przestali podpalać ten Kijów?!”, sugerując absurdalnie, że to polski rząd jest stroną wojny. Wiele z tez Konfederacji jest później nagłaśnianych przez rosyjskie media propagandowe. Frontstory.pl odnotowało, że zaledwie kilka dni po ogłoszeniu programu „Stop ukrainizacji” przez Brauna, temat podchwycił rosyjski portal News Front (znany kremlowski instrument propagandy) oraz prorosyjskie konta w mediach społecznościowych. Post o broszurze Brauna udostępniło np. konto „Głos Mordoru”, którego autor występuje jako „ekspert” w programach News Front. Co ważne, ten przepływ informacji działa w obie strony. Narracje wymyślone na Kremlu powtarzają polscy radykałowie, a treści wygenerowane przez polskich radykałów wzmacnia i retransmituje rosyjska propaganda.

Narracja o „ukrainizacji Polski” spełnia dla Kremla kilka funkcji jednocześnie. Po pierwsze, ma ona legitymizować rosyjską agresję. Skoro w krajach sąsiadujących z Ukrainą pojawia się opór społeczny wobec uchodźców i pomocy (wywołany zresztą tą narracją), propaganda może pokazywać to jako „naturalną reakcję” i dowód, że „nawet Polacy mają dość Ukrainy”. Po drugie, taka narracja osłabia jednoznaczność moralną konfliktu, zamieniając prosty obraz agresor-ofiara (Rosja – Ukraina) na bardziej złożony, gdzie pojawiają się wątki polskich rzekomych interesów terytorialnych czy konfliktów polsko-ukraińskich. W efekcie część odbiorców może błędnie uznać, że „wszyscy są siebie warci”, co obniża gotowość do wspierania Ukrainy. Po trzecie wreszcie, wewnątrz Polski narracja ta podsyca napięcia społeczne między zwolennikami a przeciwnikami pomocy Ukrainie, między Polakami a ukraińskimi uchodźcami, a nawet między różnymi frakcjami politycznymi (oskarżenia o zdradę interesu narodowego itd.). Dla Moskwy każdy z tych efektów jest korzystny.

Liderzy opinii i „pożyteczni idioci” w mechanizmach zarządzania refleksyjnego

Teoria Władimira Lefebvre’a podkreśla, że skuteczność zarządzania refleksyjnego zależy od znajomości modelu podejmowania decyzji przez przeciwnika i umiejętnego wpływania na ten proces. Jednym ze sposobów wpływania jest wykorzystanie liderów opinii publicznej po stronie przeciwnika, którzy stanowią nośniki pożądanych narracji. W rosyjskiej strategii informacyjnej przewidziano istotną rolę dla takich osób, często określanych pogardliwie mianem „pożytecznych idiotów”. Termin ten (historycznie używany jeszcze w czasach sowieckich) oznacza ludzi, którzy niekoniecznie będąc agentami, z własnej woli i przekonań rozpowszechniają propagandowe treści sprzyjające obcemu mocarstwu. Federacja Rosyjska celowo angażuje zachodnich liderów opinii, polityków, a nawet naukowców jako pośredników swojego przekazu. W kontekście polskim do tej kategorii można zaliczyć działaczy organizacji szerzących dezinformację, niektórych polityków czy „ekspertów” udzielających wypowiedzi rosyjskim mediom. Dr Karolina Kuśmirek z UMCS wprost wskazuje, że w działaniach informacyjnych przeciw Polsce Rosja uzupełnia swój przekaz głosami pożytecznych idiotów z zagranicy. Przykładem, który podaje, jest choćby wypowiedź rosyjskiego historyka Olega Nazarowa, który publicznie straszył polskimi zamiarami aneksji Ukrainy, budując pozory „niezależnej” opinii eksperckiej. Innym przykładem są liczni zachodni komentatorzy obecni w rosyjskich mediach (często przedstawiani jako „byli politycy”, „analitycy”, itp.), którzy recytują tezy tożsame z linią Kremla, nadając im jednak większą wiarygodność dla zachodniego odbiorcy.

W Polsce funkcję takich „przekaźników refleksyjnych” pełnią m.in. wspomniani wyżej skrajni liderzy opinii o prorosyjskich inklinacjach. Rozsiewają oni narracje, które następnie wpływają na myślenie i emocje części polskiego społeczeństwa dokładnie tak, jak zakłada model reflexive control. Ich przekaz jest często kalką rosyjskich talking points, ale podany w „lokalnym sosie (np. odwołując się do patriotyzmu, troski o polskie dzieci, polską suwerenność). Taka indoktrynacja przez rodzimych pożytecznych idiotów jest znacznie skuteczniejsza niż toporna propaganda nadawana z Rosji, bowiem przeciętny odbiorca łatwiej zaufa „naszemu” działaczowi czy posłowi, który mówi: „jestem Polakiem, martwię się o nasz kraj, a Ukraińcy nam zagrażają”. Mechanizm refleksyjny polega tutaj na wzbudzeniu w polskim odbiorcy określonych emocji (np. gniewu, lęku, poczucia zdrady) i tym samym wpłynięciu na jego późniejsze zachowania (np. sprzeciw wobec pomocy Ukrainie, głosowanie na prorosyjskich polityków, agresję wobec uchodźców). Strona rosyjska, znając nastroje panujące w Polsce i podatność pewnych grup na nacjonalistyczną retorykę, steruje tymi nastrojami poprzez odpowiednio dobranych ludzi i komunikaty.

Co ważne, wielu z tych „ludzi Kremla” w Polsce cechuje niemal całkowita bezkrytyczność wobec Rosji. Niezależnie od okoliczności, ich przekaz wybiela lub usprawiedliwia działania Moskwy, natomiast obarcza winą za konflikty Polskę, Ukrainę, USA czy Zachód. Przykładowo: Grzegorz Braun od początku inwazji nie obwinił Rosji ani razu. Winił za to polski rząd, który rzekomo „sprowokował Moskwę rusofobiczną polityką”. Propagandyści tacy jak Konrad Rękas regularnie występują w rosyjskich mediach, powtarzając kremlowskie kłamstwa w języku polskim. Rękas, przedstawiany często jako „polski politolog”, udzielił wywiadu rosyjskiemu portalowi Strana, w którym przekonywał np., że Polacy rzekomo masowo domagają się od Ukrainy zwrotu mienia i odszkodowań za utracone nieruchomości (mówił o ponad 1500 pozwach w ukraińskich sądach). Wcześniej ten sam Rękas głosił tezy o „tajnych planach rozbioru Ukrainy” przez Polskę i kwestionował szczerość polskiej pomocy dla Kijowa, sugerując nasze egoistyczne motywy. Ministerialny pełnomocnik Żaryn jednoznacznie oceniał, że „działania Rękasa wpisują się w rosyjskie cele propagandowe dot. Polski i są obliczone na rozbudzanie wrogości między Polakami a Ukraińcami”. Innymi słowy, Rękas realnie spełnia rolę instrumentu rosyjskiej operacji refleksyjnej, szczując Polaków przeciw Ukraińcom i zaciemniając obraz wojny. Podobnych postaci jest więcej: Wojciech Olszański (pseudonim „Jabłonowski”) w swoich transmisjach internetowych wprost powiela rosyjskie teorie spiskowe, grożąc jednocześnie polskim elitom oskarżeniami o zdradę; Eugeniusz Sendecki prowadzi tzw. Telewizję Narodową, gdzie pojawiają się materiał sponsorowane przez kremlowską narrację (np. „przeprosiny dla ambasadora Rosji” po incydencie z oblaniem go farbą); Janusz Korwin-Mikke notorycznie usprawiedliwia działania Putina jako rzekomo racjonalne czy obronne. Wszyscy oni, niezależnie od swoich motywacji osobistych, pełnią funkcję katalizatorów rosyjskiego przekazu. Warto na chwilę zatrzymać się przy tym ostatnim, bo jego wypowiedzi regularnie wykorzystywane są przez rosyjskie media propagandowe jako „głos z Polski” potwierdzający linie narracyjne Kremla. W 2022 r. jego publiczne komentarze dotyczące wydarzeń w Buczy, sugerujące, że „Ukraińcy mogli sami zorganizować tę zbrodnię”, zostały natychmiast przechwycone przez rosyjskie media i rozpowszechnione w przestrzeni informacyjnej jako rzekome „świadectwo europejskiego polityka” podważające winę Rosji za zbrodnie wojenne.

Jak podkreślał Stanisław Żaryn, ówczesny pełnomocnik rządu RP ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej, wypowiedzi Korwin-Mikkego „zostały wykorzystane w rosyjskich przekazach propagandowych i stanowią wsparcie dla operacji dezinformacyjnych Federacji Rosyjskiej”. Tego rodzaju przypadki pokazują, że nawet jednostkowe wystąpienia polityków czy komentatorów o skrajnych poglądach mogą stać się elementem operacji refleksyjnych, w których Kreml używa autorytetu osób publicznych do wzmacniania przekazu o rzekomej hipokryzji Zachodu, „antyrosyjskiej histerii” czy „nieczystości intencji Ukrainy”.

Warto podkreślić, że mechanizm zarządzania refleksyjnego nie wymaga, by wszyscy ci ludzie byli świadomymi agentami Moskwy. Część z nich działa z własnych ideowych pobudek (antyukraińskich, antyzachodnich, antyestablishmentowych), część kieruje się zwykłą żądzą rozgłosu, jeszcze inni być może rzeczywiście współpracują z rosyjskimi służbami, jednak z punktu widzenia efektu nie ma to dużego znaczenia. Liczy się skutek: ich aktywność wpływa na opinię publiczną zgodnie z oczekiwaniami Kremla. Taki „pożyteczny idiota” to idealne narzędzie refleksyjnego oddziaływania, bo jest wiarygodny dla swojej grupy odbiorców (czasem bardziej niż oficjalne komunikaty rządowe), a jednocześnie powiela tezy ułożone w interesie obcego mocarstwa. Kreml zyskuje dzięki nim dodatkowe korzyści informacyjne praktycznie za darmo, wystarczy podsycać ich ego i dostarczać im pożywki propagandowej, a oni resztę zrobią sami.

W ten sposób rosyjska machina propagandowa modeluje polską przestrzeń informacyjną niejako rękami samych Polaków. Zgodnie z istotą zarządzania refleksyjnego, przeciwnik sam czyni to, czego oczekuje od niego strona inicjująca konflikt. Jak trafnie podsumowuje to dziennikarskie śledztwo Frontstory, wielu czołowych uczestników antyukraińskich wystąpień w Polsce to „stała grupa o długim śladzie zasług dla rosyjskiej propagandy”. Widać to w ich życiorysach (np. Mateusz Piskorski od lat 2000. jeździł jako „obserwator” na pseudoreferenda organizowane przez Rosjan, Paź i Sendecki współpracowali z mediami w rodzaju Sputnik czy Myśl Polska, itp.). Ci ludzie, w oczach Moskwy, stanowią bezcenny zasób.

Przykłady dezinformacji zgodnych z interesami Kremla

Konkretnym efektem działań refleksyjnych w Polsce jest wypuszczenie w przestrzeń publiczną licznych narracji dezinformacyjnych, które służą celom Rosji. Poniżej zebrano najważniejsze z tych antyukraińskich przekazów, wraz z przykładami ich rozpowszechniania:

Rzekome polskie plany terytorialne wobec Ukrainy (aneksja Lwowa): To jedna z centralnych narracji Kremla, mająca skłócić Polaków i Ukraińców oraz zdyskredytować Polskę jako sojusznika. Była ona podnoszona zarówno przez oficjalne czynniki rosyjskie (np. szef SWR Naryszkin, prezydent Putin, propaganda białoruska), jak i polskich „pożytecznych idiotów”. Prorosyjski aktywista Konrad Rękas już w marcu 2022 przekonywał na łamach rosyjskiego portalu, że „Polska tylko czeka, by anektować zachodnią Ukrainę”, twierdząc że nasi żołnierze są po cichu wysyłani na Ukrainę i że Warszawa dąży do konfliktu z Rosją. Kilka miesięcy później, we wrześniu 2022, Rękas powtórzył te tezy, mówiąc wprost o „planach zajęcia przez Polskę zachodnich ziem Ukrainy i rozbioru tego kraju”. Te fake newsy o aneksji Lwowa były szeroko kolportowane przez rosyjskie media i co ważne, trafiały na podatny grunt w skrajnych polskich portalach i grupach społecznościowych. Podsycały one wzajemną nieufność: po stronie ukraińskiej wzbudzały podejrzenia co do intencji Warszawy, zaś po stronie polskiej przedstawiały Ukrainę jako potencjalny zarzewie konfliktu o ziemie.

„Roszczenia majątkowe” Polaków wobec Ukrainy: Kolejna narracja historyczno-prawna, mająca wywołać antagonizm. W 2022 r. rosyjska propaganda (m.in. poprzez osoby takie jak Rękas) rozpowszechniła informację, jakoby Polacy masowo składali pozwy w ukraińskich sądach o zwrot przedwojennych majątków na Kresach. Rękas mówił o „1500 pozwach o zwrot mienia lub odszkodowania” od Ukrainy za mienie pozostawione w 1945 r.. Narracja o „roszczeniach” gra na dawnych zaszłościach: ma wzbudzić w Ukraińcach strach, że Polacy upomną się o Lwów jak zapewne kiedyś Niemcy o ziemie zachodnie, a Polakom zasugerować, że Ukraina coś jest im „winna” (więc czemu jej pomagać?). Tego typu fałsz wzmacnia klimat podejrzliwości i podkopuje szczerość polsko-ukraińskiego pojednania.

Zagrożenie ze strony ukraińskich uchodźców: Jest to bardzo szeroki nurt dezinformacji, obejmujący wiele wątków: od rzekomego wzrostu przestępczości w Polsce z powodu Ukraińców, przez teorie o „ukraińskich banderowcach” ukrywających się wśród uchodźców, po absurdalne oskarżenia wobec ukraińskich dzieci i młodzieży. Przykładem może być wspomniana wypowiedź Halszki Bieleckiej w Sejmie o „co czwartej ukraińskiej nastolatce – prostytutce”, mająca zohydzić młodych Ukraińców. Inny przykład to afera wokół słów Natalii Panczenko. Jej wypowiedź w ukraińskiej telewizji została przez media skrajnej prawicy przedstawiona tak, jakby groziła Polakom przemocą. Konfederacja zażądała nawet wydalenia Panczenko z kraju (ustami posła Krzysztofa Szymańskiego). Choć sama aktywistka wyjaśniła, że jej słowa wyrwano z kontekstu (mówiła o potencjalnym zagrożeniu przy polaryzowaniu społeczeństwa, a nie własnych zamiarach), to jednak narracja o „roszczeniowych i agresywnych Ukraińcach” poszła w świat.

Narracja obwiniająca Ukrainę o incydenty zagrażające Polsce: Jednym z kluczowych elementów rosyjskiej dezinformacji w polskiej przestrzeni informacyjnej jest przekierowywanie odpowiedzialności za incydenty militarne z Rosji na Ukrainę. Liliana Wiadrowska (Ruch Narodowy, „Lider Konfederacji w Elblągu”) we wpisach w mediach społecznościowych stwierdza, że wszystkie drony i rakiety, które spadły na terytorium Polski były ukraińskie, w domyśle, Rosja w tych przypadkach oskarżana jest niesłusznie. Tego rodzaju przekazy stały się pożywką dla prorosyjskich teorii spiskowych i kontrybucją do szerszej kampanii propagandowej mającej na celu wybielanie Moskwy oraz podważanie zaufania do Ukrainy. W tym ujęciu to nie Rosja jawi się jako zagrożenie, lecz „nieodpowiedzialna Ukraina”, której działania rzekomo narażają Polaków na śmierć i konflikt z mocarstwem atomowym.

Mechanizm ten ma podwójny cel operacyjny. Po pierwsze, przenosi ciężar emocji z agresora na ofiarę, podsycając lęk i nieufność wobec Kijowa. Po drugie, tworzy grunt pod narrację o „niepotrzebnym wciąganiu Polski w cudzą wojnę”. W konsekwencji tego typu komunikaty wzmacniają nastroje izolacjonistyczne i antysojusznicze, uderzając w spójność wspólnoty euroatlantyckiej. Podobne wątki były powielane również przez innych polityków tej formacji, m.in. przez Grzegorza Brauna i innych przedstawicieli Konfederacji, którzy po incydencie w Przewodowie sugerowali, że działania polskiego rządu mogą doprowadzić do „wypowiedzenia wojny mocarstwu atomowemu”. Tego rodzaju retoryka, choć formułowana z pozycji opozycji wewnętrznej, de facto wzmacnia rosyjską narrację o Polsce jako państwie niestabilnym, emocjonalnym i gotowym do prowokacji, a tym samym stanowi element operacji refleksyjnych Kremla wobec polskiego społeczeństwa.

Narracja o „ukrainizacji” i wyrzekaniu się polskości: Wspomniana już szeroko kampania „Stop ukrainizacji Polski” obfitowała w dezinformujące twierdzenia: np. że co dziesiąty mieszkaniec Polski to Ukrainiec (stąd wniosek, że Polacy staną się mniejszością. W rzeczywistości nawet przy 3 mln Ukraińców to mniej niż 8% populacji, a większość to tymczasowi uchodźcy), albo, że Polakom odbiera się prawo używania języka polskiego na rzecz ukraińskiego, że w szkołach promuje się banderyzm itd. Te komunikaty często nie są oparte na faktach, lecz na pojedynczych anegdotach rozdmuchanych medialnie. Przykładem może być historia z jednego z polskich liceów, gdzie rzekomo polskim uczniom „zakazano wieszania polskiej flagi, by nie urazić Ukraińców”. Dyrekcja szkoły temu zaprzeczyła. Dezinformatorzy wykorzystują clickbaitowe fejki, by budować wrażenie, że polska kultura i tożsamość są wypierane przez ukraińską za przyzwoleniem władz. To z kolei ma wywołać gniew (dlaczego „oni” mają mieć lepiej niż „my”, w naszym kraju?) i poczucie zagrożenia narodowego.

Wszystkie powyższe narracje łączy jedno, są one zgodne z interesami Kremla. Szerząc je, odwraca się uwagę od prawdziwego agresora (Rosji) i problemów wywołanych wojną (zbrodnie, kryzys humanitarny), a skupia ją na rzekomych winach i zagrożeniach płynących ze strony Ukrainy lub nawet polskich władz. Finalnie służy to osłabieniu jedności polsko-ukraińskiej i zachwianiu zdecydowanej postawy Polski przeciw rosyjskiej agresji. Nie dziwi zatem, że narracje te są systematycznie wzmacniane przez kremlowskie media i prorosyjskie kanały. Przykładowo, wspomniane fake newsy o aneksji i roszczeniach majątkowych z udziałem Rękasa były szeroko cytowane przez rosyjskie agencje i portale propagandowe (RIA Nowosti, Izwiestia, Vzgljad), a także podchwycone przez białoruską propagandę (telewizja państwowa, wypowiedzi Łukaszenki). Z kolei antyuchodźcze hasła Konfederacji natychmiast trafiły do rosyjskiego News Front. Ta spójność przekazu unaocznia, że mamy do czynienia z operacją zarządzania refleksyjnego na pełną skalę: od kreowania narracji na Kremlu, po ich implementację rękami polskich wykonawców i propagację z powrotem do międzynarodowej infosfery.

Prorosyjska agenda i afiliacje medialne skrajnych środowisk

Cechą wspólną analizowanych środowisk (skrajnych kresowych i skrajnie prawicowych) jest ich systemowa bezkrytyczność wobec Rosji oraz powiązania z prorosyjskimi mediami. W narracji tych grup Rosja niemal nigdy nie bywa przedstawiona jako agresor czy zagrożenie, przeciwnie, często jest usprawiedliwiana, a nawet podziwiana. Głównym wrogiem czynionym w ich przekazie są natomiast: Ukraina (oskarżana o banderyzm, niewdzięczność, roszczeniowość), polski rząd (oskarżany o służalczość wobec Kijowa lub Waszyngtonu) oraz szeroko pojęty „Zachód” (UE, NATO, Niemcy, USA, które rzekomo działają na szkodę Polski). Taki układ przyjaciół i wrogów jest dokładnym odbiciem linii propagandowej Kremla. Moskwa jest dobra, Kijów zły, dlatego prawdziwi patrioci popierają Rosję, a zdrajcy służą Zachodowi. Nie jest przypadkiem, że wiele z czołowych postaci tych środowisk współpracuje z mediami znanymi z prorosyjskiej orientacji. Na przykład tygodnik „Myśl Polska” od kilku lat stał się przestrzenią dla głoszenia prorosyjskich poglądów. Artykuły tam publikowane często powielają narracje bliskie rosyjskim (np. że wojna na Ukrainie to wina NATO, że sankcje szkodzą Polsce, itp.). Innym prorosyjskim medium jest portal Kresy.pl, który formalnie zajmuje się tematyką wschodnią, publikuje treści jednoznacznie antyukraińskie i bywa platformą dla takich autorów jak Marcin Skalski (który otwarcie chwalił „rosyjski ład” w Donbasie). Jeszcze dalej idące są niszowe strony w rodzaju Wprawo.pl Jacka Międlara czy internetowe telewizje nacjonalistyczne. Tam prorosyjski przekaz jest w zasadzie normą.

Ponadto skrajni działacze pojawiają się wprost w rosyjskich mediach państwowych, gdzie występują w charakterze ekspertów lub komentatorów „z Polski”, uwiarygadniając przekazy Kremla w oczach zagranicznych odbiorców. Mateusz Piskorski wielokrotnie udzielał wypowiedzi prorosyjskim mediom, m.in. telewizji Russia Today (RT) i agencji Sputnik News, gdzie przedstawiano go jako „niezależnego analityka politycznego z Warszawy”. Już w 2014 r. pojawił się na antenie RT, komentując wydarzenia na Majdanie w Kijowie i rozpowszechniając tezy zbieżne z rosyjską propagandą o „zewnętrznej inspiracji przewrotu” oraz „udziale Zachodu w destabilizacji Ukrainy”. W późniejszych latach kontynuował działalność w środowiskach prorosyjskich, promując narracje o „geopolitycznym kolonializmie Zachodu” i „konflikcie cywilizacyjnym z Rosją”. Podobny mechanizm legitymizowania rosyjskich przekazów wykorzystuje Konrad Rękas, który w rosyjskich mediach przedstawiany jest jako „polski politolog krytykujący działania Warszawy”. W wywiadach dla portali takich jak Strana.ua czy Ukraina.ru powiela on tezy o rzekomych planach Polski dotyczących zajęcia zachodnich obszarów Ukrainy oraz o roszczeniach majątkowych Polaków wobec Kijowa. Jego wypowiedzi stają się częścią kampanii dezinformacyjnej Kremla, której celem jest wywołanie nieufności między Polską a Ukrainą. 

Podobny model wykorzystywania polskich postaci występuje również w mediach białoruskich, które stanowią element wspólnej przestrzeni informacyjnej z Rosją. W grudniu 2024 r. telewizja państwowa Biełaruś 1 wyemitowała fabularyzowany reportaż Agenci i zdrajcy. Kontrwywiad KGB Białorusi kontra polskie specsłużby, przedstawiający dwóch obywateli Polski jako rzekomych szpiegów. Materiał utrzymany w estetyce sowieckiego kina sensacyjnego miał charakter „pedagogiczny”, demonizował Polskę jako agresywnego sąsiada i ostrzeżenie dla Białorusinów przed kontaktami z Polakami. Wykorzystanie uwięzionych obywateli RP w tego typu materiałach stanowiło nie tylko narzędzie zastraszania, ale i przykład propagandowego zarządzania obrazem relacji polsko-białoruskich. Równolegle rosyjskie media kontynuowały narrację o rzekomej „prorosyjskiej części polskiego społeczeństwa”. W programie białoruskiej telewizji ONT politolog Karine Geworgian mówiła o „partii prorosyjskiej w Polsce – wspólnocie trzeźwych, prorosyjskich ludzi”, powielając jeden z podstawowych motywów rosyjskiej propagandy, że w Polsce istnieje nurt obywateli popierających współpracę z Moskwą i sprzeciwiających się „antyrosyjskiej histerii Zachodu”.

Ten sam mechanizm zastosował dziennikarz rosyjskiego tabloidu Argumienty i Fakty Gieorgij Zotow, który w swoim reportażu z Polski cytował wypowiedzi redaktora portalu Strajk.eu Macieja Wiśniowskiego, krytykującego polską politykę wobec Rosji i sankcje gospodarcze. Fragmenty rozmowy wykorzystano w rosyjskich mediach do potwierdzenia tezy, że „rusofobia” jest zjawiskiem sztucznie narzuconym przez elity, podczas gdy „zwykli Polacy” pozostają przyjaźni wobec Rosjan. Tego rodzaju materiał jest klasycznym przykładem zarządzania refleksyjnego, mającego wytworzyć wrażenie istnienia „dwóch Polsk” – jednej oficjalnej, wrogiej Rosji, i drugiej, „rozsądnej”, gotowej do współpracy. Instrumentem wzmacniającym ten przekaz pozostają również prorosyjskie media w Polsce, przede wszystkim tygodnik Myśl Polska, którego treści są regularnie przedrukowywane przez rosyjskie portale propagandowe, takie jak RT czy Dzen.ru. Publikacje tego środowiska, utrzymane w narracji o „upadku polskiej gospodarki”, „dyktacie Zachodu” czy „zdradzie narodowych interesów”, są wykorzystywane niemal bez zmian redakcyjnych, co pozwala Kremlowi przedstawiać je jako autentyczne opinie Polaków. W ten sposób rosyjskie media tworzą zamknięty obieg wzajemnego cytowania, w którym polskie treści antyzachodnie i antyukraińskie stanowią dla Kremla „dowód” na rzekome rozbicie wewnętrzne Polski oraz jej niechęć do sojuszu z Ukrainą.

Afiliacje organizacyjne i casus „Nocnych Wilków”

Innym wymiarem afiliacji medialnych i organizacyjnych jest obecność działaczy prorosyjskich na wydarzeniach organizowanych lub finansowanych pośrednio przez rosyjskie podmioty. Artykuł śledczy Frontstory.pl ujawnił dokumenty funduszu PravFond (Fundusz Wsparcia i Ochrony Praw Rodaków Mieszkających za Granicą), wskazujące na transfery finansowe z Moskwy do Polski w celu wspierania inicjatyw i organizacji propagujących „współpracę polsko-rosyjską” oraz utrwalających rosyjską narrację historyczną. Takie struktury, jak Braterstwo Polsko-Rosyjskie czy wcześniej Stowarzyszenie Przyjaźni Polsko-Rosyjskiej, pełniły rolę zaplecza organizacyjnego i kanałów kontaktowych, przez które rosyjskie przekazy trafiały do lokalnych środowisk.

Szczególnie wyrazistym przykładem tego mechanizmu była działalność klubu motocyklowego Nocne Wilki, organizacji otwarcie prorosyjskiej, finansowanej bezpośrednio z budżetu Federacji Rosyjskiej. Według danych ujawnionych przez Fundację Walki z Korupcją Aleksieja Nawalnego, klub i powiązane z nim podmioty od 2013 roku otrzymały łącznie 56 milionów rubli w grantach prezydenckich, przyznanych przez administrację Władimira Putina. Klub pełni funkcję parapaństwowego instrumentu propagandy historycznej, łącząc symbolikę II wojny światowej z narracją o „braterstwie broni” i „wyzwalaniu Europy spod faszyzmu”.W Polsce działalność Nocnych Wilków miała charakter demonstracyjny i symboliczny. W 2015 roku polskie władze odmówiły grupie wjazdu na terytorium RP w ramach rajdu z Moskwy do Berlina, jednak decyzja ta stała się narzędziem rosyjskiej kampanii propagandowej. Ambasador Rosji w Warszawie, Siergiej Andriejew, nazwał ją „dmuchaniem w wojenne trąby”, a rosyjskie media państwowe przedstawiały Polskę jako kraj „niezdolny do poszanowania pamięci o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej”. W Polsce, zgodnie z intencją Moskwy, decyzja o niewpuszczeniu Nocnych Wilków stała się przedmiotem sporu wewnętrznego, wykorzystywanego przez propagandę rosyjską do pogłębiania podziałów politycznych. Część polityków ówczesnej opozycji, m.in. Stefan Niesiołowski (PO) i Dariusz Joński (SLD), krytykowała stanowisko rządu, uznając je za „histerię” i „prowincjonalizm”, co natychmiast zostało podchwycone przez rosyjskie media jako dowód rzekomego „rozłamu” w Polsce w kwestii stosunku do Rosji. Na poziomie społecznym rosyjską inicjatywę wsparła grupa polskich motocyklistów związanych z Międzynarodowym Motocyklowym Rajdem Katyńskim, którzy złożyli wieniec pod Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie, „solidaryzując się z rosyjskimi kolegami”. W tym samym czasie w mediach pojawiły się wypowiedzi Dariusza Kaczmarczyka, lidera polskiego oddziału Nocnych Wilków, deklarującego współpracę z rosyjskim klubem i udział w przejazdach upamiętniających rocznicę „zwycięstwa nad faszyzmem”.

Z perspektywy minionej dekady działalność Nocnych Wilków i powiązanych z nimi środowisk doskonale ilustruje sposób, w jaki Rosja realizuje długofalowe operacje wpływu poprzez struktury pozornie społeczne i kulturalne. Schemat działania był konsekwentny i wieloetapowy: finansowanie klubu z budżetu państwowego, następnie uruchamianie go jako narzędzia propagandy historycznej, a w końcu przekształcenie w platformę mobilizacji politycznej i ideologicznej. Pod przykrywką działalności patriotycznej i pielęgnowania pamięci o „zwycięstwie nad faszyzmem” klub stał się aktywnym instrumentem rosyjskiej polityki pamięci, wchodząc w konflikty symboliczne w Europie, w tym w Polsce. W praktyce Nocne Wilki zrzeszały prorosyjskich aktywistów, wzmacniały podziały społeczne i polaryzowały debatę publiczną, przedstawiając się jako ruch pojednania, który w istocie dzielił. Wykorzystywano emocje, wrażliwość historyczną i autentyczne potrzeby upamiętniania, by wytworzyć sieć społecznego rezonansu wokół rosyjskiej wizji historii i „antyfaszyzmu”.

Z biegiem czasu ujawniło się rzeczywiste oblicze tej struktury. Klub utrzymywał bliskie relacje z Ramzanem Kadyrowem, który został liderem czeczeńskiego oddziału Nocnych Wilków, oraz z rosyjskim aparatem wojskowym, wykorzystującym jego członków w operacjach informacyjno-symbolicznych. Udział Nocnych Wilków w działaniach na rzecz aneksji Krymu w 2014 r. potwierdził, że mieli oni od początku charakter parapaństwowego narzędzia operacyjnego, łączącego elementy mobilizacji społecznej, agitacji politycznej i wpływu psychologicznego. Z dzisiejszej perspektywy widać wyraźnie, że przypadek Nocnych Wilków stanowi modelowy przykład zamkniętej operacji refleksyjnej, przeprowadzonej na przestrzeni lat: od pozornie niewinnej aktywności kulturowo-pamięciowej, przez etap ekspansji medialnej i sieciowania lokalnych sympatyków, po pełne ujawnienie ich roli w agresywnej polityce Kremla. Operacja ta pokazuje, jak skutecznie Rosja potrafi przekształcić instrumenty miękkiego oddziaływania w trwałe narzędzia destabilizacji społecznej i geopolitycznej.

Rekomendacje: Jak przeciwdziałać rosyjskiemu zarządzaniu refleksyjnemu w Polsce

Analiza wskazuje, że rosyjskie zarządzanie refleksyjne wobec Polski ma charakter długofalowy i systemowy, wykorzystując lokalne podziały, urazy historyczne oraz radykalne ideologie do kształtowania postaw i decyzji społecznych zgodnych z interesem Kremla. Operacje te, oparte na manipulowaniu emocjami i tożsamością zbiorową, stanowią realne zagrożenie dla bezpieczeństwa informacyjnego i spójności społecznej kraju. W celu ograniczenia skuteczności tego oddziaływania niezbędne jest wzmocnienie odporności poznawczej i instytucjonalnej społeczeństwa. Kluczowym działaniem pozostaje edukacja medialna i historyczna objaśniająca, czym jest dezinformacja i jak rozpoznawać jej mechanizmy. Świadomy odbiorca, rozumiejący metody manipulacji narracyjnej, jest mniej podatny na propagandę i prowokacje emocjonalne.

Drugim filarem powinna być aktywna polityka historyczna i dialog polsko-ukraiński, który odbiera rosyjskiej propagandzie monopol na interpretację przeszłości. Uczciwe wspólne upamiętnianie ofiar Wołynia oraz nagłaśnianie gestów pojednania utrudniają wykorzystywanie historii jako narzędzia antagonizacji społeczeństw. Niezbędny jest także ciągły monitoring i demaskowanie prorosyjskich sieci wpływu. Instytucje analityczne i media powinny ujawniać powiązania między lokalnymi liderami opinii a strukturami powielającymi przekaz Kremla. Publiczne pokazywanie tych zależności odbiera im wiarygodność i ogranicza skuteczność przekazu. Równolegle państwo i samorządy powinny wspierać niezależne media i projekty fact-checkingowe, które weryfikują fałszywe informacje i prostują propagandowe narracje. Wymaga to zarówno stabilnego finansowania, jak i szerszej promocji ich wyników w przestrzeni publicznej.

W obszarze bezpieczeństwa prawnego konieczna jest reakcja na przypadki dezinformacji przekraczającej granice wolności słowa, zwłaszcza gdy prowadzi do nienawiści, nawoływania do przemocy lub świadomego wspierania wrogich operacji. Ostatecznie jednak najskuteczniejszym narzędziem obrony przed rosyjskim wpływem jest budowanie pozytywnej, inkluzywnej narracji społecznej. Wzmacnianie więzi między Polakami i Ukraińcami, pokazywanie przykładów współpracy i solidarności, a także wspólne inicjatywy informacyjne stanowią naturalną przeciwwagę dla przekazów podsycających wrogość.

Zarządzanie refleksyjne Rosji osiąga największą skuteczność w warunkach społecznej atomizacji, braku zaufania i dominacji emocji nad racjonalnym myśleniem. Dlatego przeciwdziałanie tym mechanizmom wymaga konsekwentnego wzmacniania kompetencji poznawczych i kultury debaty publicznej, opartej na faktach, a nie na emocjonalnych uproszczeniach. Państwo świadome zagrożeń informacyjnych i posiadające społeczeństwo zdolne do krytycznej oceny przekazów propagandowych może skutecznie neutralizować wrogie operacje, nie poprzez cenzurę czy represje, lecz poprzez wiedzę, transparentność i spójność wspólnotowych celów. W takim modelu Polska utrzymuje zarówno jedność wewnętrzną, jak i solidarność z Ukrainą, czyli dwa kluczowe filary własnego bezpieczeństwa narodowego w obliczu długotrwałej wojny informacyjnej.


Autor: Wojciech Pokora – redaktor naczelny Disinfo Digest


Źródła

  1. M. Wojnowski, „Zarządzanie refleksyjne” jako paradygmat rosyjskich operacji informacyjno-psychologicznych w XXI w., Przegląd Bezpieczeństwa Wewnętrznego, nr 12/2015.
  2. K. Kuśmirek, Działania informacyjne Federacji Rosyjskiej w 2023 roku, Przegląd Bezpieczeństwa Wewnętrznego, nr 30/2024.
  3. J. Dauksza, A. Gielewska, Ukrainizacja w kolorze Braun, Frontstory.pl, 5.08.2022.
  4. Disinfo Digest (Info Ops Polska), Historia jako broń: przypadek Katarzyny Sokołowskiej w architekturze rosyjskiej dezinformacji, 5.05.2025.
  5. S. Żaryn, komunikaty w serwisach Twitter/X i PolskieRadio24.pl dotyczące aktywności Konrada Rękasa i rosyjskich narracji o Polsce (2022–2023).
  6. Frontstory.pl, Barszcz kremlowski, 9.10.2024.
  7. PAP / Polskie Radio, Polska celem ataków rosyjskiej propagandy…, 14.03.2022.
  8. Frontstory.pl, Popularność hasła „ukrainizacja” wzrasta…, 2022.
  9. Frontstory.pl, Komu płaci Moskwa? Ujawniamy dokumenty funduszu PravFond, 2023.
  10. Biełsat.eu / J. Biernat, Białoruska telewizja o „polskich szpiegach”. Reportaż propagandowy jako narzędzie zastraszania, 12.2024.
  11. Wiadomości.wp.pl, Skandaliczne wypowiedzi Janusza Korwin-Mikkego wykorzystywane przez rosyjską propagandę, 2022.
  12. NaTemat.pl, Były poseł Samoobrony Mateusz Piskorski ekspertem prokremlowskiej Russia Today, 5.03.2014.
  13. TVN24.pl, Ambasador Rosji o Nocnych Wilkach: warto było ich po prostu wpuścić, 2015.
  14. TVN24.pl, Nawalny ujawnia: Nocne Wilki sowicie finansowane z rosyjskiego budżetu, 2015.
  15. TVN24.pl, Kadyrow głównym Nocnym Wilkiem Czeczenii, 2015.
  16. Wiadomosci.wp.pl, Nocne Wilki na polskiej granicy. Wypowiedź Dariusza Kaczmarczyka, prezydenta polskiego oddziału klubu, 2017.
  17. Wiadomosci.wp.pl, Stefan Niesiołowski: Polskie MSZ uległo histerii PiS-owskiej ws. Nocnych Wilków, 2015.
  18. Wiadomosci.wp.pl, Polscy motocykliści przed Grobem Nieznanego Żołnierza – gest solidarności z rosyjskimi Nocnymi Wilkami, 2015.
  19. Wiadomosci.wp.pl, Dariusz Joński o przejeździe Nocnych Wilków: szerokiej drogi, 2015.

Udostępnij!

Otwórz PDF i wydrukuj